Gry z kooperacją - które najmilej wspominamy, czy jeszcze w nie gramy? [Klub Dyskusyjny]
Ghost Recon Wildlands przypomniał nam, jak bardzo lubimy co-opa. I jak bardzo nie mamy na niego czasu...
"Bo w tym cały jest ambaras, zęby dwoje chciało naraz". Albo, tak jak w nowym Ghost Reconie czy Borderlandsach, jeszcze więcej. I to jest tu kluczowy problem. Synchronizacja kalendarzy, dostosowywanie rytmu dnia do innych, wyciszanie domowników. Co-opowe granie to dla mnie zbyt karkołomna robota. Tzn. samo przygotowywanie się do niego. Zupełnie nie dziwię się jednak tym, którzy mogąc sobie na to czasowo pozwolić spędzają w sieci długie godziny z kumplami. Bo wtedy w gruncie rzeczy najważniejsze nie jest już nawet to, czy mamy dobrą grę, tylko dobre towarzystwo.
Ale o czym ja? A o co-opie. Kilka lat temu, gdy czasu było więcej dałbym się pokroić za Ghost Recon Wildlands. W kooperacji w dwóch częściach Left 4 Dead spędziłem miesiące. Przechodzenie Splinter Cell: Chaos Theory z Piotrkiem Gnypem wciąż wspominam mile. Army of Two? Super gierka, ta pierwsza. Portal 2? Mistrzostwo. Diablo, Terraria, Halo 4, Illomillo, Trine czy Ibb&Obb. Mogę wymieniać kooperacyjne perełki i wymieniać. Ale co zrobić, skoro nie mam na nie już czasu.
Wiem, że jestem monotematyczny, ale Switch ma szansę tutaj coś "pstryknąć". Głównie dlatego, że to pierwsza konsola, do której mam cztery pady. Do tej pory co-op kanapowy oznaczał dla mnie dwóch graczy. Reszta co najwyżej komentowała zza pleców. A w takie Snipperclips zagrałem z trzema znajomymi. To niesamowite, ile problemów - oraz śmiechu - dostarczają wtedy nawet najprostsze akcje. No i nie trzeba zapraszać do siebie. Nadal eksperymentuję z tą konsolą. W piątek zabrałem (taki jest przynajmniej plan, bo piszę te słowa w czwartek) konsolę ze znajomymi do pizzerii. Niech pakują w to jak najwięcej takich produkcji. Niech po cichu zmartwychwstanie takie gromadkowe szarpanie.
I jak tak się nad tym zastanowię, to wychodzi śmieszna sprawa. Kiedy człowiek miał czas na wspólne granie, z dostępem do internetu bywało różnie, szczególnie jeśli ktoś - jak ja - mieszkał w dzielnicy, w której nawet teraz 4-megowe łącze jest uważane za luksus. Dziś natomiast dziesiątki megabitów kosztują tyle, co jednodniowe zakupy dla 4-osobowej rodziny, tylko właśnie między innymi ta rodzina powoduje, że czasu na granie nie ma. I w sumie nie przeszkadza mi to.
Bo o ile w multi z rywalizacją można grać z obcymi ludźmi z internetu, o tyle co-op ma sens jednak głównie z kimś znajomym. I przez to dużo lepiej sprawdza się na żywo. Dlatego bardzo cenię twórców gier, którzy jeszcze pamiętają o tym elemencie. Mniej więcej od premiery powoli przechodzę drugi raz ze znajomym Gears of War 4 w kooperacji i są to zawsze bardzo udane wieczory.
Ogólnie myślę, że w grach z co-opem jest ogromny potencjał, który udaje mi się sporadycznie odkryć. Mam jednak niedosyt tego rodzaju rozgrywki, m.in. dlatego, że zbyt dużo uwagi zajmują mi gry singlowe. W kooperacji zaskakująco dobrze działają też niektóre planszówki - na ciebie patrzę, Pandemio!
Przeczytaj więcej o grach, które pojawiły się w tekście:
Redakcja