Gra na poranek: Flood the Chamber
Podczas godzin spędzonych z Larą Croft w różnego rodzaju zapomnianych lochach, zawsze zastanawiałem się, ile energii należałoby spożytkować, aby odtworzyć któryś z systemów pułapek, z którymi musiała radzić sobie znana wszystkim pani archeolog. Właściciel lochów z Flood the Chamber wyraźnie przesadził - ostrza, lasery, kolce, a na dodatek gigantyczny miecz spadający z wysokości kilku pięter same w sobie są już przesadą. Ale żeby jeszcze zalewać wszystko wodą? Niestety, nawet to nie jest w stanie zatrzymać co bardziej zdeterminowanych graczy.
25.01.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:29
Flood the Chamber to krótka platformówka - mieści się na jednym ekranie, więc musi być krótka, co nie? Być może dla ludzi o zręczności zmutowanej małpy z planety Kadżimbo, być może. Dla mnie zdecydowanie nie, kilka razy zdarzyło mi się zawyć ze złości.
Sterując ubranym w stylowy zielony strój rzezimieszkiem, musimy omijać kolejne przeszkody, byle dotrzeć do kolejnego grzybka, który robi tutaj za punkt odrodzenia. Komplikacja polega na tym, że podziemia zalewane są wodą, więc trzeba się spieszyć - zamoczenie się wiąże się z powrotem na sam początek gry.
To, że cała gra mieści się na jednym ekranie z jednej strony kusi pozorną łatwością, z drugiej, gdy już gracz nabierze wprawy, wyraźnie pokazuje, jak daleko zaszedł. Pierwsze piętro to był problem? W momencie w którym trzeba się siłować z trzecim, pierwsze wydaje się być dawnym wspomnieniem, które w razie wpadnięcia do wody przechodzi się w mgnieniu oka.
Nie mam pojęcia, ile całość może zabrać czasu - ja odpadłem ostatecznie tuż przed grzybkiem nad transparentem "Weak". Kiedyś do Flood The Chamber wrócę.
Powiedzcie "papa" poniedziałkowej produktywności.
Konrad Hildebrand