Ghostbusters: The Video Game - recenzja
Gra Nie znam osoby, która nie znałaby Pogromców Duchów. Dwa filmy z Billem Murrayem, Danem Aykroydem i Haroldem Ramisem na stałe wpisały się do kanonu fantastycznych komedii. Część trzecia była w planach, ale niestety scenariusza w końcu nie udało się zrealizować. Aż do teraz, kiedy panowie Aykroyd i Ramis poszli po wodę do głowy i zamiast męczyć się z kinematografią, zwrócili się do świata gier. I do spóły z teksańskim studiem Terminal Reality stworzyli Ghostbusters: The Video Game - realizację snu każdego fana Pogromców. Gracz wciela się w piątego Ghostbustera, nowicjusza o ksywie Rookie. Ze względu na specyfikę pracy, przerób nowych rekrutów jest ogromny, więc Rookie nie posiada nawet imienia. Wszystko w imię lepszej identyfikacji z postacią. Ghostbusters to strzelanina TPP, ale nieco inna od pozostałych. Nie wszystkich przeciwników można zabić - część trzeba złapać, a do tego sama walka wygląda odmiennie od schematu wyrobionego przez Gearsy, czy Uncharted. Żadnego chowania się za przeszkodami, żadnego kluczenia i flankowania. Owszem, na niektóre duchy potrzebny jest specjalny sposób, ale w większości wypadków walka toczy się twarzą w twarz - mano a mano.
Gracz Gra jest przeznaczona w pierwszej kolejności dla fanów filmów. Docenią oni odwołania do pierwowzorów, ubawi ich charakterystyczny dowcip doktora Venkmana, czy para-naukowe wywody Spanglera i Stenza. Scenariusz napisali Ramis z Aykroydem (autorzy scenariuszy do obu filmów) i to się czuje. Gra klimatem idealnie oddaje humor Ghostbustersów, a historia moim zdaniem jest znacznie lepsza od tej z części drugiej i może śmiało konkurować z jednyką. Zwłaszcza, że znów chodzi o Gozera i związany z nim kult, który najwyraźniej znów chce zamienić Nowy Jork w plac zabaw dla nadprzyrodzonych stworów.
Czy gra spodoba się młodszym graczom, dla których urok Pogromców Duchów nie ma takiego znaczenia, trudno powiedzieć. To doskonała strzelanina (o czym więcej za chwilę), ale ma troszkę inne tempo, inaczej skonstruowany system walki, no i zupełnie inną atmosferę.
Rozgrywka W Ghostbusters, jak łatwo się domyśleć, trzeba łapać duchy. Gra jest liniową strzelaniną, w której zgubić się co prawda nie można, ale za to cały czas coś się dzieje. W jednym momencie badamy otoczenie w towarzystwie pozostałych Pogromców, korzystając z bardzo sensownie zaprojektowanego skanera PKE (Psycho-Kinetic Energy) - urządzenie działa głównie w trybie FPP, pozwalając łatwo namierzać duchy i inne nadprzyrodzone obiekty, a potem katalogować je, odkrywając na przykład słabości danego przeciwnika. W chwilę później wszystko się zmienia - zza rogu wyskakuje wrzeszcząca zjawa, kandelabry ożywają, a z książek formuje się olbrzymi golem. Rozpoczyna się walka, w trakcie której ciągle słychać cięte komentarze Pogromców, powietrze przecinają strumienie plazmy wystrzeliwanej z plecaków protonowych, a otoczenie dosłownie eksploduje kawałkami niszczonych dekoracji i mebli.
W grze jest tylko jedna broń, ale ma za to osiem trybów działania. Podstawą jest oczywiście charakterystyczna wiązka protonowa, która nie tylko osłabia, ale także chwyta duchy. Strzałki bozonowe to odpowiednik rakietnicy, jest też ghostbusterowy shotgun świetny przeciwko rojom małych zjaw, wiązka stazowa, zdolna na kilka sekund unieruchomić cel, czy miotacz szlamu - jest nie tylko skuteczną bronią, ale także jedyną metodą torowania sobie drogi w niektórych sytuacjach. Ostatni tryb działania plecaka to coś w rodzaju karabinu maszynowego, bardzo podobnego do Augura Bulls-Eye z Resistance - ducha można oznaczyć, a reszta pocisków trafia automatycznie.
Amunicji nie ma, ale jest za to poziom nagrzania broni, pokazywany bezpośrednio na plecaku (podobnie jak inne elementy interfejsu, takie jak zdrowie, czy tryb działania). Jeśli zbyt długo strzelamy, to plecak się przegrzewa i musi się przez chwilę wentylować. Włączenia automatycznego systemu chłodzenia można jednak uniknąć, co pewien czas wentylując ręcznie. Wystarczy wcisnąć R1/RB i temperatura błyskawicznie spada.
Jak wspomniałem nie ma też systemu coverów, ale jest za to unik, znacznie przydatniejszy w tego typu starciach. Duchy są bardzo ruchliwe i rzadko siedzą w miejscu ostrzeliwując naszą pozycję - tu ciągle trzeba pozostawać w ruchu, najpierw osłabiając zjawę odpowiednią bronią, a potem chwytając w wiązkę protonową. Teraz wystarczy tylko rzucić na ziemię pułapkę i wciągnąć nad nią miotającego się ducha. Na PS3 można do tego wykorzystać sixaxisa i muszę powiedzieć, że choć to drobiazg, to świetnie pasuje do rozgrywki. Wciskając L2/LT uderzamy duchem o ściany - to go oszałamia, dzięki czemu znacznie łatwiej nad nim zapanować. Gdy duch znajduje się nad pułapką, ta się otwiera ("SPOJRZAŁEM NA PUŁAPKĘ, RAY!!!"), a my musimy utrzymać wyrywającego się stwora w stożku światła. Potem słychać charakterystyczny odgłos zasysania i na konto Pogromców trafia okrągła sumka, za którą później ulepsza się broń i sprzęt.
Łapanie duchów to czysta przyjemność - prócz mieszania z różnymi broniami, trzeba także dostosowywać taktyki do danego rodzaju przeciwników. Na roje najlepszy jest tutejszy odpowiednik shotguna, a golemowi trzeba w odpowiednim momencie wyrwać magiczny przedmiot, który sprawia że istota się porusza - oczywiście łapiąc go wiązką protonów.
Oprawa Ghostbusters wykorzystuje silnik Infernal stworzony przez Terminal Reality i robi to z powodzeniem. Gra wygląda ślicznie, poczynając od wyglądu duchów, na efektach specjalnych kończąc. W trakcie walk można zniszczyć praktycznie wszystkie meble i większość elementów wystroju wnętrz - po starciu z duchem pokój rzadko nadaje się do ponownego wykorzystania.
Poziomy są bardzo zróżnicowane - odwiedzamy i miejsca znajome z filmu i całkowicie oryginalne. Uganiamy się za slimerem w hotelu, wracamy do biblioteki, gdzie spotykamy starą znajomą wiedźmę. Przenosimy się też do wymiaru paranormalnego, gdzie zwiedzamy tą samą bibliotekę, przekształconą w olbrzymią świątynię poświęconą okrutnemu bóstwu i zwiedzamy podziemia Nowego Jorku, gdzie szalony architekt stworzył system olbrzymich generatorów duchowej energii. Jest nawet remiza Pogromców, w której można porozmawiać z członkami zespołu i pooglądać magiczne artefakty znalezione w trakcie misji.
Wyróżniają się zwłaszcza modele postaci, utrzymane w lekko kreskówkowej konwencji. Twarze aktorów wykonano prześlicznie, a całość wzmacnia świetna mimika, no i głosy. W Ghostbustersów wcielili się wszyscy oryginalni aktorzy - Bill Murray, Dan Aykroyd, Eddie Hudson i Harold Ramis. W obsadzie pojawiają się jeszcze inne mniej i bardziej znane twarze i wszyscy wkładają w grę całe serce. No może poza Murray'em, który mam wrażenie, troszkę odwalił swoją robotę.
Werdykt Ghostbusters to świetna dopracowana strzelanina i ma tylko jedną wadę, jest za krótka. Przez scenariusz przebijamy się w jakieś osiem godzin, co pozostawia drążące uczucie niedosytu. Duchy łapie się tu tak fajnie, że po obejrzeniu napisów końcowych wciąż chce się grać dalej.
Zaangażowanie Aykroyda i Ramisa zaowocowało świetnym, zabawnym i utrzymanym w klimacie Pogromców Duchów scenariuszem. Aktorstwo jest prima sort, dialogi śmieszą, a historia wciąga. Sama rozgrywka rzadko kiedy ma słabsze momenty - system walki jest przemyślany, a badanie świata przy pomocy PKE Metera jest zaskakująco emocjonujące. Atmosfera oczekiwania jest wszechobecna, ale rzadko kiedy gra popada w klimaty horrorowe. Owszem podskoczyłem kilka razy, a w sekwencji gdy Rookie zostaje odłączony od grupy biegały mi ciarki po plecach, ale to przede wszystkim komedia, a dopiero potem gra o duchach.
Z nostalgią wspominam filmy (i z radością wyhaczyłem ostatnio powtórkę w którejś z telewizji), więc Ghostbusters trafili mnie prosto w serce. Owszem, gdzieniegdzie widać parę niedociągnięć - zdarzają się potknięcia w animacji, czasem rozgrywka nie jest idealnie płynna, a gdy się gdzieś zatniemy, można spędzić kilka minut szukając dalszej drogi. Ale mimo tego to świetna strzelanina i jeszcze lepsza gra o Pogromcach Duchów. W końcu Ghostbusters doczekali się porządnej adaptacji.
Tadeusz Zieliński