Czasem (okej, nawet częściej) nie rozumiem tej branży. To znaczy nie rozumiem sporej części tematów, wokół których robi się sztuczny dym. Szczególnie jeśli dotyczą sprzedaży gier. A dodatkowo (przypadek?!) umożliwiają kolejne wojenki użytkowników odmiennych platform. I mam nieodpartą chęć dorzucenia własnych pięciu groszy. Z nadzieją, że cokolwiek to znaczy. Zazwyczaj złudną.
A zatem - jak donoszą niektóre portale, na przykład Desctructoid, najnowszy raport analityków NPD Group (zajmującej się podliczaniem sprzedaży gier i konsol) zaskakuje, że na rynku amerykańskim, który często przyjmujemy za "miniaturkę" trendów całego świata anglojęzycznego, Ghost Recon Wildlands wyprzedził The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Nie poznaliśmy oficjalnych cyferek, ale przypominam, że Link trafił do ponad miliona domów w marcu (1,3 dokładnie, z czego ponad 900 tysięcy to kopie na Switcha), więc Ubisoft musiał przeskoczyć tę poprzeczkę.
Mnie o wiele bardziej zadziwia, że na liście dziesięciu najpopularniejszych tytułów można znaleźć fantastyczne Nier: Automata. Yoko Taro nareszcie miał swoje kilka minut sławy. Zasługiwał od wielu lat. Reszta to oczywistości: Andromeda, Horizon: Zero Dawn, For Honor, NBA 2K17 i... obowiązkowe Call of Duty (Infinite Warfare).
Adam Piechota