Geneforge
Chociaż gry komputerowe mają już budżety większe od wielu filmów i pracują nad nimi dziesiątki osób, nadal są zapaleńcy, którzy potrafią sami stworzyć grę. I to naprawdę świetną
Geneforge
Chociaż gry komputerowe mają już budżety większe od wielu filmów i pracują nad nimi dziesiątki osób, nadal są zapaleńcy, którzy potrafią sami stworzyć grę. I to naprawdę świetną
Geneforge
Piekielna wyspa
Chociaż gry komputerowe mają już budżety większe od wielu filmów i pracują nad nimi dziesiątki osób, nadal są zapaleńcy, którzy potrafią sami stworzyć grę. I to naprawdę świetną
„Geneforge” to najnowsze dziecko Jeffa Vogla, Amerykanina, który utrzymuje się z produkcji komputerowych gier fabularnych. Vogel robi wszystko (no, prawie wszystko) sam - opracowuje świat gry, pisze do niej scenariusz, tworzy program, nawet rysuje grafikę... Potem jego dwuosobowa firma Spiderwebsoftware ( http://www.spiderwebsoftware.com ) rozprowadza swoje gry w Internecie. Zwykle można za darmo ściągnąć obszerną wersję demonstracyjną programu (w przypadku „Geneforge” to blisko jedna czwarta gry), a po wpłaceniu na konto Vogla niezbyt wygórowanej kwoty 25 dolarów otrzymujemy kod rejestracyjny, który otwiera dostęp do całości.
Shareware? To musi być kiepskie - tak zapewne Państwo teraz myślicie, wspominając dziesiątki żałosnych imitacji gier, które można znaleźć chyba na każdym CD-ROMie dołączanym do czasopism komputerowych. Proszę jednak nie zapominać, że sławny „Doom” - wielki przebój - również był dystrybuowany jako shareware. A gry Vogla, chociaż bez wątpienia niszowe, regularnie zdobywają świetne recenzje i mają liczne grono wiernych fanów (do których, nie ukrywam, ja też się zaliczam). Jeff Vogel łamie konwencje przyjęte w komputerowym przemyśle rozrywkowym w jeszcze jeden sposób - zwykle najpierw publikuje wersję gry na Apple'a, a dopiero kilka miesięcy później na peceta.
Zakazana wiedza
„Geneforge” powstało w przerwie pomiędzy drugą i trzecią (ukaże się wkrótce) częścią klasycznego już cyklu gier fabularnych fantasy „Avernum”. Vogel był już zmęczony czarami i smokami - uciekł od nich, tworząc bardzo oryginalny świat, w którym magia sąsiaduje z inżynierią genetyczną. Głównym bohaterem gry jest młody i niedoświadczony „shaper” (od ang. shape - kształt), mag specjalizujący się w tworzeniu innych istot żywych. Podczas morskiej podróży do czarnoksięskiej akademii obcy statek zatapia naszą łódkę, i w dramatycznych okolicznościach lądujemy na wyspie Sucia, która nie była zaznaczona na żadnych, zwykle dość dokładnych, mapach przyrządzonych przez naszych kolegów. Okazuje się, że wyspa jest opuszczonym dwieście lat wcześniej laboratorium, skażonym przez nieudany genetyczno-magiczny eksperyment. Pod karą śmierci nikt nie może przekraczać jej brzegów.
Nie znaczy to jednak, że będziemy tam sami. Zostawieni przez naszych dawnych kolegów słudzy - inteligentna rasa serwilów - rozmnożyli się i opanowali nowe technologie. Mieszkają dziś w ruinach laboratoriów i osad magów. Na wyspie, jak się okaże później, są także inni ludzie, którzy mają ochotę wykorzystać wyniki zakazanych eksperymentów.
Vogel powoli dawkuje graczowi wiedzę o głównej intrydze, nie będę więc psuł zabawy związanej z odkrywaniem zakrętów scenariusza. Mogę dodać jeszcze tyle, że pozostali na wyspie serwile podzielili się na trzy grupy - jedna wierzy, że uda jej się wynegocjować ze swoimi stwórcami wolność i równe prawa, druga czci swoich panów jak bogów i pragnie ich powrotu, trzecia zaś ich nienawidzi i zamierza wydrzeć im siłą magiczne sekrety. Każda z tych grup jest wrogo nastawiona do pozostałych i każda będzie chciała nas wykorzystać. Decyzja, z kim się sprzymierzyć, należy do gracza. Możemy też wybrać wyniosłą neutralność i starać się spenetrować tajemnice wyspy samodzielnie. Można wreszcie związać się z ciemną stroną - ludźmi, którzy chcą zyskać władzę, wykorzystując zakazaną wiedzę. „Geneforge” ma wiele możliwych zakończeń. Warto jednak pamiętać, że - jak pisze autor gry - „niektóre z nich są lepsze od innych”.
Stwórz sobie ochroniarza
Jak się można domyślić z tego opisu, wyspa Sucia to niezbyt przyjazne miejsce. Potrzebni są nam towarzysze wędrówki - zwłaszcza jeżeli zdecydujemy się rozwijać umiejętności magiczne bohatera, a nie sprawność w machaniu mieczem. Drużynę musimy sobie sami stworzyć. W miarę poznawania sekretów wiedzy naszych dawnych kolegów będziemy mogli tworzyć wiele typów potworów, które gotowe są oddać za nas życie. Są wśród nich np. podobne do latających ośmiornic magiczne vlishe, potężnie umięśnione, humanoidalne thahdy czy plujące żrącym kwasem larwy - artile. Potwory zdobywają kolejne poziomy doświadczenia - podobnie jak główny bohater. Z czasem stają się coraz silniejsze i dlatego warto o nie dbać - leczyć je i wydawać naszą „esencję magiczną” na rozwój ich umiejętności. Ponieważ dowolnego potwora możemy - hm - deaktywować jednym ruchem palca, skład drużyny jest bardzo plastyczny i warto z nim trochę poeksperymentować (czy np. wymienić doświadczonego w bojach thahda na nowego, silniejszego olbrzyma Battle Alpha? Oto jest pytanie). Walki toczą się w turach, co na pewno z radością powitają zwolennicy klasycznych gier fabularnych.
Tutaj właśnie jest haczyk - „Geneforge” to gra dla tych, których interesuje przede wszystkim ciekawy świat gry i świetny scenariusz, a nie szybka akcja i efektowna grafika. Oprawa graficzna programu jest (jak łatwo zauważyć na załączonych obrazkach) raczej ascetyczna i odpowiada temu, co duże studia produkujące gry były w stanie dokonać mniej więcej pięć lat temu. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Jeżeli ktoś jednak spędził długie godziny nad starszymi częściami „Ultimy” albo pierwszym „Falloutem”, powinien się świetnie bawić przy „Geneforge”. Ja w każdym razie czekam na nową grę Jeffa Vogla, „Avernum 3”. Podobno ma ją skończyć w lipcu.
Adam Leszczyński
Geneforge
Producent: Spiderweb Software, http://www.spiderwebsoftware.com
Minimalne wymagania: PC Pentium 200MHz, 32MB RAM
Cena: 25 dolarów (ok. 100 złotych)