Game Dev Story - historia (nie)prawdziwa

Game Dev Story - historia (nie)prawdziwa

marcindmjqtx
31.10.2010 22:28, aktualizacja: 15.01.2016 15:46

Adrian Chmielarz trafił ostatnio na celownik Kotaku za swój niewinny tweet stwierdzający, że uroczy sim studia deweloperskiego - Game Dev Story - nie oddaje zbyt wiernie realiów tworzenia gier. Wystarczy jeden rzut oka, by przekonać się, że Kotaku oraz komentujący czytelnicy mocno nadinterpretowali jego wypowiedź. Poważnie rozważać realizm GDS mogliby tylko eksperci Fox News, wierzący, że Mass Effect jest pełen alienofilsko-lesbijskich orgii. Mimo wszystko sympatyczna i wciągająca gierka potrafi skłonić do paru refleksji.

Coś za coś W początkowej fazie gry z rosnącym ciśnieniem obserwujemy wyścig między końcem produkcji, a zbliżającym się terminem wypłaty wynagrodzeń, marząc o czasie stabilizacji finansowej. Ironicznie kiedy na koncie naszego wirtualnego studio zalegają już miliony dolarów, presja jest jeszcze większa: najwierniejsi fani się starzeją, a inni o nas zapominają, jeśli zbyt długo zwlekamy z nowościami. Konkurencja nie śpi, a koszty rosną.

Czynnik ludzki Złośliwa przypadkowość, która wprowadza chaos do opartego na statystykach światka GDS również wywołuje uśmiech na twarzy. Sławny artysta, wynajęty za astronomiczne pieniądze, może od niechcenia machnąć kilka bohomazów, znacznie gorszych od tego, co stworzyłby nasz własny grafik. Powierzenie zadania pozornie nieodpowiedniej osobie, również potrafi - sporadycznie - przynieść fantastyczne rezultaty. Pewien znany designer z Nintendo zapewne odnalazłby w takiej sytuacji coś znajomego.

Nic za darmo Nawet najlepszy plan nie wytrzymuje pierwszego zetknięcia z nieprzyjacielem. W połowie produkcji naszego najnowszego "murowanego" hitu pojawia się na rynku nowa konsola, konkurencja wypuszcza tytuł z tego samego gatunku albo następuje zmiana pokoleniowa. Nagle okazuje się, że trzeba ratować grę dodatkowymi wydatkami na promocję i poprawę jakości, a cały misterny plan finansowy bierze w łeb. Na jednych targach branżowych może zabraknąć naszej firmy, ale w kolejnym roku fani postawią krzyżyk na seryjnie nieobecnych.

Giant enemy crab Czy warto zaryzykować opłatę licencyjną i być pierwszym deweloperem na nowej konsoli, czy pozostać wiernym platformie ze stabilną bazą użytkowników? Czy stworzenie własnej platformy sprzętowej to opłacalne ryzyko? Game Dev Story to prosta gra i przypisywanie jej niezwykłej głębi byłoby takim samym nieporozumieniem, jak odczytywanie złych intencji w tweecie Adriana Chmielarza. Tym niemniej nie mogłem powstrzymać uśmiechu, przyłapując się na myśleniu "w tym roku jest premiera mojej własnej konsoli, więc muszę pokazać się na targach z fajerwerkami i naprawdę zaszaleć z reklamami" :). Tycoony i Simy ekonomiczne, kolejowe i urbanistyczne zdołały osiągnąć przez lata bardzo dużą szczegółowość i wiarygodność. Po spędzeniu kilkunastu godzin z GDS mam szczerą nadzieję, że i symulacja developmentu gier zagości na stałe w katalogu dostępnych gatunków, bo od ostatniego tytułu tego typu minęły już lata.

Błażej Krakowiak

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)