Forspoken - recenzja na PS5. Z pamiętnika kociego niewolnika
Z tą produkcją raczej nie planowałam mieć styczności. A jednak trafiła ona w moje ręce – i ani trochę nie żałuję, że tak się stało. Szkoda tylko, że technicznie wyszło dość słabo.
Główną postać w tytule od Luminous Productions poznajemy w momencie, gdy wraz ze swoim kotem próbuje wyjechać z Nowego Jorku, gdzie do tej pory wiodła przestępcze życie. Dobry start i dalszą godną egzystencję futerkowej piękności i jej opiekunce ma zapewnić torba pełna pieniędzy, którą Frey nabyła niezbyt legalnymi metodami.
Jednak tuż przed ucieczką kryminalna przeszłość bohaterki daje o sobie znać o jeden raz za dużo i w następstwie dziewczyna traci wszystko – oprócz tego, co najcenniejsze, to znaczy kota. Frey postanawia zabezpieczyć zwierzątko i próbuje w inny sposób zawalczyć o ich godną przyszłość. Przypadkowo znajduje dziwny artefakt, który nakłada sobie na ramię – i tak przenosi się do fantastycznego świata.
Najpierw zalety
Athia to typowa kraina fantasy – twórcy mocno trzymają się znanej formuły. Sami wiecie: smoki, ruiny jakby średniowieczne i te sprawy. Ogólnie nie jestem fanką tego typu scenerii. Bo to było już wcześniej – i to tyle razy, że aż za często. Do tego niby spotykamy się z NPC-ami i kreaturami, ale świat sprawia wrażenie opustoszałego. I teoretycznie pustki są uzasadnione fabularnie, ale w praktyce cały czas można mieć wrażenie, że deweloperzy tej gry nie dokończyli.
Czyli kraina nie porywa. Natomiast Forspoken potrafi zainteresować historią. Dzieje się tak w dużej mierze za sprawą wyrazistej i naturalnej bohaterki. Frey jest jednocześnie silna i wrażliwa – i moim zdaniem da się ją polubić. Zdaję sobie sprawę, że ta postać nie wszystkim się spodoba. Cóż, do mnie nie przemawiają opowieści z ojcem i synem (i toporem – lub bez) – zupełnie tego nie czuję. Natomiast czarownica z kotem to już zdecydowanie bardziej moje klimaty.
Do gustu przypadły mi również żarciki sytuacyjne i językowe w grze. Wiem, wiem – są one płaskie jak skrzydła komara, ale akurat tak się składa, że jest to typ humoru, który preferuję. Generalnie konstrukcję postaci i suchary uważam za największe atuty Forspoken.
Dla fanów mruczków
Po świecie śmigamy przy wykorzystaniu elementów parkouru. To w sumie satysfakcjonująca mechanika. I oprócz tego walczymy z kreaturami i wiedźmami, bo tylko w ten sposób możemy wydostać się z krainy i wrócić do kota.
Starcia z oponentami są przyjemne. Do zwalczania wrogów wykorzystujemy magiczne pociski, pioruny i inne, ale można też sobie na przykład wyczarować śmiercionośną roślinkę. Walka ma charakter czysto zręcznościowy – po prostu ciśniemy w przeciwnika czymkolwiek możemy. I tyle.
W miarę postępów uczymy się coraz to nowych czarów. Umożliwia nam to Mana, którą pozyskujemy poprzez wykonywanie zadań. Punkty znajdujemy też w świecie gry. Oprócz tego postać rośnie w siłę za sprawą elementów wyposażenia, które ulepszamy poprzez crafting. A jeśli mamy jakieś pieniążki, to zawsze możemy zupełnie tradycyjnie kupić sobie książkę i czegoś się z niej nauczyć.
Poza zadaniami głównymi, które pchają fabułę do przodu, wykonujemy też poboczne. Na przykład gonimy kotki – no i możemy je głaskać. Fajnie, że zadbano o taki detal.
I pięknie, i brzydko
Zarówno muzyka w grze, jak i voice acting stoją na wysokim poziomie. Podoba mi się głos Frey – pasuje do stylu bycia bohaterki. Nieźle pod względem audio wypada też Cuff, to znaczy wspomniany artefakt. Jego głos słyszymy z głośnika w DualSense. Świetnie, że twórcy o tym pomyśleli – dzięki temu naprawdę nietrudno o wrażenie, że przemawia do nas magiczny naramiennik.
Forspoken to produkcja nierówna pod względem wizualnym. W jednym momencie stwierdzamy, że jest tu całkiem ładnie, a za chwilę dochodzimy do wniosku, że wręcz przeciwnie. Bo na przykład budynki i ich wnętrza prezentują się znośnie; nieźle wyglądają też kreatury, z którymi przychodzi nam walczyć.
Niestety reszta wypada średnio. Na przykład widoczki próbują być malownicze, ale w większości przypadków im to nie wychodzi. Nie podoba mi się także roślinność – jest schematyczna. Również NPC-e wyglądają i zachowują się nienaturalnie; ich animacje mocno trącą myszką. Rzuca się to w oczy szczególnie wtedy, gdy obserwujemy postacie stojące w grupach
Jak na to wpaść?
I generalnie denerwowało mnie to, że w grze nie mogę na nikogo wpaść. Dzisiejsze produkcje przyzwyczaiły nas do prawie że naturalnych reakcji na bezpośrednią konfrontację z bohaterem niezależnym. Na przykład możemy odepchnąć NPC-a, który nam zawadza – albo on sam od nas odskakuje. A tutaj w momentach zderzenia z inną postacią nie dzieje się nic. To znaczy dzieje się: Frey po prostu odbija się od czegoś – jak gdyby napotykała przezroczystą ścianę.
Natomiast do poważniejszych kwestii technicznych, które całkiem uporczywie dają się we znaki podczas rozgrywki, należą problemy z oświetleniem. Gdy bohaterka przebywa w zamkniętym pomieszczeniu, przez okno lub otwarte drzwi do pomieszczenia wlewa się aż nazbyt intensywna jasność. To jest szczególnie upierdliwe, gdy gramy w nocy i na przykład zdarzy nam się znienacka otworzyć drzwi.
Za tyle to nie
Do listy usterek dorzucam również częste spadki płynności – także w trybie Performance. Być może to wszystko da się naprawić za pomocą aktualizacji. Ale nie zmienia to faktu, że problemów jest sporo. Tak jakby wypuszczono z lekka niedokończoną produkcję. Dlatego cena, jaką trzeba zapłacić za tytuł – około 300 złotych – to moim skromnym zdaniem za dużo.
Forspoken nie jest grą beznadziejną. Gdyby nie liczne usterki natury technicznej, wystawiłabym jej wyższą ocenę. Bo ma parę naprawdę mocnych elementów. Wszystkim, którzy zastanawiają się nad zakupem, radziłabym poczekać trochę, aż twórcy wypuszczą parę łatek – a później zaczaić się na tę produkcję. Warto spróbować – a nuż czarownica z kotem przypadnie Wam do gustu tak samo, jak mi.
- konstrukcja postaci
- humor
- koty!
- fabuła potrafi wciągnąć
- aktorstwo głosowe
- muzyka
- spore problemy w warstwie graficznej
- spadki płynności
- taka sobie ta fantastyczna kraina
- wysoka cena