18+
Uwaga!
Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.
Wróć

Dead Space Remake - recenzja. W kosmosie nikt nie usłyszy, jak depczesz

To nie jest gra dla ludzi o słabych żołądkach. I nerwach. Czy zadowoli jednak starych, jak i nowych graczy, łaknących mocnych wrażeń?

Dead Space Remake - recenzja. W kosmosie nikt nie usłyszy, jak depczeszDead Space Remake - jest czego się bać
Źródło zdjęć: © Polygamia | Paweł Hekman
7

Jeśli ktoś nigdy wcześniej z oryginałem styczności nie miał, spieszę z tłumaczeniem, o co tyle zamieszania. Dla kogo to gra? Gdyby zestawić ją z innymi tekstami kultury, bez namysłu powinni po nią sięgnąć miłośnicy filmów: "Ukryty wymiar", "Coś" (tylko oryginału!) i trylogii "Obcy".

Piekło w kosmosie

Fundamenty Dead Space pozostały niezmienne. Isaak Clark, kosmiczny inżynier (którego imię i nazwisko to wdzięczny hołd w kierunku Issaka Asimova i Arthura Clarkai) wraz ze swoją załogą odpowiada na sygnał S.O.S. Ten wyszedł wprost z bazy kosmicznej Ishimura. Po dotarciu na miejsce szybko okazuje się, że z licznej załogi nie pozostało niemal nic. Poza mnóstwem krwi, pourywanych kończyn, flaków i innych paskudztw. Warto w tym momencie dodać - Dead Space nie bierze jeńców. Jest brutalnie, a wyraz gore można odmieniać w grze przez wszystkie przypadki. Właściciele słabych żołądków - czujcie się ostrzeżeni. 

Od pewnego momentu inżynier Issac musi działa w pojedynkę i samotnie przedzierać się przez mroczne korytarze industrialnych wnętrz Ishimury. Mrok, niepokojące dźwięki, świdrująca muzyka, błyskające pojedyncze światła i poruszające się cienie, to tylko przystawka do całego teatru paskudztw, jakim straszyć chcą nas twórcy. Naprzeciw nam wypuszczą całe zastępy przeróżnych maszkar. Te (podobnie jak w oryginale) cechują się wyjątkową wytrzymałością, jest jednak na nich wyjątkowo skuteczny i okrutny patent — rozczłonkowanie. Pomaga nam w tym poczciwa piła plazmowa (znacznie bardziej przydatna niż chociażby karabin), która sprawnie odcina wystające kończyny. Arsenał z czasem się rozrasta i w przeciwieństwie do pierwowzoru, nie kupujemy go, a znajdujemy. Nie zmienia to jednak faktu, że do końca używałem głównie piły plazmowej (oczywiście ciągle ją rozbudowując), łącząc to z możliwością ciskania przedmiotów i przebijania nimi przeciwników 

Nie jesteś Johnem Rambo

Dobra rada: prucie w korpus na niewiele się zda. Pozbawiamy jegomości nóg, a potem zgrabnie przydeptujemy. Dla pewności. Miłośnicy makabry poczują się jak u siebie. Całości towarzyszy dziwnie satysfakcjonujące "plaśnięcie" oraz spektakularna fontanna krwi i mięcha wszelakiego. Początki (zwłaszcza pierwsze 3 godziny) potrafią jeżyć włosy na karku. Napięcie bywa wręcz nieznośne, a ciemności rozświetla często jedynie cienki snop z latarki, przymocowanej do wspomnianej piły. Efekt? Pomimo, że oryginał pamiętam dość dobrze i tak wielokrotnie podskoczyłem na widok kubła z mopem w środku, pozostawionego w jednej z toalet. Cienie robią tu naprawdę kosmiczne wrażenie. W ogóle za nowe animacje i modele kreatur należą się twórcom brawa.

Podobnie jak za dźwięki. Biada temu, kto zechce zagrać w Dead Space Remake w środku nocy, w dodatku w słuchawkach. I najlepiej na najwyższym poziomie trudności. Wtedy Dead Space pokazuje swoje iście diabelne oblicze. Niestety, podobnie jak w oryginale z czasem do atmosfery zaszczucia się przyzwyczajamy i efekt napięcia nieco opada. Kluczowe w poprzednim zdaniu jest słowo "nieco".

Sklepik z nowościami

Nowości jest w Dead Spacie nieco więcej. Gra jest odrobinę mniej liniowa i jeszcze bardziej przypomina metroidvanię, w której musimy wracać do wcześniej odwiedzonych miejsc, by dostać się do nowych pomieszczeń i części Ishimury. Pojawiają się też zadania poboczne, które poszerzają naszą wiedzę o świecie i losach byłych załogantów. Do niektórych miejsc czy skrzyń dostaniemy się dopiero po ulepszeniu naszego RIGu, czyli kombinezonu Isaaka. Jeżeli ktoś zechce zajrzeć do wszystkich miejsc i zebrać wszystkie znajdźki, będzie musiał liczyć się delikatnym backtrackingiem.

Cały Dead Space w nowym wydaniu został pozbawiony ekranów ładowania, więc (podobnie jak God of War) sprawia wrażenie "nakręconego" na tzw. mastershocie (jednym ujęciu). Twórcy obiecują na premierę dodatkowe nowości w postaci trybu nowa gra+, premierowych nekromorfów oraz kombinezonu. Wisienką na torcie ma być dodatkowe, sekretne zakończenie. 

Poza oczywistym (i bardzo dobrym) usprawnieniem audiowizualiów, same mechaniki dają wrażenie obcowania z grą wyprodukowaną współcześnie. Czuć to zwłaszcza podczas fragmentów rozgrywanych w stanie nieważkości. Nasz bohater posiada również możliwość latania w niektórych lokacjach i tu wrażenie nieco psuje mechanika lądowania, która wypada dość pokracznie. Pojawiło się też kilka błędów. Raz przeciwnicy stali się niewidzialni i na ekranie widziałem jedynie ich krocza (nie żartuję), kiedy indziej obiekty unosiły się w powietrzu. Każdorazowo pomógł reset gry, ale liczę, że na premierę takich niespodzianek nie uświadczycie.

Wielkim plusem są zmiany w starciach z bossami. Nie chcąc psuć wam zabawy, napiszę tylko, że w przeszłości twórcy musieli mierzyć się z pewnymi ograniczeniami, dziś nie ma już takiej potrzeby. Dlatego starcia zyskały na intensywności. Stanowią też większe wyzwanie.

Remake, czyli: a komu to potrzebne?

Jeśli wierzyć przekazom, pierwszy Dead Space sprzedał nieco ponad 1 milion egzemplarzy na całym świecie. Delikatnie rzecz ujmując — nie jest to liczba powalająca. Mimo to, gra doczekała się entuzjastycznego grona wyznawców i w niektórych kręgach, uchodzi za rzecz kultową. Rzeczone gremium jest jednak dość niszowe, podobnie jak sam gatunek survival horrorów. Postawmy sprawę jasno, jeśli gra nie posiada w tytule wyrazów "resident" oraz "evil", trudno jej się przebić, o sukcesie kasowym nie wspominając. Dlatego pomysł odkurzenia serii, wydaje się zrozumiały. I zapewne ewentualny sukces remake’u, szeroko otworzy drzwi do pełnoprawnej kontynuacji lub odświeżenia kolejnych odsłon Dead Space.

Tu dochodzimy do kwestii newralgicznej: ceny. Za Dead Space Remake na PlayStation 5 trzeba zapłacić około 270 zł. Oryginalną wersję można sprawdzić w ramach Game Passu na konsolach Xbox. Czyli za znacznie mniejsze pieniądze. Czy za technologiczny przeskok, ale zasadniczo tę samą historię warto płacić aż tyle? Tu każdy musi odbyć wewnętrzny dialog i sam odpowiedzieć na pytanie. Ale osobiście, czując sporą posuchę w gatunku, widzę w tym sens.

Graliśmy na konsoli PlayStation 5, a zrzuty ekranu pochodzą od redakcji. Klucz dostarczył nam wydawca gry, Electronic Arts.

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne