Epic Mickey - recenzja
Pamiętam, jak podekscytowany byłem, gdy ujawniono pierwsze szkice koncepcyjne z Epic Mickey. Produkcja zapowiadała się wtedy mrocznie i steampunkowo, wręcz antydisneyowsko. Potem jednak prezentowano kolejne, mniej porywające, materiały, łącznie z fragmentami rozgrywki, a moje zainteresowanie stopniowo opadało. Mimo wszystko, gdy do redakcji doszła recenzencka kopia gry, przygarnąłem ją jako pierwszy. I nie żałuję, choć do wybitności Epic Mickey raczej daleko.
26.12.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Epika, liryka, dramat Trochę wskutek wrodzonej ciekawości, a trochę zwykłej głupoty, Miki (gra jest w całości po angielsku, ale pozwólcie, że będę stosował polskie wersje imion bohaterów) na początku swojej "epickiej" przygody trafia do zniszczonego świata zapomnianych kreskówek. Rządzi nim Królik Oswald, w pewnym sensie starszy brat Myszki. To jedna z pierwszych postaci stworzonych przez Walta Disneya, do której ten stracił jednak w pewnym momencie prawa autorskie. Wtedy stworzył Mikiego, którego popularność stokrotnie przebiła Oswalda (i wszystkich innych kreskówkowych bohaterów). Początkowo wydaje się, że to właśnie Królik ściągnął Myszkę do swojego zniszczonego królestwa (zwłaszcza że ma chyba na jego punkcie małą obsesję) i on będzie głównym przeciwnikiem w grze, potem jednak pojawia się tradycyjne Wielkie Zło do pokonania, a sama historia przeradza się w przepełnioną klimatem Disneya opowieść o pojednaniu dwóch zwaśnionych "braci".
Fabuła to jedna z mocniejszych stron Epic Mickey. Opowiedziana przy pomocy stylizowanych na kreskówkę filmików i scenek na silniku gry potrafi momentami naprawdę wzruszyć, momentami także rozśmieszyć. Jest dość prosta, ale może taki właśnie jej urok, jak wszystkich Disneyowskich opowieści, których klimat wyczuwa się tu od razu. Muszę się tylko przyczepić do jej tempa - końcówka jest świetna, początek też dobry, ale w połowie gra trochę siada, gdy Miki skupia się na zbieraniu potrzebnych mu części pewnej rakiety i sam wątek fabularny niespecjalnie się rozwija.
Szkoda także, że brak tu jakichś pobocznych wątków. W grze sporo jest znanych postaci, jak chociażby Goofy (ten akurat w formie... cyborga), którym, owszem, można pomagać, ale niestety nie poznaje się dzięki temu ich historii czy charakterów. To jednak czepialstwo, ogólnie niewątpliwie za fabułę należy się Epic Mickey duży plus.
Z filmu do gry Historia historią, ale Epic Mickey nie byłoby tą samą grą, gdyby nie absolutnie fantastyczny świat wykreowany na jej potrzeby. Upraszczając, można by powiedzieć, że jest on inspirowany starymi kreskówkami Disneya, z lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku. Byłoby to jednak moim zdaniem niedomówienie - ten świat nie jest bowiem jedynie inspirowany filmami animowanymi - to są te właśnie filmy przeniesione w realia gry wideo. Zgadzają się nie tylko miejsca i postacie, ale także niektóre wydarzenia, pułapki do ominięcia, zagadki do rozwiązania... Wszystkie te elementy z dziesiątek różnych kreskówek tak idealnie wpasowano w jedną grę, że nie czuje się, by w ogóle mogły istnieć oddzielnie. Owszem, jest tu trochę rzeczy stworzonych już przez twórców Epic Mickey, ale na tyle niewiele, że nie psują jej ogólnego obrazu. Całość dodatkowo trochę przerysowano i nadano jej bardziej mroczny ton, co nie tylko nie kłóci się z najstarszymi kreskówkami Disneya, ale także dodaje grze interesującego posmaku.
Smutne jest tylko to, że wielu graczy prawdopodobnie nie zauważy ogromu pracy, jaki w to włożono. Sam też nie jestem znawcą starych filmów animowanych i pewnie nie dojrzałbym tego, gdybym nie postanowił obejrzeć na wszechmocnym Youtubie kilku kreskówek, na których bazuje gra. To było dosyć dziwne - gdy na przykład w "The Mad Doctor" zauważyłem dwa spadające na Mikiego noże, które parędziesiąt minut temu sam omijałem, albo maszynę, którą znałem z początku gry. Jeśli będziecie grać w Epic Mickey, koniecznie oglądajcie jednocześnie te stare kreskówki. Zupełnie inaczej patrzy się wtedy na grę.
Epic Mario Poopowiadałem o fabule, pozachwycałem się światem przedstawionym, a tymczasem najważniejsze pytanie nadal pozostaje bez odpowiedzi. Jak się w to w ogóle gra? To w gruncie rzeczy dosyć tradycyjna trójwymiarowa platformówka (choć fragmenty dwuwymiarowe też się pojawiają), czerpiąca garściami z innych przedstawicieli tego gatunku, z Super Mario Galaxy na czele. Tym, co najbardziej wyróżnia Epic Mickey od innych gier tego typu, jest pędzel, w jaki wyposażony jest główny bohater. "Strzela" on dwoma rodzajami "amunicji" - farbą albo rozcieńczalnikiem. Niektóre, wyznaczone przez twórców, elementy otoczenia można dzięki temu "domalowywać" do świata, bądź z niego usuwać. Na tej zasadzie bazuje spora część zagadek - czasem na przykład przejście może być ukryte za jakąś ścianą, którą trzeba rozpuścić, czasem zaś trzeba domalować koło zębate, by wprawić jakąś maszynę w ruch i tak dalej. Proste - ale sprawdza się bardzo fajnie. Co ciekawe, praktycznie każdy problem można rozwiązać na dwa sposoby - stosując albo rozcieńczalnik, albo farbę. W zależności od wyboru gracza, zmienia się trochę sam Miki, trochę otaczający go świat, trochę nastawienie innych postaci do niego i tak dalej. Głównie szczegóły, nie liczcie na jakieś wielkie wybory moralne i ich przytłaczające konsekwencje.
Miki skacze więc po platformach, rozwiązuje zagadki logiczne, bije przeciwników, zbiera rozmaite pierdoły i robi wszystko to, co zazwyczaj robią bohaterowie platformówek. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden szczegół - praca kamery. FATALNA praca kamery. Nie zliczę, ile setek razy zginąłem tylko dlatego, że gra postanowiła pokazywać mi nie to, co dzieje się przede mną, ale, przykładowo, sufit. Albo podłogę. To nie Szalony Doktor czy Kapitan Hak są tu najgroźniejszymi przeciwnikami - to kamera. Owszem, można nią sterować (krzyżakiem), ale działa to strasznie topornie i powoli. O ile w ogóle działa, bo czasami gra stwierdza, że będzie pokazywać świat tylko z jednego kąta (z którego zwykle nic nie widać) i już, zmienić go nie sposób. Mówiąc absolutnie szczerze - jestem trochę zażenowany. Wydawało mi się, że świat gier problemy z pracą kamery ma już za sobą, że w ciągu ostatnich paru lat tę dość powszechną kiedyś przypadłość udało się wyplenić. Jak widać, niestety nie.
Pomocna Myszka Miki Jak już wspominałem, pobocznym postaciom w grze można pomagać. Jest ich sporo, ale, niestety, tu Epic Mickey zawodzi. Po pierwsze, 99% tych zadań to "przynieś, podaj, pozamiataj". Zwykle trzeba dostarczyć coś, co leży góra 500 metrów dalej. W porządku, może i byłby sens to robić, gdyby dostawało się za to coś przydatnego czy atrakcyjnego. Niestety, tak nie jest. W ramach nagrody otrzymujemy zwykle tutejszą walutę, przypinki (takie wewnętrzne osiągnięcia, odblokowuje się za nie szkice koncepcyjne) bądź specjalne iskierki, potrzebne w paru konkretnych miejscach do pchnięcia dalej głównego wątku. Czasem trafi się coś zwiększające na stałe moce Mikiego (np. dodatkowy punkt życia), ale bardzo, bardzo rzadko. Wielka szkoda, zwłaszcza że jest jedna rzecz, która powinna te wszystkie pierdoły zastąpić - to autentyczne kreskówki. Je także można zdobywać, ale tylko... dwie i to w inny, wyjątkowo prosty, sposób. Nie wiem, czemu nie ma ich więcej - wystarczyłoby nimi nagradzać wykonywanie pobocznych zadań, by zyskały one na atrakcyjności. Nie mówiąc już o tym, że najlepiej by było, gdyby zostały one bardziej urozmaicone, bo są po prostu nudne. W rezultacie bardziej irytują swoją monotonią, niż bawią.
Ogólnie jednak zadania poboczne są... zadaniami pobocznymi, do których wykonywania nikt nie zmusza. Narzekanie na nie jest więc w dużej mierze powodowane żalem nad trochę zmarnowanym potencjałem. Tak zresztą jest z większością wad Epic Mickey (nie licząc tej nieszczęsnej kamery), bo z tym światem, pomysłem i fabułą to mogłaby być gra wybitna. A jest tylko dobra.
Werdykt Epic Mickey to solidna, przyzwoita platformówka. Bez błysku geniuszu pod względem rozgrywki, ale za to z jednym z najciekawszych światów, jakie od dawna widziałem w grach i dobrze opowiedzianą, tchnącą duchem starych filmów Disneya, fabułą. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że sporo w grze zmarnowanego potencjału. Gdyby dorzucić tu jakieś dodatkowe wątki, zwiększyć znaczenie postaci pobocznych, jeszcze całość rozbudować, to mogłoby być naprawdę świetnie, w porywach wybitnie. Tak jednak nie jest - i trochę szkoda. Nie sposób jednak zarzucić platformówce, że jest tylko platformówką, więc moje żale są tak trochę na marginesie. Poza tym chce się do Epic Mickey wracać i chce się w nią grać, nawet mimo paru wkurzających niedoróbek. A to przecież najważniejsze.
Tomasz Kutera