Ej, a graliście w... Morrowinda? [TEKST CZYTELNIKA]
Hej, wędrowcze - może przystaniesz na chwilę i posłuchasz opowieści ze szlaku?
18.08.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Choć to wśród Elfów Wysokiego Rodu niezbyt popularne, trudzę się fachem barda. Jestem K'umi. To nie tytuł, to imię. Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie takie, nie poznałem mateczki, nie poznałem tatusia. Hej, toż to klasyczny motyw - urodzony z nieznanych rodziców, jak w starej legendzie. W każdym razie większość istot mojej rasy ma imiona o wiele dłuższe i bardziej łamiące język, jak zapewne wiecie. Taaak, Elf Wysokiego Rodu. Po prawdzie nie ma we mnie nic, co by wskazywało na potencjalną wielkość. Jestem wręcz zestawem dość przykrych sprzeczności. Jakby wymyślił mnie ktoś, kto się nie zna na rzeczy. No, bo jakby to ująć dyplomatycznie - mamy naturalne uwarunkowania ku sztukom magicznym w naszej rasie. A niedelikatnie, to w czarach jesteście wszyscy parobkami. Ale ja akurat niezbyt się na tym znam. Jak u większości pobratymców, pełno we mnie pychy i może to właściwie do bardów pasuje, nieprawdaż? Ale może też właśnie to wpędziło mnie w kłopoty, które wydają się dopiero zaczynać. Otóż - dostałem misję. Nie byle jaką misję, zrozumcie, są misje i misje, i moja to jest ta druga. Od samego Cesarza, niech drania Dziewięciu opuści w najciemniejszym lochu, tfu.
The Elder Scrolls III: Morrowind
Dostałem misję, o czym powiedział mi jakiś ważniak z Biura Podatkowego, kiedy mnie wypuszczono w Seyda Neen. To nie jest istotne, jaka to jest misja, zresztą o misjach od Cesarza, nawet jeśli się nie jest jego najwierniejszym zwolennikiem, nie wypada zbyt głośno, rozumiecie. To opowiem Wam o tym, co mnie spotkało zaraz za wioską. Otóż idę drogą na północ, po lewej ręce mam bagniska Gorzkiego Wybrzeża, po prawej wzniesienia, kiedy słyszę krzyk. Dziewięciu mi świadkiem, przez chwilę pomyślałem, że nie będę takim zwykłym bardem tułaczem, że może pójdę komuś z pomocą, przydam się światu. Wiem, strasznie głupia myśl. Ale stało się, zamiast brać nogi za pas, ruszyłem pod górę ścieżką, bo stamtąd dobiegał krzyk. I kiedy zdyszany osiągnąłem szczyt pagórka - no to wtedy zobaczyłem nic. To dopiero przeciwnik! Myślisz sobie, może wesprę jakąś kocicę w potrzebie, przecież nie od razu księżniczkę w karocy, zresztą, bez urazy, głupio by z tymi waszymi łazikami wyglądały karoce. A tam zupełne nic. Tylko patrzę - w kurzu leży wielka kniga. I nagle jak nie huknie, jak nie gruchnie, jak się nie zakurzy, mało nie wyskoczyłem z gaci, kiedy znów krzyknęło. Ale już po raz ostatni. To spadł elf, z tych niewysokich, śmieszną miał czapkę, aż dziwne, że mu z głowy nie zleciała. Spadł był i mówię wam, że z jednej strony musiał być równie co ja pyszny, a z drugiej równie niewprawny w sztukach magicznych, bo chciał podróżować wygodniej niż teleportacją. Tak z tej knigi - bo to jego - wywnioskowałem. Wystrzelił się w niebo, że może by sięgnął Secundy nawet, ale już o lądowaniu nie pomyślał. Dlatego, rozumiecie, darł się... wniebogłosy. Zabrałem z biedaka miecz piorunów, ale czapkę mu zostawiłem, niech mu ziemia lekką będzie.
The Elder Scrolls III: Morrowind
Co przypomina mi o innym adepcie sztuk magicznych, którego spotkałem ostatnio opodal Gnisis. Tak właśnie, rację macie, że pielgrzym to był, Pokorna Pielgrzymka ku Jaskini Koal, nieprawdaż? Ów Breton, dziwak trochę, choć mówił o sobie, że badacz, ale jak inaczej nazwać obcego, który pielgrzymuje ścieżkami waszych Bogów, no, właśnie, ów Breton magiem był całkiem zaradnym. Spotkał on w drodze drugiego pielgrzyma i chętnie rzucił na niego zaklęcie lewitacji, żeby strome góry razem przebyć. Pięknie im to szło, mówił, magicznymi mocami opędzał ich od skrzekaczy - niech je opuszczą i Dziewiątka, i wasza Trójca, upierdliwce przebrzydłe - i cieszył się, że może pomóc tamtemu szybko i bezpiecznie przebyć pustkowia. I już obniżał lot za skarpami, już witał się z zakurzonym traktem, kiedy - pewnie już rozumiecie - jak nie gruchnie! Bo ten drugi pielgrzym, on się na czarowaniu nie znał. On nigdy lewitować nie lewitował. No i jak go zaczarowano na lot, to on wylądować już nie potrafił, póki czar nie prysnął, hen wysoko. Za to ten Breton dostał do pielgrzymki powód poważniejszy niż badawczy.
The Elder Scrolls III: Morrowind
Ja się też całkiem znam na tej pokorze, choć żem na co dzień pyszny. Otóż, kiedy już osiągnąłem Balmorę i dalej skupiałem się na misji, o której nie będę, no to rozumiecie, że jestem nowy w tych stronach i nieco się zagubiłem. W zamieci, zamiast na krasnoludzką ruinę, trafiłem na taką daedryczną, której nazwa jeszcze trudniejsza do powtórzenia niż większość imion moich pobratymców. Nie, oczywiście, że nie zapuściłem się do środka, pełne są przecież szalonych kultystów. Jeszcze na zewnątrz zaatakował mnie ogromny - wtedy nie wiedziałem jeszcze cóż to za zwierz - Ogar. Nie, nie Ogrim, Ogrim jeszcze większy i nie zwierz, a Daedra, głupcze. Ogar to był. A ja, jak już pewnie wspominałem, nie byłem przesadnie zdolnym bardem, takim co to sobie na każdej drodze poradzi, dopiero co znalazłem swój pierwszy miecz. I co z tego, że napędzany piorunami, jeśli mi się na grzbiecie potwora złamał! Mówię wam, cudem uszedłem z życiem. Może to była ruina Szalonego Boga, nie wiem, który inny by się tak nade mną zlitował. Wybiegłem spośród kamulców, a bestia za mną. Pędziłem przez popielną burzę, a bestia za mną. Jak kocham babcię, której nie znałem - dobiegłem tak aż do Balmory, słysząc powarkiwania zaraz za uszami, gdzie straż, rach-ciach, rozprawiła się z poczwarą.
I wtedy też doszedłem do wniosku, że coraz mniej mi się ta misja, co ją mam od Cesarza, podoba.
The Elder Scrolls III: Morrowind
Tyle z tego dobrze, że was tu w Gospodzie pod Szczurem i Garnkiem bawię opowieściami, że mam je, zanim ruszę do Fortu Jeleniego. Wiecie, z moją misją. A wszystko, co mówię, to dokładnie tak było. Możecie mi wierzyć, ale nie musicie, nie moja to sprawa. Toć sami sobie zdecydujcie. Ja, póki leje się Greef i Mazete, póki, moi dobrodzieje, stawiacie następne kolejki, opowiadać nie przestanę. Jestem bardem, trzymam się fachu. Nie, żonglować jajami kwama ku uciesze gawiedzi nie potrafię. Nie, spryciarzu, swoimi jajami żongluję kiedy trzeba, jeśli się trafi dobra kocica. Ale jajami kwama - nie. Za mało zręczności. Może dlatego nie jest mój fach zbyt popularny wśród Elfów Wysokiego Rodu.
Paweł Kumor
"Ej, a graliście w..." to nasz wakacyjny cykl, w którym będziemy blogować o grach, o których chcemy Wam coś opowiedzieć. Mogą być stare, mogą być nowe, mogą być świetne, a mogą okazywać się też crapami. Grunt, że zmusiły nas do podzielenia się z Wami historyjką.
A może i Was zachęcą do podobnych opowiastek? Śmiało. Ślijcie je na kontakt@polygamia.pl Może trafią na stronę.