Ej, a graliście w... Microprose Soccer?
Pytanie nie jest podchwytliwe. W wakacje startujemy z nowym cyklem, w którym poblogujemy o fajnych grach bez specjalnej okazji. Będą zapomniane hity, będą całkiem świeże kąski, które do tej pory omijaliśmy, a chcielibyśmy je Wam przedstawić. Liczymy też, że sami dołożycie cegiełkę do tych opowiastek w okresie, gdy branża nieco przysypia trzaskając się na heban na egzotycznych plażach. Pozwólcie, że ja zacznę. Od mojej ulubionej gry piłkarskiej w historii.
30.06.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Myślicie, że się zgrywam, ale jestem od tego daleki. W tym roku stuknęło mi 30 lat, więc miłych wspomnień związanych z grami wideo mam masę. Ale gdy tylko zaczynam zastanawiać się, które jest mi najbliższe, odpowiedź zawsze nasuwa się sama.
Microprose Soccer
Nigdy specjalnie nie wkręciłem się w Sensible Soccer czy Kick Offy. Z „komodorca” pamiętam jeszcze jedną grę piłkarską. Zdaje się, że nazywała się Matchday. Piłkarze mieli trójkątne stopy, a rozgrywka - do dziś nie wiem czemu - była absurdalnie spowolniona. Może nie wdusiłem "turbo" w kartridżu?
Nieważne. I tak w to grałem. Bo wtedy nie było na świecie nic lepszego, niż piłka nożna. W telewizji szalał Tsubasa, na boisku zawsze czekali kumple z osiedla, a szczytem mody były czerwono-żółte korkotrampki. I na boisko, i do kościoła. Moda na albumy Panini przyszła później.
Microprose Soccer pokazał mi kuzyn. Osiedlowy mistrz "soccera", któremu nie można było podskoczyć - w turniejach walka toczyła się tylko o dwa niższe stopnie podium. Miał swoje Commodore 64, więc mógł grać ile wlezie. Kiedyś zdradził mi swój sekret.
Otóż w Microprose Soccer bramki najłatwiej strzelało się odpalając "rogala" z rogu pola karnego. Joysticki piszczały z wysiłku za każdym razem. Bo wiadomo - im mocniej targniesz dżoja, tym bardziej skręci piłka...
Niby prosta sprawa - kuzynowi wpadało, ale mi nie chciało*. Tłukłem moją Brazylią ten biedny Oman (najsłabsza ekipa w grze, dzięki Microprose Soccer w ogóle dowiedziałem się, że jest taki kraj), ale inaczej. Po swojemu. Potrafiłem nawet wciskać bramki absurdalnie wysoką przerzutką (nie przewrotką, tego w grze nie było), gdy nauczyłem się wyciągać bramkarza z linii
Microprose Soccer
Gdy dziś pomyślę o tym, jaki wtedy miałem refleks... Trzeba było go mieć, bo rozgrywka była szaleńczo dynamiczna. Zbyt długi bieg z piłką w linii prostej kończył się wślizgiem przeciwnika i stratą. W pojedynku dwóch dobrych graczy dżoj musiał być nie tyle przedłużeniem ręki, co układu nerwowego. Dłoń nie mogła czekać, aż w mózgu wyklaruje się komenda "TERAZ", musiała reagować, gdy pierwsze neurony układały się w literkę T. Wiem jak to brzmi, ale liczba dżojstików połamanych w trakcie osiedlowych turniejów dowodzi, że plastik nie był wystarczająco elastyczny, by sprostać szybkości myśli.
A gdy zaczynało padać czy grzmieć... Ha! Microprose Soccer nie miał fauli, ale miał diametralnie zmieniające rozgrywkę warunki pogodowe. Gdy padało, piłkarz robiący wślizg mógł zwiedzić na tyłku pół boiska, a piłka nie słuchała się nikogo. Panował wtedy chaos totalny.
Ale wróćmy do moich bojów z kuzynem. Pamiętacie odcinek Kapitana Jastrzębia, w którym Tsubasa nie mógł pokonać bramkarza, dopóki Roberto Hongo nie przypomniał mu, że powinien grać po swojemu?
Kuzyn wrócił z miesięcznych wakacji i znów chciał grać swoje rogale z linii pola karnego. Ale ja już znałem jego taktykę. Sam pod jego nieobecność mocno trenowałem. I umiałem radzić sobie z jego schematami, a on miał coraz głupszą minę, gdy pakowałem mu piłę do siaty na milion (OK, trzy) innych sposobów.
Microprose Soccer
Całkiem niedawno odpaliłem Microprose Soccer na emulatorze czy w przeglądarce i posmutniałem. Dwadzieścia lat temu ta gra wyglądała genialnie. W każdym wślizgu, strzale czy interwencji wyciągniętego jak banan bramkarza widziałem bohaterów Kapitana Jastrzębia. Wyobraźnia sama dokładała pikseli i animacji rodem z telewizji. Szykując się do odwrócenia losów meczu, podśpiewywałem sobie główny temat muzyczny serialu. Wyobraźnia była królem i do dziś pamiętam znajomych, którzy mówili, że zablokowali w grze strzał twarzą jak Ishizaki czy strzelili gola głową.
Takich rzeczy w Microprose Soccer nie było. Przynajmniej w kodzie gry, bo my naprawdę je wtedy widzieliśmy. Ale gdy teraz odpaliłem tę grę, nie potrafiłem ich znaleźć.
Alternatywy? Obecnie tylko FIFA i PES. Tylko dwie gry traktujące o najpopularniejszym sporcie na świecie. Kpina! Obok żyje sobie jeszcze scena Sensible World of Soccer, ale to temat na inny tekst. A poza tym - jak już wspomniałem, nigdy się w tę serię nie wkręciłem. Przecież Tsubasa nie gubił piłki zmieniając kierunek biegu.
Moje ukochane (do czasu Alana Shearera i Anglii) koszulki Argentyny nigdzie nie wyglądały lepiej niż w Microprose Soccer. Co ciekawe, Polska była w tej grze całkiem niezła... Pamiętacie te czasy?
Maciej Kowalik
*Nie chciało, bo zakodowałem sobie wtedy, że chodzi o róg "piątki" - pola bramkarskiego, a nie pola karnego. I wbiegałem z piłką tam, gdzie najłatwiej ją było stracić. Brawo ja.
--
"Ej, a graliście w..." to nasz wakacyjny cykl, w którym będziemy blogować o grach, o których chcemy Wam coś opowiedzieć. Mogą być stare, mogą być nowe, mogą być świetne, a mogą okazywać się też crapami. Grunt, że zmusiły nas do podzielenia się z Wami historyjką.
A może i Was zachęcą do podobnych opowiastek? Śmiało. Ślijcie je na kontakt@polygamia.pl Może trafią na stronę.