No właśnie, przepustki nie miały być przecież źródłem wielkich zarobków, a sposobem na wyciągnięcie 10 dolarów od każdego, kto kupił używaną grę i chciał skorzystać z jej trybów sieciowych. Eric Brown z Electronic Arts może więc nie skakać pod sufit z powodu tych kilkunastu milionów, ale fakt jest taki, że firma zarobiła.
Osobiście nie uznaję sieciowych przepustek za manifestację czystego zła, ale to chyba dobrze, że wpływy z nich nie są szczególnie duże. Wydawcom mogłyby przyjść do głowy dziwniejsze pomysły...
[via Gamasutra]
Maciej Kowalik