EA chce odkryć "następne Rocket League"? Mieli szanse na pierwsze, ale pokazali Psyonix drzwi
Główny projektant studia Psyonix zastanawia się czemu tym razem miałoby być inaczej.
16.06.2016 10:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na swojej konferencji w trakcie E3... ekhm, w trakcie EAPlay Electronic Arts odpaliło inicjatywę EA Originals. W jej ramach firma ma skupiać się na wyszukiwaniu ciekawych, niezależnych projektów i pomaganiu im w trafieniu na rynek. Pierwszym tytułem z tego programu będzie Fe od szwedzkiego studia Zoink.
Fe Gameplay Trailer - EA PLAY 2016
W rozmowie z IGN Patrick Söderlund wyłożył ideę, która stoi za tą inicjatywą, na której - jak zaznaczył - EA nie zarobi ani centa. Ponoć tym razem chodzi o coś innego:
Cóż, EA odkryło, że niezależne gry tworzy się na całym globie. Lepiej późno niż wcale i myślę, że ostatecznie może to nam wszystkim wyjść na zdrowie. EA zgarnia plusa za wydanie Unravel i podpisanie umowy na sequel, ale powinniśmy trzymać kciuki, by nad EA Originals czuwali uważniejsi ludzie, niż ma to miejsce z EA Partners - inną inicjatywą, mającą pomagać zewnętrznym studiom w publikowaniu ich gier. Załapał się na nią między innymi Bulletstorm i seria Crysis, a z mniejszych gier Warp, Shanki czy DeathSpanki. Ale propozycję współpracy nad Rocket League odrzucono.
Söderlund poluje na "następne Rocket League" a oryginał przeciekł jego firmie przez palce. "Nie wiem czemu tym razem miałoby być inaczej" - zastanawia się na Twitterze główny projektant studia Psyonix. "Mieliście szczęście, że z Was zrezygnowali i mogliście zatrzymać całą kasę oraz własność nad marką" - pociesza go w innym "ćwierknięciu" George Broussard - współzałożyciel 3D Realms i autor Duke Nukem 3D.
Może to właśnie ta, z dzisiejszej perspektywy gigantyczna, wpadka sprawiła, że EA postanowiło wystartować z programem, którego sitko będzie mieć dużo mniejsze oczka. By faktycznie złapać ten kolejny, mały niezależny projekt, zanim "wybuchnie" i stanie się globalnym fenomenem. Jako fan "indyków" kibicuję.
Maciej Kowalik