Dwoje na kanapie: Riverbond

Dwoje na kanapie: Riverbond

Dwoje na kanapie: Riverbond
tomaha
22.07.2019 00:17, aktualizacja: 22.07.2019 00:42

W zeszłym miesiącu do mojej kolekcji rozmaitych systemów dołączył Xbox One S i nie, nie jestem fanatykiem mocy, a tę wersję konsoli Microsoftu uważam pod względem designu za majstersztyk (serio, chyba nie mam ładniejszej maszyny w moim domu). Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że przez ostatnie kilka tygodni sprawdzałem co tam słychać w obozie zielonych i jak to u nich wygląda. Za sprawą Gamepass’a mam dostęp do pokaźnej ilości tytułów - sprawdziłem więc nowe Metro (i szybko o nim zapomniałem), ogrywam Crackdown 3 (swoją drogą, dla mnie bomba, jakbym cofnął się w czasie i ogrywał jedynkę), Ryse czy Sunset Overdrive. Ale jak wiecie, moja druga połówka też lubi pograć, ściągnąłem więc kilka tytułów do kanapowego szaleństwa.

Obraz
Obraz

Riverbond wygląda jak Minecraft w rzucie izometrycznym. U podstaw to dungeon crawler - biegamy tu samotnie lub w ekipie do czterech graczy po kolorowych światach, każdy z innym motywem głównym. Bynajmniej, nie jest to oklepane - trochę popływamy na plaży, przedrzemy się przez bagna, wkroczymy do piekieł, czy powalczymy w bibliotece. Ciekawa jest konstrukcja gry - światów jest osiem, każdy z nich to osobna przygoda, można więc przed snem rozegrać wspólnie taki poziom, a dotarcie do boss'a nie powinno zająć więcej niż godzinę, nawet dla niewytrawnych graczy.

Obraz

Ale co tu dużo mówić, Riverbond to gra prosta. Nasi przeciwnicy, śmieszni, kreskówkowi, nie będą się zanadto naprzykrzać. Jasne, na późniejszych etapach bywa ciężej, ale nawet jeśli wszyscy gracze poniosą klęskę i nikogo nie uda się ożywić, wracacie natychmiastowo do poziomu i tłuczecie się dalej. Nic tu się nie resetuje, to nie Soulsy, tu ma być przyjemnie, bezstresowo. Poza szeregowymi przeciwnikami przyjdzie nam zawalczyć ze wspomnianymi wcześniej bossami - to wielkie, przerośnięte cukierkowe monstra, których ubicie trochę potrwa, ale ponownie, nie ma strachu. Boss was kładzie, wracacie i lejecie go dalej - pasek życia mu się nie odnowi.

W samych poziomach przyjdzie Wam wykonywać zadania, a te są bardzo powtarzalne. Niby jest tak, że na jednym poziomie masz obudzić postaci z jakiegoś dziwnego koszmaru, na innym aktywować magiczne kolumny, ale sprowadza się to do tego samego - odnalezienia i przytrzymania przycisku. Przeszkadzają oczywiście przeciwnicy, których będziemy tłuc pokaźnym arsenałem broni: gigantycznym lizakiem, wyrzutnią pszczół, kataną czy wielkim kreskówkowym plaskaczem. Do tego sami też możemy zmieniać naszą postać, bo w skrzyniach poukrywanych na poziomach oprócz arsenału znajdziemy też skórki dla naszej postaci. Możemy być arbuzem, bananem, bobrem, co kto chce. Gościnnie pojawiają się też postaci z innych gier, przykładowo przyjdzie nam biegać jako Juan z Guacamelee.

Obraz

Ale co jest w Riverbond najważniejsze, oprócz tego, że jest to gra szalenie grywalna, to to, jak sympatyczna i pełna humoru jest to produkcja. Zagadamy do barwnych NPCów na planszy (chomik Chom Solo wymiata!), sprawdzimy jakie dziwaczne imiona zostały im nadane przez twórców i co ciekawego mają nam do powiedzenia. Wyruszcie na tę przygodę, koniecznie wspólnie z przyjacielem, drugą połówką czy pociechą - warto!

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)