Dlaczego gry na Facebooku są do niczego?
Napisałem tę (przydługą) notkę aby wyrzucić z siebie myśl, która dręczy mnie od dłuższego czasu, a mianowicie od czasu gdy doszedłem do wniosku że gry na Facebooku są do niczego. A było to już dobry rok, półtora roku temu. Myśl na nie dawała mi spokoju, a jako wieloletni, wytrawny Gracz przez duże G zachodziłem co chwilę w głowę dlaczego tak jest. I chyba mam odpowiedź. Ale po kolei.
25.12.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:46
Social Gaming nie jest niczym nowym. Towarzyszył mi właściwie od samego początku mojej fascynacji grami i historii bycia uzależnionym od gier (powiedzmy sobie to wreszcie jasno. Oczywiście na początku, z racji ograniczeń technologicznych granie towarzyskie działo się w świecie rzeczywistym. Najpierw gry planszowe - tutaj granie z kimś było nie tyle opcją, co koniecznością. Chińczyk, Magia i Miecz, Monopol. Im więcej ludzi - tym lepiej. Interakcje były zazwyczaj dość podobne - wszyscy grali przeciwko wszystkim, czasami w teamach.
Później nadeszła era gier terenowych w które to zagrywałem się w harcerstwie. Najczęściej dwa teamy, ustalone zasady i ognia! Sam wymyślałem trochę gier, albo adoptowałem te już istniejące. Capture the flag i różne tego typu zabawy znałem zanim pojawiły się gry FPP.
Gry komputerowe? Oczywiście tez lepiej było grać social niż samemu. Na C64 całkiem sporo gier miało możliwość grania na dwa joysticki - przeciwko sobie lub ramię w ramię. A każda większa impreza rodziców na którą goście przychodzili z dziećmi, kończyła się odpaleniem Summer lub Winter Games w które można było grać jeden po drugim, nawet w 10 osób.
Winter Games C64 - All Gold!!!
Epic Fight LORD Legend of the Red Dragon
I kiedy tak patrzę na rozwój social gamingu, a następnie zerkam na gry Facebookowe, mam chęć zacytować klasyka: "Co się stało się?". Przyjrzyjmy się im trochę. Najpierw chciałbym pokazać dlaczego według mnie te gry sa krokiem wstecz, a później dlaczego wcale nie są social. A na końcu - niespodzianka - wyjaśnię czemu.
Wielkie Klikando Znakomita większość gier na Facebooku to klony, lub wyewoluowane klony oparte o dwa mechanizmy - Mafia Wars i Farmville (Notabene będące klonami 1:1 Mob Wars i Farm Town o czym lubię przypominać he he). Na czym polegają te mechanizmy?
Kiedy odpalam nową grę i widzę u góry ekranu 3 liczniki energii, zdrowia czy czegoś tam, poniżej "jobsy" do wykonania, ewentualnie paski doświadczenia w danym "jobsie," to automatycznie zamykam i blokuję grę. Bo dokładnie wiem jak będzie wyglądała. Przyznam się - grałem w MW chyba rok, doszedłem do 600 poziomu i stwierdziłem (o dziwo, jak późno) że to nie ma sensu All you need is click. Pampararapam. Ta gra po prostu nie stawia wyzwań. Nie można w niej zrobić czegoś lepiej, czy gorzej. Owszem, można w niej zwalić ścieżkę rozwoju gracza i źle inwestować punkty, ale to tylko opóźni twój awans na wyższe poziomy. Gra jest przewidywalna. Odsłaniają się nowe hasła, ale wiesz, że na następnym ekranie będą kolejne jobsy do wykonania, potem boss, potem to samo i to samo Masakra.
I naprawdę nieważne czy to mafia, czy rycerstwo, czy piraci, czy moda, wyścigi samochodowe czy cokolwiek innego. Przecież te gry to jak zmiana skórki w Winampie. Zmieniają się nazwy, pozostaje ta sama gówniana mechanika (Hatalska byłaby zła że używam tego słowa) gry. Sorry.
Budowa farmy jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze gra jest flashowa, rusza się, żyje. Są w niej elementy graficzne które możemy dowolnie układać. Jako fan SimFarm od Maxis
Sim Farm (PC) game, two nice fields and dumb livestock
W porządku, pojawiają się elementy wyboru. Realnego. Decydujesz co i gdzie posadzić. To spowodowało nawet że odpaliłem excela i zacząłem wyliczać co najbardziej opłaca się posadzić. Każde warzywo ma określony czas dojrzewania, koszt, a także cenę sprzedaży.
Ok, gra miała i ma jedną fajną rzecz, a mianowicie możliwość tuningowania swojej farmy. To ty decydujesz gdzie stoją twoje kury czy świnie, możesz projektować swoją farmę w sposób który przewidzieli autorzy lub w swój autorski (układanie flag państw z kolorowych snopków). Ale ile można?
Klony? Tutaj są bardziej wyszukane. Zmienia się dość dużo, ale mechanizm nadal pozostaje ten sam.
- obiekty które trzeba zebrać po określonym czasie, ale przed upłynięciem innego czasu bo się zepsują (warzywa w farmville, produkty z farbyk w Social City)
- obiekty które trzeba zebrać po określonym czasie bez "terminu przydatności” (drzewa w Farmville, budynki w Social City). Przyjrzyjcie się wielu innym grom na Facebooku i zobaczycie że bazują one w znakomitej większości na tych dwóch typach obiektów. Czy to rybki które trzeba nakarmić, czy cokolwiek innego. Zasadź, czekaj, zbierz. A teraz coś z zupełnie innej beczki. Zasadź, czekaj, zbierz.
Czy to są gry? Dlaczego gry te balansują według mnie na krawędzi bycia grą?
W książce którą właśnie czytam, Jesper Juul wyodrębnił sześć zasadniczych cech gry (zasady gry, zmienny i wymierny rezultat gry, wartości definiujące co uznawane jest za pozytywny wynik gry, wysiłki gracza, przywiązanie gracza do wyniku gry, negocjowalne konsekwencje gry).
Dla mnie, jeśli klasyczne gry (komputerowe, konsolowe, komórkowe, planszowe, terenowe, rpg, czy karciane) można porównać do dania, to gry facebookowe będą przekąską. Niezdrowymi chipsami, czy ciastkami. Do gier tych nie "zasiadamy" aby w nie pograć. Odpalamy je mimochodem, będąc już na Facebooku (który odpalamy mimochodem będąc już przy kompie). Owszem, niektórzy zasiadają, ale niektórzy też zasiadają to ciastek i traktują je jako główne pożywienie.
W te gry nie gramy, my w nie pogrywamy. Odpalamy, klikamy i patrzymy co się dzieje. Zbieramy skaczące gwiazdki i cieszymy się jak dzieci. Gdy odpalam CityVille (który jest dość zaawansowaną - nie powiem - ewolucją Farmville) nie mam określonego planu rozbudowy miasta, jak w Sim City, czy sieci transportowej, jak w Transport Tycoon. Po prostu klikam i klikam i obserwuję co będzie dalej. Co się pojawi, jakie będą tego konsekwencje. Pewnie będę miał nowe budynki, pewnie pojawią się nowe mini questy (click questy). Ale gra mnie raczej nie zaskoczy niczym nowym Ot, w chwili wolnej w pracy odpalę grę, poklikam, zamknę. Click2harvest.
Cechy gry wg Juula trochę trzeszczą Tym bardziej, że gry te nie mają końca (ale tu można przyczepić się do tego że wg jego definicji żaden sandbox nie jest grą ).
A co z towarzyskością? Co z SOCIAL GAMING? Nie oszukujmy się, ta też jest nędzna. Czy my rzeczywiście gramy w te gry ze swoimi znajomymi? Not remotely. Klikamy w znajomych, "zatrudniamy ich" w naszych miastach czy na farmach, czasem im pomagamy klikając w ich plony (np w Frontier Ville). Ale nie odczuwamy specjalnie gry z nimi. Nie mają oni większego wpływu na to co dzieje się u nas. Prawdę mówiąc o wiele większą więź z innymi graczami czułem 25 lat temu grając w Summer Games gdzie rywalizowałem o wynik, czy też w Wizball grając ramię w ramię (a raczej kulka w kulkę).
Wizball
Co poza Facebookiem? Ale spójrzmy obok. Jadę strasznie po facebookowych grach, ale chciałbym odnieść się do gier spoza niego. Pod kątem zarówno grywalności jak i towarzyskości.
Grywalność? To chyba jasne że chyba WSZYSTKO jest bardziej grywalne. Już stare gry na C64 miały bardziej skomplikowane zasady i zmuszały do większego myślenia, czy choćby zręczności. O grach komputerowych pisać nie będę, spójrzmy na dopiero co rozwijający się segment rynku, czyli geo-gaming. Posłużę się oczywiście dopiero co przeze mnie opisywanym My Kingdom.
Gra opiera się na starym jak gry mechanizmie surowców. Kombinowanie - olbrzymie. Wybór dobrego miejsca na postawienie tartaku czy kopalni jest komplikowany tym, że trzeba przemieszczać się po mieście fizycznie. Wybór produkcji, odpowiednie kupowanie i sprzedawanie surowców - to rzeczywiście wciąga.
Elementy social? Na razie trudne do oceny w działaniu, bo gra w nią mało osób, ale i to zostało przewidziane. Rywalizacja o tytuły rycerza danego obszaru, paladyna regionu, czy księcia danego kraju, walka między zawodnikami, czy wreszcie kształtowanie cen na lokalnych ryneczkach przez popyt i podaż - to prawdziwe elementy społeczne! Do tego możliwość doglądania wiosek przez znajomych (w przypadku wyjazdu). A gdy w danym regionie gra mało graczy? System ich emuluje wprowadzając NPCów. Gra nowa, gatunek gier nowy, a jednak wydaje się ona wiele mil z przodu, już na starcie.
Werdykt I wreszcie werdykt. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest bardzo prosta. Czytaliście newsy sprzed kilku dni? Zynga jest teraz więcej warta niż Electronic Arts. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze rzecz jasna.
Jaki jest model sprzedaży tradycyjnych gier? Prosty. Ja płacę, gra zapewnia mi świetną rozrywkę. Gier jest tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli komuś nie odpowiada strategia to kupi sobie symulator ubierania lalek. Albo wyścigi samochodowe. Ja już zapłaciłem, więc autor nie musi już kombinować jakby tu mnie oskubać. Oczywiście może, sprzedając dodatkowe packi, ale nie to jest sednem gry.
A jak wygląda model ekonomiczny gier facebookowych? Cena? Są darmowe. In game ads? Nie za bardzo. Pozostaje więc wplecenie kupowania za prawdziwe $ w mechanikę gry i wymuszanie zapraszania kolejnych osób. Taki trochę Amway.
Dlaczego gry te są podobne? Dlatego że opłaca się skopiować działającą mechanikę gry i dorobić do tego nowy skin. Największy złodziej - Zynga - dobrze na tym wyszedł, więc czemu tego nie robić?
Dlaczego nie ma prawdziwego elementu social? Bo po co? Ważne jest to, aby gra jak najbardziej rozniosła się po Facebooku. Ważne jest więc wysyłanie zaproszeń do wszystkich znajomych, ważne jest wrzucanie innym na ścianę o tym że krowa właśnie się ocieliła, albo że potrzebujesz pomocy w zabiciu 36543 Bossa na 237 poziomie. Ważne jest "zatrudnianie" innych, czyli de facto wciąganie ich do gry. Ważne jest, by nie eksperymentować zbytnio z nowymi elementami mechaniki które mogą się nie sprawdzić. Bo po co kombinować, skoro i tak działa?
A brak realnych wyzwań intelektualnych w grach? No cóż, masówka. Nie oszukujmy się, pewnie znakomita większość graczy woli sobie po prostu poklikać w wyskakujące kolorowe gwiazdki niż podejmować decyzje strategiczne. Jak pisałem - takie podżeranie przekąsek.
I choć mechanizmy te stały się dla mnie jasne, to nadal niestety patrzę i załamuję ręce. Bo nadal nie widzę ani jednej, naprawdę zapewniającej wyzwania gry na Facebooku. A jeśli taka się pojawi, to staje się nudna lub nie jest rozwijana z powodu braku masy krytycznej graczy.
Dlatego też w wolnej chwili zamiast budować kolejny budynek w City Ville i zbierać z niego kasę/ludzi/cokolwiek, wolę wyskoczyć z domu i przejść się z psem do mojej pobliskiej kopalni rudy miedzi. Pożytek z tego taki, że od kompa się oderwę. A w pracy? Prędzej zagram w mniej lub bardziej klasyczną łamigłówkę typu Zuma, Bejeweled czy w Tower Defence. Bo grając w kolejne bezmózgie klikando mam wrażenie intelektualnej degrengolady. I myślę sobie, że w tym zakresie świat poszedł kilka kroków wstecz. Oby to był tylko rozbieg do dużego skoku naprzód.
Michał Górecki
Tekst oryginalnie pojawił się na stronie netgeeks. Republikacja za zgodą autora.