Diablo II Resurrected to najbardziej relaksująca gra świata
Jestem zielony w Diablo II, to znaczy moja postać dosłownie ma zieloną zbroję, ale znawcą serii też nie jestem.
Tyle się ostatnio mówi na temat Diablo, że aż nabrałem ochoty na zabijanie demonów. Nie, nie pobrałem sobie kontrowersyjnego i bezpłatnego Immortal. Zamiast tego zapłaciłem za Diablo II Resurrected, ustawiłem poziom trudności na normal, a następnie rozpocząłem zabawę offline. O dziwo Blizzard i tak zmusił mnie do założenia konta, co w przypadku trybu offline chyba mogliby sobie darować, ale już mniejsza z tym.
Relaks w postaci miażdżenia kości mych wrogów za pomocą buzdyganu
Wybrałem klasę barbarzyńcy, bo wyobraziłem sobie, że dzięki temu wszystko zachowa czarującą prostotę. Poza tym grałem kiedyś w Diablo III i zapamiętałem, że podobało mi się przechodzenie kampanii dla pojedynczego gracza właśnie za pomocą tej klasy. To, co z perspektywy czasu podoba mi się znacznie mniej, to cukierkowa grafika Diablo III.
Odświeżone Diablo II Resurrected moim zdaniem wygląda pięknie. Oczywiście nie chodzi mi o taki sam poziom zachwytu, jaki poczują ludzie tuż po odpaleniu Crysisa w 2030 roku (bo wiecie, dopiero wtedy nasze karty graficzne w pełni udźwigną ten tytuł z 2007 roku). Raczej mam na myśli względnie prosty, odświeżony wygląd leciwej gry, ale za to naprawdę wpadający w oko.
Podoba mi się zwiedzanie zielonej łączki i zabijanie dziesiątek potworów oraz opętanych amazonek (przepraszam, nie do końca znam oficjalne nazwy wrogów). Jest to zaskakująco odprężające. Wizualnie wszystko charakteryzuje się dość ponurą nutą, co dodaje klimatu. Wspomniane łąki co jakiś czas skrywają zwłoki nabite na pal, innym razem zgliszcza płonących budynków. Z kolei różnego rodzaju katakumby i jaskinie mogą być wypełnione śladami walki, obfitymi kałużami krwi niefortunnych poszukiwaczy przygód, którzy trafili tu przede mną. Diablo II Resurrected bez wątpienia jest mniej cukierkowe i bardziej mroczne od Diablo III, co mi się spodobało.
Dlaczego w to gram i co ma na celu pisanie tego tekstu? To jakaś spóźniona recenzja? Nie, po prostu chciałem podzielić się wrażeniami osoby, która wcale nie jest wielkim fanem serii Diablo, ale zwyczajnie postanowiła sprawdzić Resurrected. Muzyka wpada w ucho, animacje są na swój sposób proste, a tempo rozgrywki… sielankowe? Podkreślam, że gram na normal, więc aktualnie beztrosko chodzę sobie po pustynnych terenach wschodu, wyłączam myślenie i zabijam różne plugastwa. Co chwilę zbieram loot w postaci różnych śmieci i teleportuję się do miasta, żeby to sprzedawać. Nie mam pojęcia czy weterani serii zaprzątają sobie głowy regularnym spieniężaniem tego, co wypada po zabiciu większości potworów, ale dla mnie to swego rodzaju odprężający rytuał.
Diablo II Resurrected traktuję jak tytuł idealny do tego, żeby wrzucić na luz. Gram offline, powoli zdobywam doświadczenie i leveluję postać, okazjonalnie wymieniam jakiś elementem ekwipunku na lepszy i słucham przyjemnej muzyczki. Czy tak miało być? To jakaś konkurencja dla Stardew Valley, a mój barbarzyńca to rolnik w trochę innym wydaniu? A może ze mną po prostu jest coś nie tak? No cóż, gdyby jakiś inny casual serii zastanawiał się, czy warto sprawdzić Resurrected, to moim zdaniem warto… dla relaksu.
Marcin Hołowacz, dziennikarz Polygamii