Devil Inside
Ile już razy goniliśmy za zombi po mrocznych zamczyskach? Ile wystrzeliliśmy srebrnych kul, ile osinowych kołków wbiliśmy w serca wampirów i strzyg? Nigdy jednak nie robiliśmy tego na oczach milionów telewidzów.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:09
Devil Inside
Olaf Szewczyk
Ile już razy goniliśmy za zombi po mrocznych zamczyskach? Ile wystrzeliliśmy srebrnych kul, ile osinowych kołków wbiliśmy w serca wampirów i strzyg? Nigdy jednak nie robiliśmy tego na oczach milionów telewidzów.
Nieustanne trzebienie umarlaków w rytm ogranego schematu może stać się nużące. Rutyna skutecznie zabija nastrój grozy - i z zabawy nici. Twórcy „Devil Inside” przewrotnie postanowili potraktować to wyzwanie jak jajko Kolumba. Zrezygnowali z kanonicznej konwencji kameralnego horroru w stylu „Alone in The Dark” na rzecz widowiskowego show z rzeszą kibiców większą niż w rzymskim Koloseum. Teraz walczymy z upiorami... na oczach telewidzów.
Dave, strzelaj, oglądalność spada!
Gramy rolę byłego policjanta o niejasnej przeszłości, dziś gwiazdora nadawanego na żywo programu „The Devil Inside”. W towarzystwie operatora oraz miniaturowej latającej kamery, która pokazuje obraz zza naszych pleców (tak jak w „Tomb Raider”), włóczymy się z bronią w ręku po miejscach opanowanych przez siły ciemności. W dzisiejszym programie penetrujemy ruiny „Bramy Cieni”, posiadłości w stylu późnego Lovecrafta. Jako telewidz możemy dowolnie przełączać obraz z kamery na kamerę. Operator lubuje się w dramatycznych najazdach na naszą skupioną twarz, czujnie omiata wnętrze, najbardziej efektowne sytuacje pokazywane są w zwolnionym tempie; można też uzyskać ujęcia panoramiczne z ukrytych kamer szpiegowskich, a helikopter na odkrytych przestrzeniach zapewnia widok z lotu ptaka. Posiadacze dobrych kart graficznych mogą mieć na podglądzie (funkcja picture in picture) ujęcia z kamer wybranych jako drugorzędne, co np. pozwala zauważyć wroga atakującego od tyłu.
Czasami program przerywają reklamy (bardzo szczególny, czarny humor - polecam zwłaszcza pochwały nowego proszku do prania i lodówki) i komentarze ze studia, gdzie w otoczeniu skąpo odzianych hostess króluje prezenter i twórca programu niejaki Kuba Rozpruwacz. Celne strzały nagradzają komunikaty o rosnącej oglądalności; analogicznymi, cynicznymi komentarzami kwituje się tu także naszą śmierć. Nie ma złudzeń - liczą się wyłącznie wskaźniki.
Specyficzny, choć nie zawsze wysokich lotów dowcip oraz oryginalna konwencja, w której twórcy gry podkpiwają z bożka show-biznesu, choć sami pełnią funkcje jego kapłanów, decydują o atrakcyjności „The Devil Inside”. Bez tego bowiem byłaby to gra co najwyżej przeciętna.
O wyższości czarów nad piłą łańcuchową
Klasyczny schemat: buszujemy po pomieszczeniu, zbieramy amunicję, apteczki, uzbrojenie lub przydatne przedmioty (nie zawsze je widać - mozolne obklikiwanie wszystkich napotkanych szafek, półek itp. lekko irytuje). Czasem trzeba rozwiązać jakąś zagadkę, by móc przejść dalej. Eliminacja sług zła wygląda brutalnie, zdecydowanie nie jest to gra dla dzieci. Notabene żałośnie niska inteligencja komputerowych przeciwników to chyba najbardziej przykre zaskoczenie w „The Devil Inside”.
Miła jest za to możliwość przemiany Dave'a w jego demoniczne - dosłownie - alter ego, czyli Devę. Ta uskrzydlona czarna dama jest wysłanniczką piekieł, ale gra z nami w jednej drużynie. Ma za zadanie posłać dusze umarlaków z powrotem do diabła („Heimat...” - mruczy, nadając kolejną przesyłkę). Im więcej zbierze dusz, tym większa szansa, że szef obdarzy ją umiejętnością rzucania nowych czarów. Magia ma tę przewagę nad bronią palną i białą (a propos - czy piła łańcuchowa to broń biała?), że - choć działa na dystans - nie grozi jej brak amunicji. Energia zaklęć ulega bowiem automatycznej regeneracji.
Urozmaiceniem monotonnej, krwawej fabuły jest pojawienie się Angeliny - reporterki z programu popularno-naukowego, pragnącej zdemaskować hucpę, jaką jest show „The Devil Inside”. Jak bowiem wiadomo z poważnych źródeł naukowych, duchy i upiory nie istnieją. Dave/Deva będzie musiał(a) rzecz jasna przyjść rzeczonej idiotce na ratunek.
Najbardziej ubawiło mnie jednak pewne polonicum. Otóż autorzy gry, przytaczając losy nawiedzanego przez upiory mnicha-profety Brunona Łysego, jednym tchem wymienili Katowice i Transylwanię. Rzeczywiście - oba miejsca budzą grozę...
PS „The Devil Inside” to pierwsza pozycja wydana w taniej serii „eXtra gra”.
Devil Inside
Producent: Cryo Interactive
Dystrybutor: CD Projekt
Minimalne wymagania: PC Pentium II 266 MHz, 32 MB RAM, karta z akceleratorem grafiki trójwymiarowej zgodna z DirectX 7
Cena: 29,90 zł