Death Stranding to nie skradanka
Zapewnia Kojima.
Death Stranding najpierw poraziło świat hajpem, a potem stopniowo ostudzało zapał brakiem konkretów. Być może niektórych porwał najnowszy zwiastun - ja do tego grona nie należę, co z resztą zdążyłam już wyrazić w naszym klubie dyskusyjnym, ciekawie jednak było porównać to, jak opowiadanie o grze różniło się w przypadku zwiastuna kierowanego do japońskiego odbiorcy.
Jeśli chodzi o samą grę, z najnowszych informacji w oficjalnym opisie produktu na stronie PlayStation UK wynika, że w Death Stranding bardzo ważną rolę odegra element społeczny – nasze drogi nie będą dosłownie przecinać się z innymi graczami, ale będziemy korzystać z ich pomocy lub jej im udzielać poprzez asynchroniczną grę online. Mamy „wysyłać zaopatrzenie, dzielić się kryjówkami i podążać śladami innych kurierów, żeby zjednoczyć cywilizację”. Z innych ważnych rzeczy, śmierć w grze ma nie być ostateczna – po niej wylądujemy w mrocznym, równoległym wymiarze, kojarzącym się z tym ze „Stranger Things”, z którego będziemy musieli się następnie wydostać.
Teraz Kojima znowu zabiera głos w kwestii tego, czym właściwie będzie Death Stranding, zapewniając, że nie mamy do czynienia ze skradanką. Faktycznie, najnowszy trailer mógł to sugerować, a z wypowiedzi Japończyka wynika, że wiele osób zdążyło go już o to zapytać.
Zamiast tego jego nowy tytuł ma reprezentować „zupełnie nowy gatunek” skupiający się na akcji i stanowiący – ze względu na nietypowy system społeczny - jak to określił Kojima „strand game”, co w tłumaczeniu można chyba najlepiej wyrazić jako… jakieś pomysły, jak? Ja się poddaję.
Tatiana Kowalczyk