Czy to nowe DLC do Wiedźmina? Nie. To dowód na to, że ostatnie działania CD Projektu były konieczne
Sorry, taki mamy (mobilny) klimat.
Kiedy CD Projekt postanowił zastrzec znak towarowy Cyberpunk, podniosły się głosy oburzonych, że oto znowu bezduszna korporacja rzuca się na pieniądze i blokuje tych wszystkich biednych, małych deweloperów, którzy po prostu chcą tworzyć w tym świecie. Nie twierdzę przy tym, że duże firmy zawsze mają rację, bo pewnie pamiętacie jaja związane z zastrzeżeniem słowa „candy” przez Kinga. Albo kiedy Sony chciało zawłaszczyć sobie określenie „let’s play”.
Tylko widzicie, na całość trzeba spojrzeć nieco szerzej. Głównym zadaniem zarządu notowanej na giełdzie spółki akcyjnej jest dbanie o interesy akcjonariuszy. A to, że CD Projekt przy okazji robi dobrze graczom, wypuszczając świetne gry i dodatki do nich, tylko dobrze o nim świadczy. I taka jest brutalna prawda. Dlaczego piszę o tym teraz? Niemal dwa miesiące po fakcie? Dlatego:
To nie jedyny przykład wykorzystania słowa „Witcher” w tytule gry mobilnej, bo mamy jeszcze inną perełkę: Witcher Magic Bubble. Ten pierwszy, wskazywany przez Ahmada, Wiedźmin przynajmniej ma coś z Geraltem wspólnego. Brzydkie bo brzydkie, ale jednak obrazki w tle. Drugi nawet luźno nie nawiązuje czy to do gry RED-ów, czy do sagi Sapkowskiego. Powód takiego działania jest bardzo prosty – podpiąć się pod jakiś znany tytuł, bo ludzie często będą wpisywać go w wyszukiwarkę. A jak już wpiszą, to wyskoczy im nasza produkcja i może z ciekawości pobiorą.
Wpiszcie sobie w wyszukiwarce w AppStore albo Google Play słowa „war”, „clash”, „star wars” albo „craft”. Wyświetli wam się masa gier, część z nich będzie tymi oficjalnymi, jak Clash of Clans czy mobilne produkcje z Gwiezdnych Wojen, ale znajdzie się też sporo śmieci, na które normalnie nikt nie zwróciłby uwagi.
Jest też druga strona tego medalu – podróbki. Swego czasu Minecraft: Pocket Edition 2 był jedną z najpopularniejszych gier w sklepie Apple’a. Wszystko super, ale ze stworzonym przez Mojang oryginałem nie miał nic wspólnego. Dziś gry „Scotta Cawthorna” (podobieństwo do nazwiska twórcy Five Nights at Freddy’s zupełnie przypadkowe) nie ma już w AppStore, ale wystarczy wpisać „Superhot”, by ujrzeć całą masę gier żerujących na polskim hicie. Choć Super Hot 2 zniknął już z obu cyfrowych sklepów. Niedawno wspominałem też o chińskiej podróbce Overwatcha.
Pomijając już kwestię żerowania na popularności marki, wyobrażacie sobie, co mogłoby się stać, gdyby ci inwestorzy znaleźli w swoich iPhone’ach grę Cyberpunk 2 od studia CD Project? Potencjalne konsekwencje ich działań mogłyby być bardzo poważne dla tego właściwego CD Projektu. Już pal licho ewentualny skok kursu, ale co stałoby się po wyjaśnieniu, że to nie twórcy Cyberpunka 2077 stoją za tym wszystkim? Zaraz pojawiłyby się opinie, że firma nie potrafi zabezpieczyć swoich znaków towarowych, co pewnie wiązałoby się ze spadkami.
Bartosz Stodolny