Cześć, jestem ... i jestem uzależniony
Gry stają się coraz popularniejsze, do mediów głównego nurtu co jakiś czas trafiają historie o wyrodnych rodzicach albo chorych nastolatkach, a kiedy sama branża zacznie traktować poważnie problem uzależnienia od gier?
W sieci pojawił się taki filmik reklamujący najnowszą Cywilizację 5:
Być może sam nie byłem tak do końca uzależniony, bo po kilku miesiącach powstrzymywania się od gry mogłem do niej wrócić. Po powrocie grałem jakiś rok być może intensywnie, ale jednak w ograniczonym czasie, po czym odszedłem i bez większego żalu już do niej nigdy nie wróciłem. No dobra, z żalem, ale nie za samą grą, a raczej za kontaktem ze znajomymi z całej Polski, z którymi w Azeroth spędzałem kilkanaście godzin tygodniowo i przede wszystkim za niedokończonymi projektami programistycznymi i filmowymi związanymi z samą grą.
Widziałem jednak na własne oczy i czytałem autentyczne historie ludzi, którzy do tego stopnia poświęcali się WoW-owi, że tracili kontakt z rzeczywistością. Niestety, problem uzależnienia to nie jest jedynie straszak, którym ojciec dyrektor straszy moherowe babcie, aby zamiast dać wnusiowi na grę, wysłały przekazy do radia. Historie opisywane na WoWDetox są autentyczne. Historie, gdy ktoś grozi samobójstwem, jeśli Blizzard nie zaimplementuje poprawek podnoszących współczynniki jego postaci - są autentyczne. Osobną kwestią są dziewczęta oferujące ciało za wirtualną kasę - to akurat traktuję jako śmieszną ciekawostkę (albo nawet legendę urbana, nigdy nie chciało mi się dociekać).
Nie mam zamiaru ani jeździć po Blizzardzie (który i tak daje jakieś tam mechanizmy kontroli czasu grania i/lub premiuje przerwy w grze), ani po WoW-ie, który nie jest wcale taki najmocniejszy w uzależnianiu. Uzależnieni bywają konsolowcy i pecetowcy, grający w MMO i w shootery. Problemem jest to, że nie mamy wykształconych żadnych odruchów obronnych przeciwko nadmiernemu poświęcaniu życia pewnym jego aspektom. Nie mówi się o głośno o tym, że gry mogą rujnować życie i zdrowie tak samo, jak papierosy czy alkohol, minister zdrowia nie przestrzega, a rodzice mają serdecznie w dupie to, w co (i ile) grają ich pociechy.
Nie zdziwiłbym się, gdyby za 20 lat zaczęła się fala pozwów sądowych do wydawców o zniszczone zdrowie czy życie, podobnie jak miało to miejsca z przemysłem tytoniowym.
Oczywiście, gry komputerowe są świetne. Stymulują rozwój, uczą, dostarczają relaksu, rozrywki, wrażeń estetycznych. Budzą emocje. Wymagają "skilla", pobudzają chęci osiągania sukcesów. Szacunek należy się tym, którzy potrafią granie wynosić na poziom mistrzowski i osiągać rzeczy dla zwykłych casuali nieosiągalne. Nie są nic gorsi od mistrzów piłki nożnej czy wirtuozów skrzypiec. Mają hobby, mają talent, osiągają sukcesy, które dla zwykłych zjadaczy chleba są jakąś tam inspiracją. Ważne tylko, aby nie byli nolajfami, aby mieli jakieś życie obok komputera czy konsoli i nie strzelali rodzicom w głowy, gdy ci ich odetną od iksboksa.
Gry są ważnym elementem naszej kultury (czy to się Ebertowi podoba, czy nie :) ). Daj panie Boże, aby rozwijały się jak najlepiej, jak cała zachodnia cywilizacja. Ale daj też, abyśmy umieli z nich korzystać mądrze i z umiarem.
BTW też nie mogłem się powstrzymać i zarżałem, jak koleś na powyższym filmiku powiedział: "Chcę spędzać więcej czasu z żoną i dwójką naszych ślicznych dzieci", po czym żona poprawiła: "Mamy troje dzieci". Kurde, ile smaku jest w żartowaniu z rujnujących sobie życie narkomanów, albo umierających na raka palaczy?
Jakub Gwóźdź - tekst pierwotnie ukazał się tutaj