Czemu deweloperzy z Campo Santo zaczęli pracować nad Half-Life: Alyx?
Otwarta struktura w Valve daje wiele nowych możliwości.
Na początku grudnia zeszłego roku wspominałem o Campo Santo, studiu wykupionym przez Valve, które pod skrzydłami dużego wydawcy miało pracować nad swoim nowym projektem, In the Valley of Gods. Niestety, tamten wpis nie był z tych pozytywnych, bo wynikało z niego, że deweloperzy zaczęli prace nad innymi projektami w firmie takimi, jak Dota 2, dalsze ulepszanie Steama czy wreszcie Half-Life: Alyx.
Założyciel Campo Santo, Jake Rodkin, wspomniał wtedy o otwartej strukturze panującej Valve, co oznacza mniej więcej tyle, że deweloperzy sami mogą wybierać, w jakim konkretnie dziale chcą pracować. No i tak się najwyraźniej złożyło, że woleli pracować nad nowym Half-Life’m co chyba nie powinno nikogo dziwić. W końcu być w “creditsach” Alyx czy mieć w CV wpis “robiłem nowego Half-Life’a” to coś, wobec czego ciężko przejść obojętnie.
I mniej więcej tak tłumaczył to Robin Walker, jeden z programistów Valve i jedna z ważniejszych osób w firmie, który zapytany przez redakcję VG24/7 zdradza, jak od kuchni wyglądało rozwiązanie zespołu odpowiedzialnego za In the Valley of Gods. Okazuje się, że nie było żadnych nacisków z góry; tak naprawdę nie było żadnego formalnego rozwiązania. Po prostu ludzie sami zaczęli pracować w działach, gdzie uważali, że ich umiejętności będą bardziej przydatne. Walker dodaje również, że praca twórcy gier jest różna (zaskoczenie!) i część osób wolała zapewne odpocząć od robienia rzeczy stricte kreatywnych i zająć się szlifowaniem gry, zwłaszcza w ostatniej fazie projektu. Z kolei jeszcze inni zwyczajnie czuli, że swoją wiedzą mogą wzbogacić ten projekt.
Ostatecznie chyba właśnie o to chodzi – zrobienie jak najlepszej gry, co zespół pracujący nad nowym Half-Life’m udowodnił. Gra zgarnęła doskonałe oceny, a i autor Polygamii nie bał się sięgnąć po najwyższe możliwe wyróżnienie.
In the Valley of the Gods Trailer - The Game Awards 2017
Co jednak dalej z In the Valley of Gods? Tego tematu nie poruszono w tym mini wywiadzie, ale chyba istnieje jakiś cień szansy, że ktoś odgrzebie kiedyś ten projekt, a ludzie – widząc, że coś ciekawego zaczyna się dziać – sami zaczną do niego napływać. To by dopiero była ciekawa historia, godna jakiegoś reportażu albo wywiadu. Obyśmy doczekali tego momentu.
Bartek Witoszka