Czego brakowało mi w edycjach kolekcjonerskich obydwu Mass Effectów?
Rzut oka na zdjęcie i pewnie wielu z Was przyzna mi rację...
05.05.2011 | aktual.: 06.01.2016 13:08
Normandia to była miłość do pierwszego wejrzenia - ze swoją smukłą sylwetką z miejsca awansowała do grona moich ulubionych statków kosmicznych, plasując się gdzieś pomiędzy Blackbirdem a X-Wingiem (jest jeszcze Batwing, ale nie lata w kosmosie). Pamiętam jak miałem ciarki, gdy Shepard porywał uziemiony statek w Mass Effect albo jak kroiło mi się serce, gdy zniszczono go na początku drugiej części. Zaś na koniec, gdy ulepszone działa gromiły wroga, miałem ochotę wznosić tryumfalne okrzyki.
Nic więc dziwnego, że przy okazji edycji kolekcjonerskich czekałem na figurkę wyglądającą dokładnie jak powyższa. Może przy okazji Mass Effect 3 się uda. Ale raczej zamówię ją za te 30 dolarów, za które będzie sprzedawana od listopada.
Nie mam raczej co liczyć na wersję Lego - budowla Bena Fellowesa nie zostanie wprowadzona do masowej produkcji. A ma on talent do budowania statków, samej Normandii powstało (lub nadal powstaje) kilka wersji.
Model to jedno, ale czymże byłaby Normandia bez świetnej postaci Jokera - wesołka, pod maską profesjonalizmu skrywającego osobistą tragedię. To już temat na osobny artykuł.
Paweł Kamiński