Crossing Souls - recenzja. "Stranger Things" na sterydach
Bez pada nie podchodź.
14.02.2018 08:30
Witajcie, witajcie. Miło mi poznać. Część z Was może mnie kojarzyć z Gamezilli, potem miałam przerwę od dziennikarstwa i zajmowałam się PR-em. Po kilku miesiącach od zakończenia mojej przygody z ciemną stroną mocy można powiedzieć, że wracam do dziennikarstwa. I zaczynam od Poly. Będę tu wpadać z większymi tekstami i chciałabym tylko powiedzieć, że jest to po prostu cudowne uczucie i w sumie spełnienie jakiegoś drobnego marzenia.Lata 80. Piątce zwyczajnych dzieciaków z Kalifornii właśnie skończył się rok szkolny. Zaczynają się wakacje – młodzi będą spać do południa, biegać całą zgrają po upalnym mieście i lenić się w tajnej bazie; domku na drzewie pośrodku lasu. To znaczy – taki mieli plan, dopóki nie trafili na tajemniczy artefakt, który wywrócił ich świat do góry nogami.
Platformy: PC, PS4, PS Vita
Producent: Fourratic
Wydawca: Devolver Digital
Wersja PL: Nie
Data premiery: 13.02.2018
Wymagania: Windows 7 - 10, Intel Core2Duo E4500, 1 GB RAM, GeForce 9600 GT
Grę do recenzji udostępnił wydawca. Obrazki pochodzą od redakcji.
Twórcy przygotowali niezłą mieszankę. Spisek rządowy, klimat rodem z filmów akcji lat 80., wątek paranormalny, tajne eksperymenty, podróże w czasie, mistycyzm, duchy, mitologia egipska... Tak, historia jest dość naiwna i zupełnie pozbawiona sensu, ale wszystko działa dzięki celowemu przerysowaniu, wyrazistym bohaterom i dobrze spiętemu scenariuszowi.Zarys fabularny oczywiście brzmi znajomo. Deweloperzy dobrze wiedzieli, co robią, wpisując się ze swoją grą w nostalgiczny trend ostatnich lat. Wśród ich inspiracji znajdują się klasyki takie jak „Pogromcy duchów”, „Goonies”, „Badacze kosmosu”, „E.T.”, czy „Gremliny rozrabiają”, i to widać i czuć na każdym kroku. Crossing Souls daje okazję do bardzo fajnej, sentymentalnej wycieczki w przeszłość.To dotyczy nie tylko bohaterów, ogólnej atmosfery czy rozwiązań fabularnych. Na ścieżkę dźwiękową składają się przyjemne dla ucha utwory przesiąknięte klimatem lat 80. Są naprawdę dobre, szkoda tylko, że nie było ich nieco więcej. Wędrując z piątką bohaterów co jakiś czas natkniecie się też na dość wyjątkowe znajdźki; tajne dokumenty rządowe, kartridże, kasety magnetofonowe i VHS. Humorystycznie zmieniono tytuły i opisy; chętnie bym na przykład obejrzała takiego „Sedentatora” czy „Planet of the Mobwais”. W rozgrywkę wpleciono również kreskówkowe, dynamicznie zmontowane przerywniki filmowe, idealnie wpisujące się w stylistykę lat 80.W soundtracku znalazł się na przykład ten utwór. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadają – poza Fourattic i Devolverem – Timecop83, Chris Koebke i Dana Jean Phoenix.Patryk, który pisał zapowiedź Crossing Souls, z ekscytacji dostaje krwotoku z nosa, ilekroć trafi na jakiś tytuł z wątkami dzieciństwa i przyjaźni. Mój sentyment ma trochę mniejszą skalę, ale zdecydowanie jestem w stanie docenić urok opowieści typu „Stranger Things”, „To” czy „Stań przy mnie”. Można w nich odnaleźć coś czystego i wzruszającego – myślę, że odszukacie to również w Crossing Souls, bo przedstawienie więzi łączących młodych bohaterów wysuwa się na główny plan.Moje jedyne zastrzeżenie polega na tym, że pod koniec gry miałam już trochę dość ciągle powracających tekstów o przyjaźni, nieco zbyt górnolotnych jak na mój gust. Mimo tego, patrząc na całokształt, dialogi są w porządku, ale wyszłyby lepiej, gdyby zrezygnowano z utartych frazesów, które padały już setki razy w setkach innych filmów czy gier. Z tego między innymi powodu bohaterów da się polubić, ale obstawiam, że raczej nie zwiążecie się z nimi emocjonalnie.
Właśnie, może słówko o bohaterach. Chris, jako lider grupy, ma szybko odnawiający się pasek wytrzymałości i walczy za pomocą kija bejsbolowego. Jako jedyny potrafi się wspinać i skakać (żegnaj, logiko...). Matt, młody naukowiec z wielkimi pinglami jak na nerda przystało, przewyższa inteligencją swojego szkolnego nauczyciela. Zbudował sobie odrzutowe buty, którymi jest w stanie pokonywać większe odległości niż pozostali, posiada też spluwę strzelającą kulami energii. Big Joe to silny chłopiec, który potrafi mocno przywalić. Najdłuższy pasek zdrowia pozwala mu przetrwać największy łomot, wykorzystacie go też przy przesuwaniu ciężkich skrzynek. Charlie, jako jedyna panna (czemu zawsze musi być tylko jedna laska?), jest szybka i zwinna. Potrafi mocno strzelić z lassa. I na koniec zostaje Kevin – młodszy brat Chrisa pełni funkcję lekko irytującego żartownisia i dla odmiany nie wyposażono go w żadne umiejętności. Ciekawe i nieoczywiste rozwiązanie.Przełączacie się między nimi w dowolnej chwili, wykorzystując konkretne postaci do pokonywania skrojonych pod nie wyzwań. Przemierzacie pikselowy świat pełen zróżnicowanych miejscówek, naszpikowanych większymi i mniejszymi przeszkodami. Walczycie z potworami, duchami, robotami, pokonujecie w pocie czoła (lub nie) coraz trudniejszych bossów, i szeroko się uśmiechacie do gameplayowych urozmaiceń typu arcade’owy wyścig czy rowerowa ucieczka. Widać, że strukturę gry porządnie przemyślano i wyważono.Lepiej nie próbujcie przechodzić Crossing Souls bez pada. Pojawiająca się na początku gry informacja, że dla pełnej imersji najlepiej grać na kontrolerze, to eufemizm. U mnie był ten problem, że pada zdobyłam dopiero wtedy, gdy powoli zaczynałam się zbliżać do końca (PS4 powędrowało akurat do brata, który złamał nogę) i w rezultacie niemal całą grę przemęczyłam na klawiaturze. Mocno tego odradzam.Crossing Souls bywa trudne. Dla mnie na tyle trudne, że miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Bo skoro sekcja zręcznościowa nie wyszła za dwudziestym razem, to czemu miałaby wyjść za dwudziestym pierwszym? Jeśli chodzi o zręcznościówki, reprezentuję poziom przeciętny, a od mniej więcej połowy co i raz doświadczałam drogi przez mękę.Inna sprawa to to, że poziom trudności zdaje się nie wzrastać stopniowo. Raz punktów zapisu pojawia się sporo, kiedy indziej jak na lekarstwo, i to nie jest zależne od skali wyzwania danego poziomu. A im bliżej końca, tym wiadomo – długość sekwencji zręcznościowych się wydłuża.Bluzgi leciały, bo moje porażki nie zawsze wynikały z nieuwagi czy niewystarczających zdolności motorycznych, ale i często po prostu z gry. Kilka razy bohater „magicznie” teleportował się z jednego miejsca w drugie, wprost do lawy, mimo wylądowania w bezpiecznym punkcie po skoku. Zdarzyło się, że gra się zacięła, gdy leczenie zastosowałam zbyt późno, by przeżyć, ale... zbyt szybko, by zginąć? I w efekcie postać utykała między życiem a śmiercią, i nic już nie dało się zrobić. Krawędzie platform są często nieintuicyjne, ciężko wycyrklować odbicie się od powierzchni. Po wielu solidnych godzinach gry ten problem nie powinien się pojawiać. Czasem gubiłam się też w poczuciu głębi mapy – jakaś platforma zdawała się być centralnie na wprost, była na skos.Inna sprawa to sterowanie; nawet na padzie mało responsywne. Brak płynności wiąże się moim zdaniem z tym, że jest ułamek sekundy opóźnienia reakcji przycisków. Nie rozumiem też na przykład tego – po co, no po co do takiego leczenia, bomby czy ogłuszania, przypisanych do d-pada, jeszcze dołożono zatwierdzenie drugim przyciskiem? To utrudnia sterowanie i jest zupełnie niepotrzebne w przypadku jedynie trzech elementów. Niepotrzebne i wkurzające. Zwłaszcza w chwilach, gdy każdy ułamek sekundy się liczy i jak najszybciej trzeba się uleczyć. W dodatku w trakcie walki leczenie nie zawsze załapie, nie wiadomo czemu.Zginiecie też na przykład od światła monitorującego reflektora, ale już nie od upadku poza platformę – ten zdejmie pasek zdrowia do ostatniej połówki życia. Zniszczalne przedmioty na naszej drodze wyrzucą lecznicze serduszka, ale tylko wtedy, gdy bohater nie ma zbyt wiele punktów zdrowia. Trochę tak, jakby twórcy chcieli powiedzieć: „tu ci trochę ułatwimy, tutaj już nie. A tutaj dowalimy w opór”.
Miejmy nadzieję, że kilka treściwych aktualizacji załatwi najważniejsze problemy, bo gdy odjąć te wszystkie usterki, z Crossing Souls robi się naprawdę przyzwoita rzecz. Miszmasz tego, co znane i lubiane – przyjemna, nostalgiczna strefa komfortu. Fabuła i koncepcja nie grzeszą oryginalnością, ale co z tego? Potencjalna sztampowość i wtórność pewnych dialogów, scen czy zwrotów akcji siedzi w obranej przez deweloperów konwencji – może też z tego powodu nie razi. Fabuła płynie wartkim i dość przewidywalnym strumieniem, a brak logiki nie przeszkadza w blisko kilkunastogodzinnej zabawie (sugeruję się licznikiem ze Steama). Crossing Souls to ten przypadek, gdy coś oryginalnego i fajnego powstaje z połączenia sprawdzonych klisz fabularnych charakterystycznych dla różnych gatunków. Dla fanów klimatów – warto. Dla nie-fanów – można.A tak a propos bandy dzieciaków na rowerach... Kompletnie nie w temacie gier, ale nie mogłam się oprzeć. Wklejam jeden z moich ulubionych kawałków z cudownie niepokojąco-dziwnym teledyskiem, żeby szerzyć dobro.