Conflict Desert Storm
Z założenia precyzyjne jak cięcie skalpelem i kameralne jak randka z introwertyczną miłośniczką Leśmiana moje „szybkie operacje militarne” przypominały raczej sobotnie rajdy po klubach techno. Nieprzerwane, ogłuszające staccato broni maszynowej, tłoczący się wszędzie obcy faceci w dziwnych strojach i mnóstwo okazji, by zdrowo oberwać.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:10
Conflict Desert Storm
Z założenia precyzyjne jak cięcie skalpelem i kameralne jak randka z introwertyczną miłośniczką Leśmiana moje „szybkie operacje militarne” przypominały raczej sobotnie rajdy po klubach techno. Nieprzerwane, ogłuszające staccato broni maszynowej, tłoczący się wszędzie obcy faceci w dziwnych strojach i mnóstwo okazji, by zdrowo oberwać.
Awantury arabskie
„Conflict Desert Storm: Pustynna Burza”. Z założenia precyzyjne jak cięcie skalpelem i kameralne jak randka z introwertyczną miłośniczką Leśmiana moje „szybkie operacje militarne” przypominały raczej sobotnie rajdy po klubach techno. Nieprzerwane, ogłuszające staccato broni maszynowej, tłoczący się wszędzie obcy faceci w dziwnych strojach i mnóstwo okazji, by zdrowo oberwać
„Conflict: Desert Storm” to przedstawiciel modnego gatunku taktycznych gier akcji, w których kierujemy kilku- czy kilkunastoosobowym oddziałem żołnierzy, członków oddziałów antyterrorystycznych itp. Jej wyróżnikiem jest nawiązanie do autentycznych wydarzeń z historii nowej - operacji Pustynna Burza przeprowadzonej przez Amerykanów w Iraku przed 12 laty. Twórcy tej gry co prawda nie są w stanie przebić autorów ostatniego dodatku do „Delta Force”, który pozwala strzelać do afgańskich talibów w ramach niedawnej operacji przeciw al Kaidzie, ale gra i tak budzi mieszane uczucia. Będę to przy okazji podobnych gier powtarzał jak mantrę: wykorzystywanie świeżych tragedii jako motywów podnoszących atrakcyjność produktów rozrywkowych to kontrowersyjna praktyka. Jeśli jednak przymknąć na to oko, co „Conflict: Desert Storm” może nam zaoferować?
Czterech nader wspaniałych
Gra prowadzona jest z perspektywy trzeciej osoby. Oczami bohatera widzimy świat tylko przy włączeniu alternatywnego trybu celowania. Nasz zespół komandosów liczy maksymalnie do czterech osób, czyli niewiele. Nad każdą z nich możemy w dowolnej chwili przejąć kontrolę, reszta podąża za nami, chyba że wydamy im rozkaz „utrzymuj pozycję”. Jak na grę taktyczną jest to doprawdy ubogie menu rozkazów. Można co prawda wysyłać też żołnierzy na pozycje w zasięgu naszego wzroku, ale nie dalej (co umożliwia na przykład przy wykorzystaniu minimapy niezły „Ghost Recon”). Nigdy nie korzystałem z tej możliwości. O wiele łatwiej przejąć kontrolę nad żołnierzem i osobiście skierować go na żądane miejsce.
„Conflict: Desert Storm” w rzeczywistości ma niewiele wspólnego z grami taktycznymi, których atrakcyjnym wyróżnikiem jest zawsze możliwie wierna symulacja pola walki. To raczej drużynowa strzelanina. Nikt tu nie ginie od jednej kuli jak w „Rainbow Six” lub „Operation Flashpoint”. Dzielni amerykańscy chłopcy potrafią przyjąć niejedną serię, zanim zwalą się w piach. Uwaga, to jeszcze nie wszystko! Nawet gdy pasek żywotności spadnie do zera, übersoldat zmartwychwstanie, gdy kolega użyje na nim na czas cudownie przywracającej zdrowie apteczki. A apteczek wala się tu sporo...
Właściwie jedynym poważnym zagrożeniem jest strzał z czołgowego działa, i to tylko wtedy, gdy zespół trzyma się razem, bo potem nie ma nikogo, kto by mógł nas podleczyć. Dobrze, że przynajmniej ograniczono możliwość zapisywania stanu gry do dwóch razy na misję (przy normalnym poziomie trudności). Dzięki temu w grze pozostało trochę napięcia.
Bywa ciekawie
Mimo tych ograniczeń „Conflict: Desert Storm” potrafi zainteresować. Jej dużym atutem jest zróżnicowanie misji. Są naprawdę dobrze napisane. Sprawdzać się musimy w różnych sytuacjach - od ostrożnych podchodów nocą, gdy korzystamy z noktowizorów, po szybkie rajdy w świetle dnia na silnie bronione umocnienia. Walczymy na pustyni, w skalnych wąwozach, w wąskich uliczkach miast, gdzie w każdym oknie może ukrywać się snajper. Inaczej trzeba zwalczać piechotę, inaczej silne zgrupowania sił pancernych. Zdarza się, że trzeba po cichu zakraść się do więzienia, by uwolnić pojmanych towarzyszy broni albo pod silnym natarciem wroga utrzymać pozycje do czasu, zanim helikopter nie nadleci po nas i po rannych. Gdy już się wydaje, że inwencja scenarzystów słabnie, dostajemy do dyspozycji uzbrojony pojazd.
Cieszy też pozostawienie furtek dla alternatywnego rozwiązania problemu. Czołg na moście można próbować zniszczyć kilkoma strzałami z wyrzutni rakiet przeciwpancernych, ale można też przekraść się kładką na drugą stronę, podczołgać od tyłu i podłożyć ładunek wybuchowy pod słabo opancerzony tył.
Naprawdę dużo się dzieje, dzięki czemu trudno się nudzić. Miłym akcentem jest wzrost umiejętności żołnierzy w posługiwaniu się różnymi rodzajami broni, choć wietrzę tu, niestety, pewne oszustwo. Gdy po jednej z misji mój podwładny zwiększył sprawność w strzelaniu z pistoletu, choć nie oddał z broni krótkiej ani jednego strzału, pomyślałem, że niewiele w tej kwestii zależy ode mnie.
Kolejne atuty to możliwość wzywania wsparcia lotniczego, przejmowania składów broni ręcznej (a i tak czasami trzeba oszczędzać amunicję) oraz obsadzania gniazd CKM, co bywa zbawienne w sytuacjach, gdy zwala nam się na głowę chmara przeciwników naraz.
Oprawa graficzna jest niezła, choć bez szczególnych rewelacji. Gra działa płynnie nawet na słabszych komputerach. Dodatkowy plus to spolszczenie - dobrze, że w ogóle jest. Minus - lektorzy podkładają głosy tak, jakby robili dubbing do kreskówki z pokemonami. Trochę to psuje klimat.
Olaf Szewczyk
„Conflict: Desert Storm”, SCI
Dystrybucja: LEM
Cena: 99 zł