Command&Conquer Remastered Edition - 25 lat minęło jak jeden dzień
18.06.2020 23:31
25 lat minęło, jak jeden dzień. Czy jakoś tak, trawestując słynną piosenkę z serialu 40latek. (gimby nie znają) 6 czerwca 2020 miała miejsce premiera zremasterowanej wersji Command&Conquer z 1995 r. i Red Alert z 1996 r. Opierałem się całe 2 dni przed zakupem, ale w chwili kiedy zobaczyłem osiągnięcia do zdobycia nie wahałem się już ani chwili. 69,90 zł na Steam za dwie kultowe gry w kompletnych wydaniach, myślę że warto.
A teraz przedstawię wam garść wrażeń z odświeżonej wersji oraz tonę nostalgii na której remaster żeruje. To będzie quasi wspominkowy wpis, bo trudno uniknąć wycieczek do oryginalnej wersji.
Red Alert był jedną z pierwszy gier pudełkowych, oryginałów, jakie zostały mi kupione, bo przecież nie będę udawał, że w 1996 dysponowałem jakimikolwiek pieniędzmi. To było moje pierwsze zetknięcie z serią Command&Conquer, w pierwowzór zagrałem nieco później, ale nigdy go nie ukończyłem, może teraz będzie okazja? Później do Red Alerta wracałem w święta 2007 r. śmiejąc się ówcześnie do siebie, że nie mam w co grać ( a może to był okres przejściowy między sprzętami, nowy komp dostałem w styczniu 2008 r.) i gram w 12 letnią grę? Nie mogłem wiedzieć, że za kolejne 13 lat będę powracał do gry 25 letniej. A bawi tak samo jak wcześnie.
Co rzuca się w oczy jako pierwsze, to staranność wydanego remastera, Blizzard może jedynie pozazdrościć. Dostajemy nowe ładne menu, w którym możemy wybrać w którą z gier chcemy zagrać, do wyboru mamy wszystkie misję - z dodatków, te z kampanii naturalnie musimy odblokować. Mamy też galerię ze wszystkimi (które odblokowaliśmy) przerywnikami filmowymi. Oh, pamiętam jaką ekscytację budziły one 25 lat temu, filmik na którym rozkłada się baza albo przejechał czołg. Teraz ich jakość może budzić co najwyżej uśmiech politowania, ale traktujmy to raczej jako uśmiech do swoich wspomnień. Wspomnienia mają lepszą grafikę - jak skonstatował to mój przyjaciel, którego namawiam do powrotu do Red Alert, dzięki Mateusz za zgrabną i trafną metaforę. Myślę, że się w końcu złamiesz i razem zagramy w multi ( który mamy rok?!)
Również wszelkie ustawienia sterowania zostały unowocześnione, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby używać tych klasycznych. Mamy nawet szafę grającą, gdzie sami możemy stworzyć sobie playlistę ulubionych kawałków - już to widzę, Hell March 100x na nieskończonym zapętleniu. Mam wrażenie, że również ścieżka dźwiękowa została zremasterowana i ulepszona, brzmienia są po prostu w lepszej jakości i jakieś takie nowocześniejsze?
Największy cios nostalgii otrzymujemy po naciśnięciu klawisza spacji. Wtedy grafika ulega …. degradacji do wersji pierwotnej i możemy sobie grać tak jak a.d. 1995. ale czad! i to w czasie rzeczywistym możemy tak przeskakiwać między grafiką starożytną (oryginalną) a nowoczesną (zremasterowaną), i w zasadzie tylko dla tego feature'a warto było zakupić grę. Jednostki mają jakąś tam trójwymiarowość, nie są już sprite'ami. Ważne że odzywki pozostały te same. Komandos Tanya dalej zaśmiewa się obłąkańczym śmiechem sadysty oraz krzyczy swoje kuriozalne Cze-cze-niaa! Rozjeżdżanie piechoty czołgiem lub żniwiarką (harvester) dalej odbywa się z satysfakcjonującym plaśnięciem, a oglądnie rozkładających się budynków dalej przykuwa spojrzenie.
Planowałem rozpocząć grę według kolejności wydawniczej, ale szybko przesiadłem się na bliższy mojej sercu i wspomnieniom red Alert. Nie ukrywajmy, że Red Alert jest tytułem lepszym, ładniejszym, bardziej dopracowanym i bardziej kultowym. Podczas gdy C&C sili się na historię konfliktu w czasach mniej więcej teraźniejszych, wojna o zasoby między globalnym sojuszem obronnym a bractwem- organizacją uważaną za terrorystyczną (stan na 1995) i traktuję siebie niezmiernie serio w fabule i przerywnikach filmowych, nie można jednak uniknąć porównania do filmów sensacyjnych klasy C, które lecą o 22 na TV4, TV Puls czy innych tego typu bieda-kanałach telewizyjnych. Red Alert z kolei jest produkcją kampową, groteską i nie traktuje poważnie samego siebie. Fabularnie mamy do czynienia z alternatywną wizją okresu drugiej wojny światowej i konfliktem na linii ZSRR - Alianci (zaraz, to chyba było inaczej). Próżno mówić, że w pierwszej misji ratujemy Alberta Einsteina, który pomaga nam skonstruować maszynę manipulującą czasem w celu uniknięcia, bądź zmiany pewnych wydarzeń.
Oczywiście rzuciłem się na zdobywanie osiągnięć, bo to mnie motywuję do grania i zaliczenia całej pozycji od początku do końca. Co do remastera - myślę, że osiągnięcia się zgrabnie i realistycznie ustawione i nie wymagają cudów, a spróbowania każdej z wersji rozgrywki - kampania, scenariusze, gra multiplayer i ukończenie każdego z trybów, plus jakieś tam osiągnięcia gameplayowe, typu wyprodukuj 1000 jednostek piechoty. Aby zaliczyć tytuł na 100%, do czego oczywiście będę dążył, należy skończyć wszystkie misje kampanii na najwyższym poziomie trudności - czyli Hard.
I tutaj dzieją się dziwne rzeczy i z całą odpowiedzialnością mogę zarzucić grze brak balansu. Koniec końców to staroszkolny RTS (real time strategy) gdzie wygrywa ten, kto zgromadzi większą grupę jednostek i rzuci ją na przeciwnika, nie siląc się na strategię tylko po prostu atakując kupą. Grając na poziomie trudności hard jednostki przeciwnika są 2x silniejsze i dochodzi do sytuacji, gdzie dwóch piechurów niszczy nam transporter opancerzony, są szybsi od czołgu i nigdy nie wygramy starcia 1 na 1 podobnych jednostek. Generalnie potrzebujemy 2x większej masy jednostek niż przeciwnik, co oznacza mozolny grind i oczekiwanie na produkcję, a także częste operowanie opcją zapis/wczytaj rozgrywkę. a Żniwiarki przeciwnika są diablo skuteczne w rozjeżdżaniu naszej piechoty. Piszę to z perspektywy początkowych misji. Boje się co będzie jak dojdę do misji eskortowych, bez budowania bazy i posiłków, a także do późniejszych etapów gry, gdzie będą dostępne samoloty i statki, wtedy może być na prawdę ciężko, jak przekoksany komputer będzie rozjeżdżał nas walcem. Jedno jest pewne i sprawdzone, sztuczna inteligencja dalej jest tak samo głupia jak była, czemu mam wrażenie że dotyczy to bardziej moich jednostek, które pozwalają się wyminąć bez reakcji i zaatakować moją bazę przez wroga? Ah, good ol'games.
Zapewne, jeśli nie wszystko odbędzie się zgodnie z moim planem, przeczytanie moje narzekanie na brak balansu. Ja nie pokonam 25 letniej gry na najwyższym poziomie trudności? Potrzymaj mi piwo.
A jednak komputer oszukuje, sprawdzone w grze wieloosobowej, gdzie na poziomie trudnym zaczyna z rozbudowaną bazą. Również gra z ludzkimi graczami nie jest łatwa. Cóż, RTSy bywają szybsze niż niejedna gra zręcznościowa, a ja nie mam motywacji zostać w nich mistrzem. Może pogram z kolegą, przeciwko sztucznej inteligencji (noob).
Odnosząc się jednak do jakości remastera to jest godny polecenia, również tym nie zbrukanym klątwą nostalgii, którzy chcieliby spróbować zagrać po raz pierwszy, w gatunek gry, który właściwie już nie istnieje. Dla fanów serii pozycja obowiązkowa. Wracam w takim razie do produkowania mamucich czołgów i wieży tesla ku chwale Stalina i przy dźwiękach Hell March.