Cejrowski nazywa Pokémony demonami, które imitują strukturę piekieł

Słyszę ten wstęp w audycji koszalińskiego radia i wiem, że będzie wesoło. Cejrowski przyznaje przynajmniej, że można w internecie szukać genezy Pokémonów - bo sam ewidentnie na ten pomysł nie wpadł. W końcu po co wypowiadać się na temat czegoś, o czym ma się chociaż szczątkowe pojęcie? Lepiej zwymiotować na słuchaczy wyssanymi z palca głupotami doprawionymi religią.

No tak. Zatem co by tu...

Graliście w tę grę, prawda? Nie śledzę na co dzień Cejrowskiego, więc nie wiem, czy to typowy dla niego poziom świadomości otaczającej go rzeczywistości, ale wypowiadając się na temat "zagrożeń Pokémon Go", wykazał się piorunującym brakiem wiedzy i podejściem typu "nie znam się, to się wypowiem". Ciekawe skąd czerpał te wszystkie rewelacje, jak ta,  że w Pokémon Go zabiera się innym Pokémony i że się je zabija. Może pokręciło mu się coś z przejmowaniem Gymów i dopowiedział sobie sporo więcej niż powinien? Nie wiem, trochę boję się szukać jego tropów myślowych. Nie chcę się zgubić. A na godnym księdza Natanka porównywaniu kieszonkowych stworków do satanistycznych demonów z kręgów piekła się nie kończy.

No, przynajmniej wiemy już, kto pisze scenariusz nowego sezonu "Homeland". Agnieszka Holland miała swoje "House of Cards", to i Cejrowski planuje teraz podbić świat seriali. A poważniej - po tekście o zabijających się demonach Pokémon nie spodziewałem się, że można jeszcze bardziej odpłynąć, tymczasem jednak się da. Podczas największej gorączki związanej z aplikacją Niantic szaleństwem było paręset osób zebranych w jednym miejscu, tymczasem Cejrowski wymyślił sobie, że można zwołać 150 tysięcy ludzi na jakieś opuszczone pole, zostawiając tam swojego Pokémona. Trudno w tym momencie nie odnieść wrażenia, że prowadzący razem ze współpracownikiem Andrzejem Rudnikiem naprawdę nigdy w życiu nie widzieli tej gry na żywo ani nie zadali sobie trudu by choćby minimalnie zbadać temat.

W dalszej części części audycji dalej popisują się niewiedzą, powołując się na spreparowane w sieci historyjki (ta pierwsza, o śmierci na moście) i opisując aplikację z perspektywy kogoś, kto nigdy jej nie uruchomił. Szkoda mi nieświadomych ludzi słuchających tej audycji i szkoda mi ludzi, którym nie wstyd wypowiadać się na temat czegoś, czego nie rozumieją i czego nawet nie sprawdzili. Tydzień temu to Sapkowski wykazał się ignorancją, teraz Cejrowski... Miejmy nadzieję, że nie przerodzi się to w regularny cykl.

Patryk Fijałkowski