Car Mechanic Simulator 2018 - recenzja. Skody na Mercedesa nie przerobisz
Czasem lifting nie wystarczy.
Car Mechanic Simulator 2018 zaliczył taki start jak większość garażowych fachowców w tym kraju całą karierę - spartaczone było praktycznie wszystko. Do tego stopnia, że po trzech godzinach gra uniemożliwiła mi dalsze postępy. Minął ponad miesiąc od premiery i na szczęście gra jest w dużo lepszym stanie niż wtedy. Nie oznacza to, że nagle stała się idealna, ale da się grać i czerpać z tego frajdę.
Platformy: PC
Producent: Red Dot Games
Wydawca: PlayWay
Dystrybutor w Polsce: Cenega
Data premiery: 28.07.2017
Wymagania: 64-bitowy Windows 7/8.1/10, Intel Core i3 3 GHz, 4 GB RAM-u, Nvidia GTX 660
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Obrazki pochodzą od redakcji. Graliśmy na PC.
Rdzeń rozgrywki pozostał w dużej mierze niezmieniony. Nadal prowadzimy warsztat samochodowy, do którego zgłaszają się kolejni klienci ze swoimi problemami; czasem razem z samochodem dostajemy wygodną listę części do wymiany, w większości przypadków będziemy jednak zmuszeni sami zdiagnozować, w czym leży problem. A tych może być tyle, ile części w samochodzie. Na szczęście trochę pomagają opisy usterek, dzięki którym wiemy, czego szukać.Z drugiej strony, i to jest nowość względem poprzedniczki, mamy zlecenia fabularne, które charakteryzują się długim, niewiele mówiącym opisem. Nie wiem, dlaczego ktoś je nazwał fabularnymi, bo gra jej nie ma. Może chodzi o to, że zawsze mają dorobioną historyjkę w stylu "Wziąłem samochód teścia i wjechałem w studzienkę i teraz coś stuka, a on zaraz wraca z delegacji i mnie zabije!". W każdym razie, jest to najciekawszy element Car Mechanic Simulator 2018, bo w takich sytuacjach musimy się naprawdę wysilić, by zdiagnozować wszystkie usterki.Szczerze powiedziawszy jest to dużo fajniejsze od samego naprawiania, które jest powtarzalne do bólu i nie wnosi żadnych zmian względem poprzednich odsłon. Po prostu klikamy na części, odkręcamy śruby, a jeśli jakaś część nas blokuje, zostanie wygodnie podświetlona na czerwono. Potem wszystko powtarzamy, tyle że w odwrotnej kolejności. Aż prosi się o jakiś tryb "ekspert", w którym wszelkie pomoce zostają wyłączone i sami musimy wiedzieć, że nie zdejmiemy piasty, jeśli najpierw nie usuniemy półosi napędowej.Zabrakło też większej różnorodności czy to zleceń, czy metod dochodzenia do rozwiązania problemu, szczególnie jak odblokujemy wszystkie narzędzia diagnostyczne. Wtedy wystarczy kliknięcie, ewentualnie paręnaście sekund na ścieżce diagnostycznej i praktycznie wszystko wiadomo. To jednak przeboleję, szczególnie że wirtualny warsztat wzbogacił się o nowe sprzęty skutecznie urozmaicające zabawę. Teraz oponę założymy na felgę na specjalnej maszynie, a potem całość musimy wyważyć. Podobnie rozebranie amortyzatora wymaga naciągacza, a elementy karoserii możemy próbować naprawić spawarką. Pojawiły się też... nie wiem, jak to nazwać. Komplety? Chodzi o to, że niektóre części składają się z kilku elementów, na przykład wahacz i gumowe tuleje, a żeby je zamontować w aucie, najpierw trzeba całość poskładać do kupy. Jest to i wygodne, bo koniec końców mamy mniej przykręcania, i dodające realizmu, i po prostu fajne.To pytanie, które zadawałem sobie najczęściej, grając w nowego Car Mechanic Simulator. Na przykład: "Po co mi trzy podnośniki w warsztacie, skoro jednocześnie mogę pracować nad jednym samochodem?". Co innego, gdyby dodano opcję zatrudniania pomocników, ale tak rzeczone podnośniki robią po prostu za wypełniacze przestrzeni. Albo: "Po co w grze tor wyścigowy?", który sprawia wrażenie dodanego, bo ktoś tak chciał i nic więcej. Nie ma on żadnej wartości dodanej, model jazdy jest okropny, a jedyne, co możemy tam zrobić to bicie kolejnych rekordów okrążeń."Po co w grze możliwość naprawy części, skoro klient zawsze pokrywa koszt zakupu nowych?". Przy tym warto zatrzymać się dłużej, bo jest to jedna z rzeczy, która najbardziej irytuje nie tylko w tej odsłonie, ale w całej serii. Kojarzycie Gearhead Garage? Jest to dla mnie niedościgniony jak dotąd król gier o mechanice samochodowej. Z jednej strony w miarę realistyczne ukazanie poszczególnych elementów składających się na samochód, z drugiej poczucie humoru i konieczność kombinowania, której rodzimemu mechanikowi brakuje.Otóż w Gearhead Garage z każdym zleceniem dostawaliśmy budżet, a nasze wynagrodzenie zależało od tego, ile uda się zaoszczędzić. Tam naprawianie wyjętych z auta części miało sens, podobnie jak kupowanie ich po taniości na złomowisku, bo klient oczekiwał po prostu działającego auta, przy czym niekoniecznie interesowało go, w jaki sposób to osiągnęliśmy. W Car Mechanic Simulator klient to klasyczny frajer, który ślepo zapłaci za wszystko, co mu wciśniemy i nie będzie na nic marudził. Facet chciał wymienić klocki hamulcowe, a ja dodatkowo zafundowałem mu nowy rozrząd? Nie ma problemu. Próbując naprawić część pogorszyłem jej stan, ale nie była ona częścią zlecenia? Spoko, można jeździć z rozwaloną pokrywą głowicy.Elementem, którym seria kusiła od drugiej części, jest znajdowanie starych samochodów i doprowadzanie ich do stanu używalności. W CMS 2015 mogliśmy to robić jedynie na aukcjach, teraz doszło bieganie po rozrzuconych na mapie szopach, których właściciele trzymają mniej lub bardziej klasyczne graty. Swoją drogą zadziwiająco dużo tych szop, ale oddajmy sprawiedliwość twórcom - nie w każdej jest auto warte renowacji.Mamy wymarzonego klasyka, pora zabrać się do pracy. Wyciągamy silnik specjalnym żurawiem, badamy poszczególne elementy, wymieniamy i tak dalej. I, podobnie jak w poprzedniej odsłonie, nie ma w tym za grosz frajdy czy satysfakcji. Albo inaczej - wszystko kończy się po pierwszym aucie, bo zawsze wygląda to tak samo, a gra nie oferuje żadnego wyzwania związanego z renowacją często już nieprodukowanych samochodów. Specem co prawda nie jestem, ale na pewno większości części do takich pojazdów nie kupimy ot tak, w sklepie. Tymczasem właśnie w ten sposób się to odbywa w Car Mechanic Simulator.Znalazłem Mazdę RX-3 z silnikiem Wankla. Bez problemu dostałem nie tylko części do rzeczonego silnika, ale też nową, fabryczną karoserię. Szczegół, że model ten był produkowany między 1971 a 1978 rokiem. I tak jest z każdym samochodem, co powoduje, że najlepiej zapowiadający się element gry jest jednocześnie najnudniejszym. A o ile można to było wybaczyć dwa lata temu, to po odsłonie z liczbą 2018 w tytule oczekuję czegoś więcej, na przykład szukania nie tylko wraków, ale też części do nich. Albo kombinowania z zamiennikami. Albo skupowania kilku samochodów tego samego modelu, żeby poskładać z nich jeden. Albo czegokolwiek urozmaicającego nudną rozgrywkę, bo same łażenie po szopach nie wystarczy.
Właśnie tym jest dla mnie Car Mechanic Simulator 2018. Liftingiem, który co prawda dodaje sporo nowości, w który nadal gra się przyjemnie i w którym Red Dot zrobiło ogromny skok, jeśli chodzi o grafikę czy ogólną jakość. Ale jednocześnie jest to to samo, co już mieliśmy, tylko z dodatkowymi bajerami. Jak nowa nawigacja w samochodach po lifcie. Może całości uroku dodałoby, gdybyśmy mieli możliwość tuningu czy to wizualnego, czy wydajnościowego. Taka opcja co prawda ma się pojawić, w warsztacie jest nawet hamownia, ale póki co są to plany na przyszłość.I w sumie ta gra przypomina właśnie Skodę. Octavia czy Superb to przyzwoite auta, z których właściciele będą zadowoleni. Dlaczego? Bo mieli poprzednią generację, z której też byli zadowoleni. Bo nie są wymagającymi klientami, którzy od auta oczekują duszy czy jakiejkolwiek charyzmy. Bo ucieszą się, że ich pojazd w końcu zaczął przypominać wyglądem samochód. I tak samo jest z graczami. Jeśli komuś podobała się wersja 2015, tak samo będzie zadowolony z 2018, ciesząc się na tak naprawdę nic nieznaczące zmiany.