Burnout Paradise - recenzja
Witajcie w Paradise City! Miejscu gdzie najbardziej cenimy sobie świeże powietrze, śpiew ptaków i szum morskich fal, prawda? Nie, nieprawda! Tutaj kochamy ryk silnika, brzęk tłuczonego szkła i jęk rozdzieranego metalu! Dla nas muzyką jest głuchy łomot toczących się po ulicach wraków, płonących półciężarówek, turlających się sedanów i łamanych w pół limuzyn. Prędkość, nitro i wyostrzone zmysły - jeśli tego nie masz, to do nas nie zaglądaj. Nie mamy tu muzeów dla zasuszonych badaczy przeszłości. Nie zbudowaliśmy uniwersytetu dla dyniogłowych. Nie zabawiamy rodzin z dziećmi w oceanarium. Mamy za to złomowiska, warsztaty naprawcze i stacje benzynowe a wszystko po to, byś na przestrzeni przeszło 250 mil mógł nam pokazać jak kontrolujesz swoje auto i zasłużyć sobie na specjalną nagrodę - licencję Burnout.
Take me down to the paradise city Where the grass is green And the girls are pretty Take me home (Oh, won't you please take me home) "Paradise City” by Guns N' Roses, Geffen 1987
Seria gier pt. Burnout produkowana jest przez brytyjskiego developera Criterion Games. Najogólniej rzecz biorąc zaliczyć je należy do gatunku wyścigów. Pierwsza ich gra ukazała się na Playstation 2 jesienią 2001 roku. Spowodowała sporo zamieszania w światku wirtualnego ścigania przyciągając graczy, którzy pokochali możliwość kompletnego rozbijania swoich aut. To właśnie "złomowanie” samochodów przysporzyło tej grze fanów. Model rozgrywki zakładał wykonywanie karkołomnych manewrów przy niebotycznych prędkościach co bardzo często kończyło się efektowną kraksą. Sukces pierwszego Burnout doprowadził do wydania (zaledwie w rok później) Burnout 2, przez wielu do dziś ogłaszanego królem całej serii i najważniejszą jej częścią. Są również tacy, którzy twierdzą, że był to też ostatni prawdziwy Burnout. Wydane później części trzecia i czwarta, choć przyjmowane przez graczy z ciekawością, krytykowane były często za "zagubienie ducha serii”, zaś Legends oraz Dominator to tak zwane spin-offy. W poniższej recenzji interesuje nas jednak najnowsze dziecię Criterion Games - Burnout Paradise.
Niejaki DJ Atomika, lokalny gaduła ze stacji radiowej CrashFM wprowadził mnie w podstawowe reguły życia w skim Mieście. Nie ma tego wiele: - Auta znajdujesz na lokalnym złomowisku; - W mieście możesz je naprawić i dotankować; - Tutaj szanuje się tylko tych, którzy jeżdżą szybko i w wielkim stylu; - Każde skrzyżowanie to wyzwanie; - Nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe; Ehmmm Momencik! Tego ostatniego tam chyba nie było!
Szybciutko otrzymałem "podstawowe” prawo jazdy czyli pozwolenie na poruszanie się po mieście. Tutaj uwaga - jeśli posiadacie kamerę Xbox Live Vision możecie dokument opatrzyć swoim własnym zdjęciem, w przeciwnym razie gra użyje obrazka z Waszego profilu. Parę sekund później udałem się na wysypisko, gdzie wygrzebałem wśród wraków pierwszy samochód jakim przyjdzie Wam się rozbijać po mieście. Usłużny DJ Atomika wskazał mi drogę do najbliższego punktu napraw i pokierował do pierwszego z wyzwań jakie gra stawia przed miłośnikami szybkiej jazdy.
Burnout Paradise
W słowach "każde skrzyżowanie to wyzwanie” nie ma żadnej przesady. Na terenach miasta i jego okolic jest jakieś 120 skrzyżowań i niemal na każdym z nich rozpoczynają się któreś z niezliczonych zawodów w Burnout Paradise. Powiedzieć, że mamy tu do czynienia z wyścigami byłoby poważnym niedoszacowaniem. Prócz, oznaczonych kolorem niebieskim, tradycyjnych Wyścigów Ulicznych możemy bowiem wziąć również udział w innych atrakcjach. Zielone kropki na mapie oznaczają Przejazdy Kaskaderskie (Stunt Run) czyli pościg za punktami, które zbieramy używając dopalacza, skacząc, jadąc pod prąd, wchodząc w poślizgi, itp. Kropki koloru bordo oznaczają radość Drogowego Piractwa (Road Rage) czyli wyścig różniący się od innych tym, że zamiast celu, do którego należy podążać mamy wyznaczoną ilość kraks jakie należy spowodować. Oczywiście nie chodzi tutaj o rozbicie naszego samochodu ale zniszczenie (Takedown) auta któregoś z przeciwników. Żółty oznacza, że zostaniemy Naznaczeni (Marked Man). Podczas jazdy do określonego celu nasi przeciwnicy będą się starali, ze wszystkich sił, nas staranować. Uważajcie! Przeciwnik bywa naprawdę brutalny! Kropki pomarańczowe to specjalny rodzaj wyścigu zwany Piekielną Trasą (Burning Route). Każdy z nich przeznaczony jest dla jednego tylko modelu samochodu a ukończenie zawodów w określonym czasie oznacza, że na wysypisku znajdziemy ulepszoną wersję tego auta.
O grafice powiem tylko tyle, że jest po prostu najwyższej próby. Piękne modele samochodów rozbijają się w imponujący sposób, korzystając z najlepszego modelu zniszczeń jaki dotąd widziałem. Najpiękniejsze miasto wirtualnego świata oglądamy pędząc płynnie w 60 klatkach na sekundę. Słowem "cud-miód i orzeszki.”
Nie mogę odmówić sobie przyjemności napomknięcia o muzyce jaką Electronic Arts zaserwowało w BP. Guns N' Roses na początek spowodowało, że się uśmiechnąłem. Kiedy podczas jazdy usłyszałem "Epic” Faith No More zacząłem się szczerzyć. Gdy usłyszałem "Would?” Alice in Chains moja twarz tryskała radością a "Rusty Cage” Soundgarden spowodowało, że spadłem z kanapy. Tą ścieżkę dźwiękową skompletował ktoś specjalnie dla mnie. Wszystkie wyżej wymienione to bardzo dla mnie ważne zespoły a dodatkowo otrzymałem moje ulubione nagrania. Chylę w podzięce czoła przed EA, bo dzięki nim mogłem znów posłuchać najważniejszej muzyki lat '90.
Ciężko jest podsumować taki produkt jak Burnout Paradise. Gra bardzo zbliżyła się do ideału i postęp serii jest doprawdy imponujący. Zmiany w rozgrywce, w samych założeniach gry wyszły jej na dobre. Tryb wieloosobowy znakomicie ją dopełnia a takie jego elementy jak Wyzwania i użycie kamery Xbox Live Vision przenoszą rozgrywkę na nowy poziom. Przez cały tydzień obcowania z tym tytułem miałem poważny problem aby znaleźć w nim coś, co mi się nie spodobało. Teraz mogę powiedzieć, że powtarzalność części zadań bywa nieco nużąca. Dodatkowo to taki rodzaj gry, w której "trudny wyścig” oznacza, że nie kontrolujesz auta i/lub ruch uliczny jest zbyt intensywny by się przezeń przebić. Mocniejszy samochód oznacza tu zazwyczaj większe kłopoty zamiast odrabiania strat. Gra nie potrafiła mnie odpowiednio zmotywować do zmagania się ze stawianymi zadaniami - nie w taki sposób w jaki czyniło to choćby Project Gotham Racing. Mimo tego uważam BP za świetną grę i spędziłem z nią kilkanaście wspaniałych godzin. Jeszcze wrócę na ulice Rajskiego Miasta dla czystej przyjemności gdyż moim zdaniem ta gra spodobać się może zarówno graczom hardcore'owym jak i ludziom grającym okazjonalnie. Mnogość Osiągnięć powoduje, że nikt nie będzie wyjmował płyty z czytnika "z pustymi rękoma”. Teraz proszę Was - wybaczcie, moi kumple już pewnie powłączali konsole czas więc się trochę porozbijać w Paradise City.