Nie rozumiem hejtu na Rhiannę Pratchett
Sam skłaniam się ku zdaniu, że w sumie Rise niepotrzebnie przypominał drugie - po wcześniejszym TR - origin story, ale wtf? W sensie, że ta seria wcześniej miała lepszych bohaterów i scenariusze?
Nie miała. Miała tylko grobowce, w których Lara była sama, wśród pułapek i T-rexów. Jakaś Lara. Mniej lub bardziej cycata Lara. Lara nieludzka, gierkowa, Lara do opisania liczbą polygonów - nie charakterem. Ale i Lara kultowa. Niewątpliwie. Kult tknąć trudno.
Autorzy rebootu wiedzieli z czym się mierzą. Dlatego wzięli Pratchett (ja ją znam z Overlordów, kapitalnych). I straszliwie szanuję to, co zrobiła z Larą, dopisując legendzie życiorys do rubryki "przed". Tomb Raider z 2013 nie był dla mnie prawdziwym kandydatem do miana najlepszej gry tamtego roku, ale totalnie nadpisał w mojej świadomości to, kim Lara Croft jest i skąd się wzięła.
A największą zasługą Pratchett jest to, że nie była - o, ironio - Nathanem Drake'iem z cyckami. Zakładam, że niektórych czytaczy scenariusza mogło to swędzieć. Ale przecież ostatecznie tym za co chwalimy ostatnie tumrejdery jest jakaś translacja elementów, które ugruntowały serię na grunt xxi wieku. "Za mało grobowców!" - pewnie. "Kiepska Lara" - weź idź se gościu, co?