Devious Dungeon - rogalik w wersji light
Ja wiem, niektórzy szukają tytułów ambitnych, gdzieś tu przecenili Gris czy Axiom Verge i już w koszyku. Są i tacy, co łapią mega okazje, takiego Thiefa (PS4) za osiem polskich złotych. No taniej niż barszcz. Ja się do tych grup czasem łapię - choć wolałbym zainwestować w edycję w pudełeczku, nawet jeśli zapłacę więcej. Częściej jest jednak tak, że wpadam jak szatan, widzę takie nic nie mówiące coś, niedrogie, niepozorne i biorę skok wiary. Czasami ląduje na sianku, innym razem wyrżnę w beton. Bywa i tak, jak przy okazji zakupu Devious Dungeon, że wpadam do wody, ale na tak zwaną blachę. Niby żyję, ale trochę szczypie mnie skóra.
Devious Dungeon ma jakąś szczątkową fabułę. Jest król, wchodzimy w portal i zabijać trzeba potworki. Dlaczego? Co nas do tego motywuje? Nie pamiętam, poważnie - dopiero ukończyłem grę w wersji na Vitę i po prostu nie mogę sobie przypomnieć, ale też niespecjalnie chcę (żeby też nie było, że jest to jakiś moloch na trylion godzin i łatwo zapomnieć, nie - raptem kilka i gra się kończy). Może chodziło o jakieś zło, które zagraża królestwu, a może wręcz światu. Być może. Wydaje się, że nie jest to specjalnie istotne, bo pomimo fabularnych braków, wciągnęło mnie, przynajmniej na początku.
To jest rogalik, ale taki w wersji light. Wchodzimy przez portal do lochów, walczymy z różnymi potworami. Co cztery poziomy docieramy do karawany - u sprzedawcy można zakupić nowe zbroje, broń, mikstury i amulety. Ksiądz z kolei może nas uzdrowić za symboliczną opłatą. Od tego momentu możemy dostać się do następnego lochu po każdej śmierci, tak więc co kilka poziomów gra tworzy dla nas punkt zapisu. Przypomina mi się Rogue Legacy, utrzymane w podobnej konwencji, ale piekielnie trudne. Tu trudno nie jest, raczej przyjemnie, bo nie ma tej grozy w postaci permanentnej śmierci.
To co jest zdecydowanie na plus to różnorodność przeciwników. Tu kościotrup pruje do nas z łuku, rycerz przypominający Shovel Knighta trzykrotnie próbuje ciachnąć nas mieczem, a kat z przyczyn mi nieznanych atakuje nas atakiem obrotowym - taki ma kaprys. Na końcu każdego z 5 światów czeka na nas boss i podobnie jak stwory w lochach, każdy proponuje coś innego i z każdym uporać się trzeba na inny sposób.
Na każdego przeciwnika trzeba więc opracować osobną strategię, ale z czasem, gdy za pieniążki ulepszymy siebie, poprzez zakup wcześniej wspomnianych itemów, każdy z nich stanowi coraz mniejsze wyzwanie. Pokonany przeciwnik to też punkty doświadczenia, a z nowym poziomem możemy ulepszyć jedną z trzech statystyk: ataku, obrony i ciosów krytycznych. Monety natomiast wypadają ze wszystkiego - z dzbanów, skrzynek, świeczników, a także z przeciwników. Do tego dochodzą ukryte pomieszczenia, gdzie znajdują się skarby warte znacznie więcej niż złoty wazon oraz księgi, które stanowią duży wkład w nasze punkty doświadczenia.
Aby urozmaicić rozgrywkę, twórcy umieścili też w grze mini wyzwania, jak zabicie wybranego przeciwnika określoną liczbę razy czy zniszczenie przykładowo 20 skrzyń. Każde takie wyzwanie to dodatkowe pieniążki, biorąc więc pod uwagę jak z wielu źródeł otrzymujemy dodatkową mamonę, wzmocnić postać nie jest trudno. Jeśli się nie mylę, gra swoją genezę ma na smartfonach, element trzech zadań nawet by na to wskazywał.
Devious Dungeon daleko do tytuły gry złej. Jest to gra poprawna. Jeśli chcecie pograć w kolejce do lekarza, w autobusie czy podczas pobierania aktualizacji do jakiegoś nowszego tytułu - świetny wybór. Biorąc pod uwagę, że gra jest niedroga, zdecydowanie warto sprawdzić - nie zawsze przecież trzeba przy grze płakać z bezradności. Grając jednak przez kilka godzin niewątpliwie się znudzicie, tak jak ja, kiedy ziewałem już nieco przy czwartym świecie.