Battle Brothers to genialna gra. Pochłania bez reszty
Ziemia zostanie wielokrotnie splamiona krwią, a my musimy pogodzić się z tym, że czasem będzie to posoka naszych ludzi. Battle Brothers niewątpliwie jest trudnym tytułem, lecz warto dać mu szansę.
Dawno temu kupiłem sobie Battle Brothers na Steam i po chwili grania stwierdziłem, że to jakieś nieporozumienie. Usunąłem taktyczną strategię z laptopa i zająłem się czymś innym. Problem polegał na tym, że mimo kilku podejść nie mogłem odnieść większych sukcesów, a gra wydawała się być absurdalnie trudna, wręcz niemożliwa do przejścia.
Od tamtej pory minęły już lata, a w 2022 roku Battle Brothers trafiło na konsole. Postanowiłem dać temu tytułowi drugą szansę i całe szczęście, że tak zrobiłem. Przecież od tego się ciężko oderwać, co za genialna produkcja!
W średniowieczu ceny są wysokie. Szykujcie sakiewki ze złotymi monetami
Battle Brothers to w gruncie rzeczy "Najemnik Manager 2022". Zarządzamy skromnym oddziałem średniowiecznych piechurów, którzy wędrują od miasta do miasta, a także od wsi do wsi, żeby wynajmować swoje usługi. Szukanie zleceń to jedno, lecz musimy zadbać jeszcze o zapasy żywności na nasze długie wędrówki. Każdy rodzaj pokarmu ma okres przydatności do spożycia, a potem jest już do wyrzucenia. Należy to jeszcze połączyć z prostym faktem, że najemnicy muszą jeść codziennie, a im więcej ich zatrudnimy, tym więcej żołądków do zapełnienia. Niby nic, ale już mamy o jedno zmartwienie więcej i kolejny powód, żeby wydawać ciężko zarobione monety.
W Battle Brothers nie możemy sobie beztrosko wędrować po mapie świata, ponieważ niczym nieuzasadnione długie wyprawy kosztują sporo jedzenia, a także złotych monet – najemnicy oczekują codziennej wypłaty, co nieustannie drenuje naszą kieszeń. Jakby tego było mało, powinniśmy zaopatrywać nasz oddział w opatrunki, strzały dla łuczników, narzędzia do naprawiania zużytego ekwipunku. To wszystko kosztuje, nie ma nic za darmo. Zacząłem przynudzać? Musiałem podkreślić, że w Battle Brothers są ciągłe wydatki, ponieważ tytuł nie ogranicza się wyłącznie do taktycznych bitew w systemie turowym.
Battle Brothers zamienia ludzi w pragmatyków
Gra ma wielką mapę świata, na której widoczne są miasta, obozy bandytów, a także wędrujące jednostki (wrogie i przyjacielskie). Może być tak, że ktoś nas po prostu zaatakuje i wtedy musimy się bronić. Innym razem to my będziemy agresorami, ponieważ przyjęliśmy zlecenie na wybicie okolicznych szumowin. Wiecie, co jest najlepsze? Jeżeli ktoś mi za to nie zapłaci, to będę zwyczajnie unikał bandytów siejących spustoszenie na drogach. Za darmo nie ma sensu narażać swojej zbroi na uszkodzenia (naprawa kosztuje czas i pieniądze), a potem jeszcze goić rany odniesione w wyniku walki (wizyta u znachora jest droga, ale zaoszczędzi trochę czasu).
Powiem więcej! Jeżeli akurat macie ze sobą jakieś towary na sprzedaż, to w waszym interesie jest pozostawienie okolicznych zbirów na drogach. Niech blokują szlaki handlowe, bo przez to w mieście będą niedobory towarów, co z kolei przełoży się na wyższe ceny wszystkich dóbr. Sprzedacie swoje zdobycze drożej, a gdy sakwa będzie już pełna… łaskawie zastanowicie się nad przyjęciem zlecenia dotyczącego wytępienia szumowin. Battle Brothers uczy takiego myślenia, bo niemal zawsze brakuje nam pieniędzy, a przecież po zapłaceniu za wszystkie standardowe wydatki, gracz chciałby np. kupić lepszą zbroję dla jednego z doświadczanych żołnierzy, zafundować łucznikowi znacznie lepszy łuk bojowy, a nawet kupić psa bojowego, który będzie siał zamęt w szeregach wroga.
Ta gra sprawi, że będziecie szukać oszczędności, gdzie popadnie. Mam nadzieję, że po moich przydługich wyjaśnieniach zrozumiecie, dlaczego tak bardzo ucieszyłem się na wieść o tym, że na dalekim południu sprzedają niewolników. Nie oceniajcie mnie zbyt surowo... po prostu w Battle Brothers nieustannie trzeba wypłacać żołd, a to zwyczajnie pożera nasze oszczędności. Za niewolnika płaci się raz, a ikonka informująca o wysokości wspomnianego żołdu ma przy sobie magiczną cyfrę zero.
Tu się nie można nudzić. Battle Brothers wciąga jak bagno
Gra ma do zaoferowania sporo wydarzeń losowych i wiele z nich wymaga od nas podjęcia decyzji. Już prawie wykonałeś zlecenie, ale pojawił się zakapturzony człowiek, który oferuje trzykrotnie wyższą zapłatę w zamian za zdradę. Co zrobisz? Decyzja należy do ciebie. Takich sytuacji jest wiele, a dodatkową rozrywkę mogą nam zapewnić, chociażby walki gladiatorów na arenach pustynnych krain. Wybieramy trzech najlepszych ludzi i wysyłamy ich do ryzykownych potyczek ku uciesze kibicującego plebsu. W zamian oczywiście da się zarobić sakwę złotych monet.
To trochę zabawne, lecz kwestię samej walki zostawiłem na koniec. Ta gra wciąga właśnie dlatego, że mamy silną motywację do przyjmowania nowych zleceń i musimy się nieustannie martwić o zapasy, leczenie ludzi, utrzymanie ekwipunku w dobrym stanie i tak dalej. No dobra, ale czy wydawanie rozkazów na polu bitwy jest tu przyjemnym doświadczeniem? Tak, system turowej walki daje sporo satysfakcji. Widzimy, jak ktoś obrywa i od tej pory ma np. złamaną rękę, co mocno ogranicza jego zdolność do walki. Jeżeli takie coś spotka naszego najemnika, to czasem da się to sprawnie wyleczyć, a innym razem będzie problem – żołnierz pozostaje z dożywotnim uszczerbkiem na zdrowiu.
Pierwszy przykład z brzegu? Barbarzyńca ledwo co wstąpił w nasze szeregi i stracił palca już po pierwszej bitwie. Jego sprawność bojowa została permanentnie obniżona, bo palce mu zwyczajnie nie odrosną. Takie coś boli ze zdwojoną siłą, gdy nie żółtodziób, a nasz bardzo doświadczony najemnik (są poziomy postaci) straci np. oko, więc już na zawsze będzie przez to odrobinę słabszy. Oczywiście na swój sposób dodaje to grze uroku.
Nasi ludzie będą też ginąć i musimy być na to gotowi. Szkolimy kogoś na nieustraszonego zabijakę oraz kupujemy mu drogą zbroję, lecz wystarczy jedna niefortunna bitwa, podczas której jego czaszka zostanie zmiażdżona buzdyganem. Między innymi dlatego w trakcie walki trzeba korzystać z tarcz i warto rozstawiać swoje jednostki w przemyślany sposób, żeby np. nie zostały otoczone. Battle Brothers ma w sobie sporo taktyki i nawet dobór oręża będzie miał znaczenie. Jeśli widzimy przed sobą kogoś z dużą tarczą, to warto zniszczyć ją przy pomocy masywnego topora. Miecz poradzi sobie z czymś takim o wiele gorzej, natomiast wspomniany topór będzie miał specjalny rodzaj ataku skupiającego się właśnie na niszczeniu tarcz.
Ciężka zbroja zapewni lepszą ochronę, ale szybciej zmęczy naszego wojaka, więc to też trzeba sensownie zaplanować. Lżej odziani łucznicy powinni stać w bezpiecznym miejscu, najczęściej chowając się za innymi żołnierzami, ale sami wiecie, jak jest… czasem coś pójdzie nie tak i nasz doświadczony strzelec traci głowę (dosłownie). Battle Brothers to potyczki w systemie turowym, więc są punkty akcji przeznaczane na ruch lub atak. Mimo tego nie zabrakło wskaźnika zmęczenia ludzi, a nawet ich stanu psychicznego – widok ginących kolegów obniża morale. Mapy będą miały zróżnicowany rodzaj terenu oraz zmienną wysokość. Jeżeli ktoś stoi na pagórku, to ma przewagę nad ludźmi poniżej. Jednostki mogą się jeszcze schować w wysokiej trawie. Bitwy mogą się odbywać o różnych porach dnia.
Mniej więcej tak to wygląda, ale zastanawiam się, czy zapomniałem o czymś wspomnieć. Ach tak, już wiem, Battle Brothers nie jest zwykłym średniowieczem. Gra ma elementy fantasy i jest pełna krwiożerczych potworów, goblinów, zombiaków, a także unholdów. Czym są te całe unholdy? Z reguły oznaką tego, że pora uciekać. Raz przyjąłem zlecenie na ochronę karawany, ale gdy zaatakowały nas trzy unholdy, porzuciłem wędrownego handlowca i zwiałem do najbliższego miasta. Problem polega na tym, że te potwory są w stanie wybić w pień cały oddział żołnierzy. Ciężko je pokonać nawet wtedy, gdy bardzo nam na tym zależy.
Idealnym podsumowaniem gry Battle Brothers jest to, że nie każdą bitwę da się wygrać (to jedna z oficjalnych porad wyświetlanych na ekranie ładowania). Ta gra potrafi nieźle dać w kość, lecz jest wyjątkowo dobra i naprawdę wciąga. Grafika jest skromna, wręcz symboliczna, tylko co z tego? Battle Brothers wciągnęło mnie bardziej niż niejedna gra typu AAA. Tytuł ograłem na konsoli Xbox Series X i była to wersja ze wszystkimi dodatkami w formie oficjalnych DLC.
Marcin Hołowacz, dziennikarz Polygamii