Baldur's Gate II: Cienie Amn (pierwsze wrażenie)
Przestałem odpowiadać na listy, nie dzwoniłem do przyjaciół, a noce spędzone przed ekranem odsypiałem w redakcji mimo karcących spojrzeń szefa. „Baldur's Gate II” niepostrzeżenie ukradł sto godzin mojego życia.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:01
Baldur's Gate II: Cienie Amn (pierwsze wrażenie)
Przestałem odpowiadać na listy, nie dzwoniłem do przyjaciół, a noce spędzone przed ekranem odsypiałem w redakcji mimo karcących spojrzeń szefa. „Baldur's Gate II” niepostrzeżenie ukradł sto godzin mojego życia.
„Baldur's Gate” ukazał się w pierwszej połowie zeszłego roku i odniósł ogromny, bezprecedensowy sukces. Na całym świecie sprzedano dobrze ponad milion egzemplarzy tej niezwykle rozbudowanej komputerowej sagi umieszczonej w realiach magicznego świata „Forgotten Realms” (dobrze znanego wielbicielom tradycyjnych „papierowych” gier fabularnych).
W Polsce dzięki dobremu przekładowi opracowanemu w rekordowym czasie przez grupę tłumaczy (ponad 1,5 tys. stron maszynopisu) gra sprzedawała się wyjątkowo dobrze: kilkanaście tysięcy egzemplarzy rozprowadzonych w legalnej dystrybucji to w naszych warunkach prawdziwy bestseller.
Chociaż autorzy gry stworzyli po „Baldur's Gate” jeszcze dwa inne znakomite tytuły - „Planescape Torment” i „Icewind Dale” - to wszyscy w napięciu oczekiwali na drugą część epickiej sagi. Dzięki uprzejmości producenta miałem możliwość grać w wersję beta gry - i z przyjemnością mogę powiedzieć, że druga część „Baldur's Gate” przerasta swojego poprzednika.
Jakie są podstawowe różnice? Po pierwsze, solidnie popracowano nad fabułą gry. Chociaż jej podstawowy wątek należy do standardowego zestawu tematów tzw. epic fantasy (pewien demoniczny czarnoksiężnik pragnie wejść do panteonu bogów), to akcja jest dużo bardziej dynamiczna i ma kilka naprawdę interesujących zakrętów - w połowie gry okazuje się np., że cel, do którego zmierzaliśmy, był w istocie inteligentnie zastawioną pułapką.
Przyjaciele z charakterem
Autorzy włożyli bardzo dużo pracy w ukształtowanie wiarygodnych psychologicznie postaci naszych towarzyszy podróży - mój bohater zaangażował się nawet w skomplikowany romans, który ciągnął się przez całe siedem „rozdziałów” gry. Nasi przyjaciele mają własne, często mocno powikłane życiorysy i poważne życiowe problemy, w których trzeba im pomagać. Np. pewna arystokratka prosi nas o pomoc w odzyskaniu rodzinnego zamku, który został oblężony przez trolle. Po długiej i skomplikowanej operacji oczyszczania wielkiego zamczyska z potworów okazuje się, że ojciec naszej przyjaciółki zginął, a grupa niesympatycznych krewniaków zamierza pozbawić ją rodzinnych włości i, wykorzystując swoje koneksje z rządem w Athkatla, osadza ją w więzieniu... To tylko jeden z kilkudziesięciu (!) pobocznych wątków głównej fabuły.
Musimy także liczyć się z charakterami towarzyszy podróży, którzy potrafią wtrącać się w decyzje gracza. Kiedy np. próbowałem uniknąć walki z wielkim czarnym smokiem (który był przynajmniej sześć razy wyższy od mojego bohatera), szlachetny rycerz z mojej drużyny zbuntował się i zaatakował potwora. Skończyło się to źle - smok bez trudu rozgniótł go jedną łapą, a potem zabrał się do reszty drużyny.
Demony i smoki
Chociaż smoki należą do najbardziej niebezpiecznych potworów, z jakimi wypadnie nam się zmierzyć, to w czasie wędrówki napotkamy jeszcze szereg równie groźnych przeciwników. Autorzy wykorzystali chyba cały bestiariusz świata „Forgotten Realms” - będą więc nie tylko wampiry (i to w kilku wariantach), demony (m.in. wielkie skrzydlate balory i glabrezu) i trzy odmiany beholderów (to duże, latające paskudztwa, składające się z jednego dużego oka i setki mniejszych oczu na wystających szypułkach).
W odróżnieniu od pierwszej części „Baldur's Gate”, tutaj większość potworów jest większa od postaci z naszej drużyny - możemy spotkać dwugłowe olbrzymy (ettins) trzy razy wyższe od człowieka czy potężne, zajmujące pół ekranu żelazne golemy. Najbardziej imponujące wrażenie robią jednak smoki, które są tak duże, że nie mieszczą się na ekranie. Są także bardzo rzadkie - w całej grze udało mi się spotkać cztery (dwa czarne, jednego srebrnego i jednego czerwonego). Walka ze smokiem przypomina starcie Dawida z Goliatem, ale jest przedsięwzięciem niemal zupełnie beznadziejnym. W nagrodę za zwycięstwo otrzymujemy zwykle stos złota, klejnotów i magicznych przedmiotów - oraz smocze łuski, z których kowal w Athkatla (stolicy największego miasta w regionie) potrafi wykuć świetną zbroję.
Zejście pod ziemię
Druga część „Baldur's Gate” różni się od pierwszej również miejscem akcji - ponad połowa gry ma miejsce w pod-ziemiach albo wnętrzach budynków. Nie możemy także przemierzać swobodnie rozległych przestrzeni magicznej krainy - żeby trafić w nowe miejsce, trzeba najpierw porozmawiać z odpowiednią postacią, która wskaże nam do niego drogę i zaznaczy je na mapie wybrzeża Amn. Teren, na którym rozgrywa się akcja, wydał mi się mniejszy niż w „Baldur's Gate” (wersja gry, którą dostałem, zajmuje cztery płyty CD - w odróżnieniu od pięciu pierwszej części), ale z powodzeniem nadrabia to rozbudowaną, ciekawszą fabułą oraz ogromną różnorodnością postaci, jakie napotykamy na swojej drodze.
W praktyce na przejście „Baldur's Gate II” trzeba poświęcić więcej czasu niż na pierwszą część. Chociaż przejście „Icewind Dale” zajęło mi trzy dni, a „Planescape Torment” - pięć, „Baldur's Gate II” wyłączył mnie z życia na równe dwa tygodnie - czyli w sumie zapewnił ponad sto godzin zabawy. Nie jest to jednak wygórowana cena za możliwość wzięcia udziału w przygodzie godnej heroicznego eposu - którą w dodatku możemy w dużej mierze kształtować własnymi rękami, bo inwencja scenarzystów pozostawia graczowi duży zakres swobody.
Adam Leszczyński
Adam Leszczyński
BG 2: Shadows Of Amn Producent: Interplay Dystrybutor: CD Projekt Premiera: w USA pod koniec września, polska wersja przed Gwiazdką