Armello - recenzja
Armello zaczyna się jak większość dobrych planszówek - kompletnie nie wiadomo o co chodzi. Masa statystyk, kostek ze słońcami, drzewami i spiralami zamiast tradycyjnych kropek, karty, które mówią do ciebie w obcym języku o tym, że jeśli zrobisz coś, czego nie kumasz, to stanie się coś, czego nie ogarniasz... A potem coraz więcej rzeczy klika w głowie i łączy się w spójną całość, aż wreszcie - jak przy większości dobrych planszówek - wciągasz się w zaproponowany system reguł i z wszystkich sił starasz się wygrać. O ile nie zaśniesz przy oczekiwaniu na swój ruch.
Zabójcy królów Wilczyca, niedźwiedź, szczur i zając wchodzą do karczmy... Wbrew pozorom nie próbuję opowiedzieć słabego żartu, tylko rozrysować początek każdej gry w Armello. Twórcy stworzyli bowiem własne skromne i jednocześnie spójne uniwersum zamieszkane przez pozornie słodkie zwierzaki, które niektórym mogą przypominać zwodnicze Woodland Critters z South Parka. Na wyglądzie podobieństwo się zresztą nie kończy, bowiem bohaterowie Armello również nie są tylko pociesznymi stworzeniami - to przede wszystkim rycerze, magowie, kapłani i podstępne łotry, którzy posuną się do wszystkiego, by zdobyć koronę i władać tytułową krainą.
Okazja do starań o tron jest nie byle jaka. Lew, dotychczasowy władca Armello, został opętany przez Skazę - mroczną siłę, która wyniszcza organizm i zatruwa umysł. Zżerany przeklętą chorobą król sieje terror i ułatwia rozprzestrzenianie się złych sił na terenie królestwa. Czwórka bohaterów z różnych klanów (do wyboru łącznie ośmiu; po dwóch na klan) wyrusza w podróż, by obalić spaczonego władcę i samemu objąć tron lub znaleźć lek na oczyszczenie lwa ze Skazy. W tym momencie do akcji wkracza gracz.
Armello
Trudne dobrego początki Mówiłem już, że na początku łatwo się pogubić w zasadach Armello. To nic złego. Na starcie zawsze musi być nieco chaotycznie. Jednak już w trakcie pierwszej gry zaczynamy rozumieć kolejne elementy i nagle - szybciej niż może Wam się na początku wydawać - większość rzeczy zaczyna być jasna.
Zresztą, w zaklimatyzowaniu się w Armello pomaga prolog złożony z czterech krótkich scenariuszy, w których wcielając się w reprezentantów poszczególnych klanów, poznajemy kolejne aspekty rozgrywki. Po jego ukończeniu potrzebujemy jeszcze jednej lub dwóch rozgrywek i powinniśmy być już pełnoprawnymi, uzbrojonymi po zęby i bezwzględnymi pretendentami do tronu.
Królestwo Armello podzielone jest na pola. Standardowo w trakcie ruchu możemy przemieścić się maksymalnie o trzy - są lasy mogące skryć nas przed innymi graczami, góry, których przemierzenie kosztuje aż dwa punkty ruchu, bagna zabierające jeden punkt życia, miasta zapewniające przychód złota potrzebnego do zagrywania kart... Mapa jest różnorodna i przy każdej grze zmienia rozłożenie poszczególnych krain. Stały jest tylko Pałac Królewski umiejscowiony w sercu Armello.
Armello
A po co właściwie wędrować przez królestwo? Żeby wygrać, oczywiście. A jak wygrać? Możliwości jest parę, co szybko okazuje się jednym z najmocniejszych punktów tytułu. Tak jak np. w "Pandemii" (świetnej stołowej planszówce) jest kilka możliwości przegranej, tak tutaj mamy kilka możliwości wygranej.
Najbardziej oczywistą jest królobójstwo - w tym celu musimy dostać się do Pałacu i pokonać opętanego Skazą władcę. Nie jest to jednak proste, bowiem króla cechuje siła, z którą zmierzą się tylko zaprawieni w bojach bohaterowie. Jeśli go zabijemy, zwyciężamy grę. Ale jeśli w trakcie pojedynku zginie i gracz, i król, nowym władcą zostaje ten, kto ma najwięcej Punktów Prestiżu. Te natomiast zdobywamy w trakcie gry, pokonując przeciwników i wykonując zadania.
Król może też sam zginąć, bowiem po każdej nocy traci przez Skazę jeden punkt życia. W tym wypadku również zwycięża lider Punktów Prestiżu. Istnieje jeszcze możliwość osiągnięcia wiktorii przez dostanie się do Królewskiego Pałacu z czterema magicznymi kamieniami, które oczyszczą króla ze Skazy. Rzeczone artefakty zbieramy przy wykonywaniu zadań i gdy losowo pojawią się w którymś z magicznych kręgów rozsianych na mapie...
Armello
Za dużo informacji? Rozumiem to. Mechanika Armello jest na tyle rozbudowana, że nie da się jej streścić na sucho bez grania. Pewne jest jedno: dzieje się dużo.
Różnych szczegółów i zmiennych jest niemało, co wpływa pozytywnie na dynamikę na planszy. Już każdym z ośmiu dostępnych bohaterów gra się nieco inaczej - wszystko ze względu na różne statystyki, wybrane na początku gry bonusy oraz klasowe cechy. Walka z innymi graczami i stworzeniami na mapie toczy się natomiast na zasadzie rzutu kośćmi. Wysokość naszego współczynnika ataku decyduje o tym, ilu kostek użyjemy podczas starcia. Symbole na ściankach składają się natomiast na punkty ataku i obrony. W zależności od wyników zaatakujemy wroga wylosowaną liczbę razy i obronimy tyle ciosów, ile wypadło na kościach tarcz. Ewentualna śmierć (która w sumie zdarza się często) nie oznacza na szczęście końca gry - tracimy po prostu Punkt Prestiżu i odradzamy się w bazie naszego klanu.
Jeśli dodamy do tego wszystkiego kilka dróg zwycięstwa, okazuje się, że taktykę trzeba zmieniać na bieżąco, dostosowując się do sytuacji na mapie. Pod tym względem Armello przypomina dobrą strategię.
Gdy natomiast wędrujemy po mapie, wykonując zadania, rzucając czary i podbijając nasze współczynniki, możemy poczuć się jak w RPG-u. Ostatecznie jednak, ze swoimi dziwacznymi kośćmi, elementami losowości i trzema taliami kart służącymi do szkodzenia przeciwnikom i ułatwiania sobie życia, Armello jest czystą planszówką.
Armello
Cierpliwość jest cnotą W całym tym ciekawym systemie i strategicznej rywalizacji jest jednak jeden mankament, który przez cały czas zabierał mi radość z gry. Czekanie na swój ruch. I kiedy mówię czekanie, mam na myśli Zrobię W Tym Czasie Herbatę I Kanapkę Czekanie albo Wykonam Poboczny Quest W Wiedźminie Czekanie. Był moment, kiedy starałem się angażować w ruchy moich przeciwników, obserwować, co robią, analizować i knuć, ale biorąc pod uwagę, że duża część gry to chodzenie na różne pola w celu wykonania indywidualnie przyznawanych zadań, na które inni gracze nie mają wpływu... No, nie było z tego wiele pożytku. Nie miałem specjalnie okazji do krzyżowania im szyków.
Sama rozgrywka nie należy do krótkich, bo trwa średnio od czterdziestu pięciu minut do ponad godziny. W rezultacie duża część Armello to czekanie aż trójka przeciwników zrobi, co ma do zrobienia. Potem zajmujesz się dwie minuty swoim ruchem... I czekasz kolejne parę by kontynuować.
Ktoś może powiedzieć: przecież na tym polegają planszówki. Gracze kolejno wykonują swoje ruchy, czekanie jest nieodłączną częścią tego typu rozrywki. I jasne, zgodzę się. Tylko tutaj dochodzi kolejny - silnie związany z poprzednim - mankament Armello: brak czatu. Gra wykorzystuje system znany choćby z Hearthstone'a, który daje nam do dyspozycji kilkanaście domyślnych komend w rodzaju "witaj", "śmiech" albo "idź do...".
Armello
Sęk w tym, że to co działa w dynamicznej karciance, gdzie właściwie ciągle mamy coś do roboty, niekoniecznie sprawdza się w planszówce - gatunku, w którym interakcja z drugim człowiekiem jest niejako podstawą. Wydaje mi się, że gdybym podczas żmudnego czekania na swój ruch mógł skomentować rozgrywkę, poznać swoich przeciwników i pogadać choćby o tym, jakie EA jest niedobre a "Osadnicy z Catanu" są super, to byłoby o wiele łatwiej znieść pauzy między ruchami.
Trudno mi zrozumieć co kierowało twórcami podczas projektowania tego aspektu tytułu. Bali się bydła na czacie? Pewnie tak, ale z drugiej strony: czy do ambitnej gry planszowej w rodzaju Armello zeszłoby się bydło? Nie sądzę. Wydaje mi się, że jeśli studio zdecyduje się jednak w którymś momencie udostępnić graczom czat, to nie dowiem się od jegomościa z innego kontynentu, co moja mama robi i czego nie robi, gdy nie patrzę. A nawet gdyby tak miało być - jestem gotów znieść kilka bezpłciowych obelg i szokujących prawd o moim dzieciństwie w imię zwiększonej interakcji oraz komunikacji między grającymi.
Baśniowo, melodyjnie i jednostajnie Graficznie Armello jest przyjemne dla oka. Nie spodziewajcie się fajerwerków, ale też z pewnością z żadnej źrenicy nie poleci krew. Gra może pochwalić się odpowiednio baśniową oprawą, która starzeje się powoli. W parze z tymi widokami idą ilustracje zdobiące pokaźną bazę kart, z czego każda - w pełni słusznie - opatrzona jest autorem rysunku. Męczyć może trochę jednostajna atmosfera - nasze zmagania z innymi klanami będą rozgrywać się głównie w śnieżnym wariancie Armello, który czy to w noc, czy w dzień ma specyficzny, błękitny filtr. Po kilku przygodach monotonia krajobrazu może zacząć nużyć. Niemniej graficznie wszystko pozostaje na dobrym poziomie.
Armello
Nie inaczej jest z oprawą dźwiękową - motyw z menu zalicza się do tych utworów, przy których na chwilę przerwiecie poszukiwanie serwera czy zabawę w wypośrodkowanie opcji graficznych. Melodyjne, refleksyjne utwory idealnie wpasowują się w baśniową atmosferę Armello. Na plus zasługuje także polska wersja językowa, która czytelnie przedstawia nam i wszystkie reguły planszówki, i opisy tego, co dzieje się na mapie. Zresztą, najważniejsze zasady są dostępne podczas rozgrywki, choć irytuje nieco, że tylko wtedy. Nie znalazłem samouczka z poziomu głównego menu.
Biorąc pod uwagę, że Armello jest w założeniach klasyczną planszówką, nie znajdziemy tutaj zróżnicowanych trybów gry. Wariant jest jeden i zawsze polega na zdobyciu korony lub wyleczeniu króla przed trzema konkurentami, nieważne czy gramy w trybie dla pojedycznego gracza, czy w sieci.
Tytuł nie ma problemu ze znajdywaniem serwerów - czasami przyjdzie poczekać z minutę dłużej niż zwykle, ale nie rodzi to specjalnej irytacji. Niestety, wspomniany już i przeżywany przeze mnie brak czatu sprawia, że różnica między graniem z żywymi ludźmi a komputerem jest głównie taka, że komputer znacznie szybciej wykonuje ruchy. Tak, to ciąg dalszy krytyki pod adresem znikomej komunikacji, ale też pochwała dla sztucznej inteligencji, która na ogół zachowuje się z sensem.
Armello
Werdykt Armello to świetna gra, która cierpi na poważne, teoretycznie proste w eliminacji błędy. Uważam, że pogłębienie poziomu komunikacji między graczami mogłoby zdziałać cuda w odbiorze tej inteligentnej, złożonej planszówki. Wszystko jest na swoim miejscu - różnorodność, pomysłowość, klimat. Jeśli tylko dać graczowi nieco więcej do roboty, kiedy akurat nie wykonuje swojego ruchu - choćby umożliwić mu napisanie o tym, jak bardzo schrzanił ostatnią turę - może wyjść z tego coś naprawdę angażującego.
Póki co nie sądzę, bym wrócił szybko do Armello mimo jego interesujących zasad. Zbyt wybijam się z rytmu, czekając bezczynnie na swoją kolej. Jeśli jednak uważacie się za osoby bardzo cierpliwe, którym długi czas oczekiwania i śladowy kontakt z drugim graczem nie przeszkadza - spokojnie dodajcie oczko do oceny i załóżcie, że będąc fanem planszówek, w Armello zagrać Warto. To naprawdę ciekawa gra, której nie brakuje rozwiązań unikatowych i skłaniających do kolejnych potyczek. Liczne ścieżki zwycięstwa sprawiają, że po skażonym królestwie można spacerować długo. I jeszcze dłużej obozować na postojach.
Patryk Fijałkowski
Platformy: PC, PS4 Producent: League of Geeks Wydawca: League of Geeks Dystrybutor: dystrybucja cyfrowa Data premiery: 1.09.2015 PEGI: 7 Wymagania: 2,0 GHz, 2 GB RAM, karta graficzna 512 MB
Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PC. Screeny pochodzą od redakcji.