Porozmawiajmy o zakończeniu Final Fantasy VII Remake

Porozmawiajmy o zakończeniu Final Fantasy VII Remake28.04.2020 19:52
Adam Piechota

I zastanówmy nad przyszłością tej marki.

Zacząć miałem od słów "opadł już kurz", ale piszę ten tekst w środku olbrzymiego remontu i pył osiada mi na monitorze szybciej, niż go ścieram (w związku z czym przestałem to robić w ogóle). Zdałem sobie sprawę, że przypadkowo wyszła z tego interesująca metafora - Final Fantasy VII Remake w gruncie rzeczy stanowi coś na wzór początku prac remontowych. Gdy dociera do swojego kontrowersyjnego zakończenia, do Midgaru wjeżdżają pokaźne ekipy budowlańców, które zmieniać zaczną wszystko. Czy się nam to podoba, czy nie. Dla większości graczy, zwłaszcza tych pamiętających świat gier wideo drugiej połowy lat 90., istnieje kilka tekstów kultury, których ZMIENIAĆ nie można w ogóle - i „siódemka” nimi prawdopodobnie dowodzi. Tymczasem… No właśnie.

Nareszcie możemy o tym podumać bez ograniczeń "recenzenckich". Ostrzegam - poniżej zaspoileruję całą grę. A jeśli zeszłotygodniowej oceny nie czytaliście, albo jakimś cudem uniknęliście wylewu informacji o nowym hicie Square, to ostrzegam jeszcze mocniej - tę grę można zaspoilować.

Od samego początku powrotu na stare (hah!) śmieci finalową wygę męczyć będą dwie prawdziwe różnice między remakiem a oryginałem. Nie rozbudowywanie świata fikcji, dodawanie kwestii dialogowych postaciom, powiększanie kontekstu znanych wydarzeń, bo tego wszystkiego należało się spodziewać po przerobieniu cząsteczki jednej produkcji w (imponującą) całość drugiej.

Za to kto-wie-czy-na-serio spotkania z Sephirothem oraz pojawiające się co chwilę w zasadzie duchy, nazwane później Whisperami, to poważne modyfikacje. Ulubiony demoniczny ekschłopak od razu wita Clouda jak najbardziej wyczekiwaną osobę na całym świecie. Whispery z kolei - co w try miga zauważy każdy znający pierwowzór - pilnują toku wydarzeń, aby pod żadnym pozorem nie odbiegał od tego, który pokochaliśmy za czasów PSX-a.

Według metatekstowej interpretacji, która wcale nie będzie w tym przypadku grzebaniem dla grzebania, Dementorzy symbolizować mogą albo nas - weteranów gier wideo - albo wyższe szczeble firmowe Square Enix. Jedni i drudzy pragną, aby Final Fantasy VII odbywało się tak, jak dawniej. Ci z sentymentu oraz przekonania, że oryginał to jedna z najdoskonalszych historii w dziejach całego medium, tamci przez pewność, iż niewolnicze podążanie za kanonem będzie najbardziej intratną z opcji. Dlatego gdy Hojo próbuje wyjaśnić Cloudowi, że nigdy nie został członkiem SOLDIER, albo gdy Sephiroth zabija Barreta, duchy interweniują. Póki nad wszystkim czuwają, nie ma mowy o zmienianiu ogólnej fabuły "siódemki".

Tymczasem Sephiroth (teraz z twarzą tak zauważalnie "złą", że aż śmieszną) świadomie "uszkadza" klasyczną opowieść. Oczywiście, że jego obecność można odebrać jako skok na kasę - zgodnie z wydarzeniami pierwowzoru nie powinniśmy go tutaj zobaczyć w ogóle. Wspomnianym przebiciem mieczem przywódcy Avalanche udowadnia jednak nie bohaterom, tylko odbiorcy, że WIE. Zna rolę Whisperów, wie, jak zareagują na próbę zabójstwa tak kluczowej postaci. A co z tym idzie - rozumie, w którym kierunku potoczy się ta cała historia. Czyli że ostatecznie jego plan nie powiedzie się, a ci dobrzy uratują świat. To Sephiroth, który przełamał ścianę fikcji.

Chociaż Remake na tym etapie zgubi niedoświadczonych odbiorców, nowym planem antagonisty jest prawdopodobnie ocalenie starego planu. Zatrzymując ferajnę na wyjeździe z Midgaru - a zatem tam, gdzie na dobre rozpoczyna się Final Fantasy VII - doprowadza do czasoprzestrzennej (musimy wkroczyć w nomuraszczyznę!) burzy przeznaczenia oraz spektakularnej walki z jego olbrzymią manifestacją, Panem Fatum. Tak naprawdę "Harbinger of Fate", ale spuśćmy trochę powietrza, bo robi się przesadnie "japońsko".

Bohaterowie, naciskani przez Aeris*, co ma przecież sporo sensu, wkraczają w oko kingdomheartsowego cyklonu, aby "odzyskać kontrolę nad własnym losem”. Wygrana może być tak naprawdę przegraną, bowiem wolny od swojego przeznaczenia Sephiroth, jedyna postać znająca fabułę Final Fantasy VII, ma szansę wszystko teraz zrobić inaczej. Wraz z nim triumfują deweloperzy. Odpracowali swoją pańszczyznę, zrobili nostalgiczny prezent staremu pokoleniu. Ale teraz puścić mogą wodze fantazji i wykreować "własną" "siódemkę". Nie "naszą". Dowodem czego budzący się w sierocińcu Biggs (dawniej ofiara katastrofy w Sektorze Siódmym). Dowodem czego również Zack Fair.

Nawet my potrzebujemy chwilowo specjalistów z Discorda, na tyle uważnych, by zauważyć, że Stamp, piesek wykorzystywany do propagandy Avalanche, na ocierającej się o nogi Zacka ulotce jest innej rasy niż na wszystkich plakatach, jakie widzieliśmy wcześniej. Czy to oznacza, że w tym Final Fantasy VII istnieje więcej niż jeden wymiar? I w kontynuacji, równolegle do dalszego pościgu za Sephirothem, oglądać będziemy Zacka, który dotarł do Midgaru? A znając Nomurę, nie trzeba będzie nawet długo czekać, zanim te wymiary zaczną się krzyżować.

Podejrzewam, że dlatego w tytule zabrakło "Part 1". "Remake" już się odbył, jego kontynuacje będą zaś (posługując się hasłem z zakończenia) "nieznaną przygodą", być może kolejnym multimedialnym molochem, który zajmie miejsce Kingdom Hearts w portfolio wydawcy. Deweloperzy kupili sobie wystarczająco wiele czasu, aby usiąść i w spokoju przemyśleć, jak rozprawić się z całym projektem. Podejrzewam, że podczas gdy my kłócimy się w sieci, czy i jak wielkie świętokradztwo popełniono nowym Finalem, jaka będzie fabularna przyszłość "serii", autorzy z podobnym zapałem rozmawiają o jej technicznej wizji.

Niby na horyzoncie mamy nową generację, ale przecież wiemy, że ona wcale nie wywali naszego hobby do góry nogami. Remake działa poprawnie, bo jest jedną wielką sztuczką magiczną. Lokacje ograniczone do minimum przestrzeni, dziesiątki ekranów ładowania zamaskowanych jako przeciskanie się przez szczeliny, korytarzowa struktura wyciągnięta z jedenastoletniej "trzynastki". "Filmowe" doświadczenie, jasne, tylko że ją trzeba później zamienić z otwartymi przestrzeniami (oryginalnie dość umownymi), odwiedzaniem całych miast, opowieścią drogi. Nawet obiecując wielkie zmiany w strukturze narracyjnej.

W zasadzie pierwszy kontynent, mieszczący Midgar, Kalm, Junon, Farmę Chocobo i Fort Condor (z którym raczej się pożegnamy), byłby w nowej, "realistycznej" konwencji terenem rozmiarów przerastających Final Fantasy XV. Całą grą. O ile dopracowany system Remake’u miałby szansę zadziałać na otwartych mapach.

W przeciwnym wypadku wielki pościg za Sephirothem przypominać będzie liniową pielgrzymkę z "dziesiątki". Co nie brzmi najgorzej, tylko spotka się zapewne ze sporą krytyką graczy. Nie chcę od razu twierdzić, że Japończycy nie są w stanie stworzyć "swojego" Dzikiego Gonu, ale widząc, jak z tym zadaniem poradzili sobie w 2017 roku, mam sporo sensownych wątpliwości. Bez względu na obraną strategię, wiara, że Nomura upora się z Final Fantasy VII do śmierci PS5/XSX, byłaby naiwnym marzeniem. Przypominam - reżyser stwierdził w jednym z wywiadów, że gdyby nie zaczęto projektu teraz, pracownicy pamiętający pierwowzór byliby już za starzy na takie przedsięwzięcie. On sam ma 49 lat. Dekada z Cloudem stanowić będzie zapewne jego pożegnanie z tak aktywnym developmentem.

Siódmy Fajnal startował z czystą kartą - a nawet czystą różową kartą, bo niemal do samego końca marketing Remake’u oparli na monstrualnej nostalgii. Za kilka lat sytuacja będzie prawdopodobnie odwrotna. Weterani będą walczyć o dystans do kontynuacji, bo "przecież to wszystko było po to, aby uratować Aeris" i w ogóle "psują naszą ukochaną grę". Nie rozumiejąc najprostszego faktu - ze swoją intertekstualną naturą Remake’owi bliżej do kontynuacji niż powtórzenia. Oryginalna "siódemka", w fajnie "podkręconej" mechanicznie odsłonie, jest możliwa do ogrania na dowolnej platformie i teraz, jeszcze bardziej niż zawsze, powinna być obowiązkiem każdego pasjonata medium.

Jeśli poczułeś się zagubiony w ostatniej godzinie tej przygody, nie jesteś sam. A znając całkiem nieźle dorobek artystyczny dowódcy tej produkcji, mogę spokojnie zapewnić, że on też nie do końca jeszcze wie, jak z tego chaosu się wyczołga. Lubi twistowanie dla samego twistowania. Jedno jest pewne - za te trzy lub cztery lata, gdy VII-2 ujrzy światło dzienne, najbezpieczniej będzie wyłączyć wszelkie sentymenty. Remake wspominać jako świetnego action RPG-a i ciekawą inicjację nowego uniwersum, a nie substytut jednej z najważniejszych gier w historii.

Adam Piechota

* będę pisał Aeris, bo wkrótce wszyscy zapomną :(

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.