Alien: Blackout – recenzja. Przeskalowane oczekiwania

To nie jest sequel Izolacji, na jaki czekaliście, ale...

Alien: Blackout – recenzja. Przeskalowane oczekiwania
Krzysztof Kempski

Blackout już na starcie miało pod górkę. Wydana w 2014 roku Izolacja spodobała się naprawdę wielu graczom i nawet ja pomimo mieszanych odczuć (spowodowanych przede wszystkim sztucznie wydłużonym czasem rozgrywki) czekałem na kolejną okazję, by zagrać w kontynuację tego niezwykle klimatycznego tytułu. Tuż przed zeszłorocznym The Game Awards pojawił się nawet przeciek, że podczas imprezy Creative Assembly pokaże kolejną dużą grę z uniwersum – Alien: Blackout. Ostatecznie była to jedyna pozycja, której na gali zabrakło...

Platformy: iOS, Android

Producent: D3 Go!

Wydawca: D3 Publisher

Data premiery: 24.01.2019

Wersja PL: Nie

Wymagania sprzętowe: urządzenie z systemem iOS 8.0 lub Android 4.3

Grę do recenzji kupiłem. Obrazki pochodzą od redakcji. Graliśmy na iOS-ie.

Już po imprezie dowiedzieliśmy się, dlaczego. Samo tworzenie gier mobilnych na podstawie znanych marek nie jest niczym złym, bo przecież dzisiejsze smartfony stać już przecież na naprawdę dużo. Jeżeli nawet tworzenie specjalnie z myślą o komórkach drugiego GTA: San Andreas jest nierentowne, seria Go od Square pokazuje, że często wystarczy kreatywność. W momencie jednak, gdy parę miesięcy wcześniej spektakularną wpadkę związaną z grami mobilnymi zalicza sam Blizzard... cóż, trudno po czymś takim wyjść na scenę i podobnie jak sławniejsi koledzy ogłosić, że tak po prawdzie żadna duża kontynuacja nie powstaje, ale hej „przecież wszyscy macie telefony” i „przygotowujemy doświadczenie Isolation na smartfony”.Blackout, szczęście w nieszczęściu, okazuje się pasować do Izolacji przynajmniej pod kątem modelu biznesowego. Kosztuje 24 złote, a opłata startowa okazuje się jedynym momentem, kiedy w ogóle da się sięgnąć do portfela (nie ma żadnych mikropłatności ani reklam). W grze nie ma też grindu i nabijania poziomów, w celu odblokowania kolejnej zabawki. To tytuł, który odpala się by po prostu przejść po kolei parę poziomów i poznać fabułę. Rzekłbym nawet, że jest to jednorazówka – w przypadku gry na dużą platformę byłby to smutny wniosek, ale tu? Na samą myśl o niekończących się lochach w Immortalu, aż czuje człowiek ulgę.Pod względem rozgrywki nie ma też oczywiście co liczyć na rzecz równie rozbudowaną, co oryginał. Blackout wychodzi jednak z tego obronną ręką. A to dzięki kreatywności twórców, którzy opracowali formułę być może nieszczególnie nowatorską. W pewien sposób nawiązującą jednak do oryginału, a zarazem możliwą przy tym do zrealizowania w ramach mniejszego budżetu i na ekranie dotykowym.Podczas zabawy wcielamy się w Amandę, która tym razem przesiaduje głównie w centrum dowodzenia, dyrygując nadstawiającymi za nią karku członkami załogi. Naszym zadaniem jest prowadzenie naszych podopiecznych pomiędzy celami misji i sprawienie, by wyrobili się z każdym etapem w ciągu 8 minut. Po tym czasie kończy się zasilanie i nie pomogą nam nawet mocno akcentowane w filmach rozum i wola przetrwania. Misji jest tylko siedem, więc całość da się teoretycznie skończyć w niecałą godzinę. W praktyce jednak będzie to trudne. Utrata załogi oznacza bowiem restart poziomu – a nie zawsze wszystko zależy wyłącznie od naszych umiejętności.Zadanie utrudnia nam krążący cały czas po mapie Ksenomorf, a wpływ gracza na rozgrywkę jest w niektórych aspektach mocno ograniczony. Co początkowo uznałem za sporą wadę, ale później doszedłem do wniosku, że przecież niepewność tego, co nas czeka świetnie pasuje do tego uniwersum. Poważnie, jak tylko wybaczycie twórcom jawną zdradę ideałów i pozwolicie się wciągnąć, Blackout potrafi wywołać dreszczyk emocji i uczucie niepewności...

Naszym podwładnym możemy co prawda wydawać proste polecenia, kazać się pospieszyć, ukryć czy nawet wykreślić im na mapce trasę ruchu, ale gdy w grę wchodzi panika, każdy plan się sypie. Gracz dysponuje za to kilkoma środkami zwiększającymi szanse bohaterów na przeżycie. Pierwszy to śluzy. Co prawda nie powstrzymają one Ksenomorfa na wieki (ten może przecież poruszać się również w szybach wentylacyjnych), ale takie wydłużenie drogi zawsze da bohaterom chwilę na znalezienie dobrej kryjówki.

Bestię na mapie zlokalizować możemy natomiast wykorzystując kamery oraz czujniki ruchu. Te ostatnie są najbardziej precyzyjne, bo pokazują przeciwnika w formie czerwonej kropki, przy czym obejmują zwykle niewielką część lokacji. Fragmenty obszaru to z kolei martwe strefy. I właśnie poza zasięgiem kamer i czujników do głosu często dochodzi czynnik szczęścia. Nieraz możemy tylko domyślać się, gdzie czai się Ksenomorf. Gdy zniknie nam z radarów, jedyną podpowiedzią są paniczne krzyki naszych bohaterów, słyszących bestię. Wtedy mamy tylko chwilę, by zasugerować im ukrycie się.Podczas zabawy chronić trzeba też oczywiście Amandę. W każdej chwili od widoku mapy i kamer przeskoczyć możemy do widoku centrali. Gdy Ksenomorf znudzi się już bieganiem za spacerującym po mapkach mięsem, spróbuje zaatakować główną bohaterkę. Jej ochrona polega po prostu na błyskawicznym zamknięciu prowadzącego do centrali włazu. Amanda siedzi przy tym przy otwartych drzwiach dlatego, że ich zamknięcie powoduje chwilowy zanik zasilania na stacji. To prosty dodatek, który uświadamia jednak jak dobrze gra wykorzystuje dźwięk do komunikacji z odbiorcą. W żadnym momencie nie zobaczycie tu wielkiego ostrzeżenia „zamknij drzwi” i prowadzącego do tego QTE. Tylko dźwięk zbliżających się kroków sugeruje, że warto sprawdzić, co tam u Amandy słychać.Rozgrywka jest zatem w Blackout nieszczególnie wyszukana. Całość to tak w zasadzie klon FNAF-a. O ile jednak od oryginału odrzucała mnie stylistyka, w tej materii Blackoutowi niewiele można zarzucić. Przyjemna oprawa, nawiązująca do filmu muzyka, porządnie nagrane dialogi, wreszcie naprawdę świetne udźwiękowienie – wszystko to sprawia, że chce się sięgnąć do kieszeni po telefon podczas podróży autobusem.Pozostaje oczywiście kwestia tego, czy 2 godziny całkiem przyjemnej mobilki warte są zainwestowania 24 złotych. Promocje to jednak w App Storze czy Google Play rzecz równie powszechna, co np. na Steamie i nie zdziwię się, jeżeli za jakiś czas przytrafi się okazja, żeby pobrać całość za darmo. Nie jest to może rzecz warta natychmiastowego ogrania, mogąca zmienić wasze życie, ale zdecydowanie nie zasługuje też na łatkę kolejnego mobilnego Diablo. Blackout jest po prostu wszystkim, czego rozsądnie można oczekiwać od gry tworzonej głównie z myślą o smartfonach. I, miejmy nadzieję, danie główne jeszcze przed nami.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjeiphonerecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.