Alan Wake: American Nightmare - krótkometrażowy powrót znanego pisarza [RECENZJA]

Alan Wake: American Nightmare - krótkometrażowy powrót znanego pisarza [RECENZJA]

Alan Wake: American Nightmare - krótkometrażowy powrót znanego pisarza [RECENZJA]
marcindmjqtx
26.02.2012 18:05, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Co zrobić, jeśli musisz wydać grę i masz na to bardziej niż zwykle ograniczony budżet? Wymyśl fabułę, która doskonale wytłumaczy wszystkie oszczędności i stanie się najmocniejszym punktem gry.

Swoją przygodę z „Alanem Wake'iem” zakończyłem na pierwszej części. Nie grałem w następne dodatki, a także udało mi się ominąć wszelkie konkretne zwiastuny dotyczące „American Nightmare”. Do nowych perypetii Wake'a podszedłem więc niczym ta czysta kartka leżąca obok jego maszyny do pisania. Przynajmniej w czasach, kiedy jeszcze pisał.

„American Nightmare” to krótka, nudnawa od strony rozgrywki produkcja, o której można byłoby spokojnie zapomnieć, gdyby nie niegłupia, przyciągająca swoim klimatem historia. Naprawdę warta poznania. To jedna z tych opowieści, o której najlepiej nie wiedzieć praktycznie nic i dać się porwać autorom, więc jeśli nie obejrzeliście żadnych zwiastunów - gratuluję, podobnie jak ja kilka razy zostaniecie zaskoczeni. Mniej lub bardziej pozytywnie, ale przynajmniej zaskoczeni.

Dwa lata temu przy recenzowaniu pierwszej części moim głównym zarzutem była powtarzalność i monotonia rozgrywki. Twórcy podjęli pewien wysiłek, aby to zmienić, zastępując wąskie „korytarze” w lesie poziomami nieco bardziej otwartymi, po których można swobodnie chodzić, ale „American Nightmare” pozwoliło mi wreszcie ustalić grzech pierworodny Remedy:

System walki, a raczej ilość walki samej w sobie serwowanej przez autorów, zupełnie nie pasuje do tej gry.

Jest głównym daniem, ale nijak nie pasuje do budowanego klimatu. Dla przypomnienia: schemat wygląda tak, że Alan idzie po coś, co trzeba przynieść, jest ciemno, nagle słychać ostrzegawczy świst i z ciemności wyskakuje czterech przeciwników. Każdego trzeba najpierw mocno oświetlić latarką, aby przegonić z niego ochronną ciemność, a następnie wpakować kilka pocisków z broni, którą mamy akurat pod ręką. Eliminacja ostatniego przeciwnika zostaje podkreślona efektownym zwolnieniem kamery i można iść dalej. Pięć minut później gracza czeka jeszcze raz to samo. W pierwszej części gry ta zabawa trwała blisko kilkanaście godzin, w „American Nightmare” została rozpisana na 3-4. Wystarczy, aby przypomnieć sobie, jak bardzo było to drętwe.

Siłą „Alana Wake'a” jest ciągłe niedopowiedzenie. Niemożność wskazania tego, co jest rzeczywistością, a co koszmarem. Zagubienie głównego bohatera, jego walka z własnymi demonami. Poczucie obcowania z czymś innym, niezrozumiałym. Z kolei strzelanie do kolejnych opętanych strażaków i drwali jest nie dość, że dosłowne, to jeszcze po prostu nudne.

Jeżeli jednak lubicie walkę w stylu Wake'a, to dostaniecie jej tutaj sporo - gra ma oddzielny tryb arcade, który skupia się wyłącznie na siłowym radzeniu sobie z paskudami. Jest kilka nowych, w porównaniu z pierwszą częścią, ale nie wprowadzają niczego nowego do rozgrywki. Podobnie arsenał, oferujący standardowy wybór karabinów, strzelb, pistoletów i flar.

Chciałbym, aby zamiast kolejnych fal upiorów było w „American Nightmare” więcej telewizorów, w których można oglądać przerażające zabawy Mr Scratcha. Więcej bohaterów, z którymi można by porozmawiać. Więcej dźwigni do przestawienia i znajdziek do zebrania. Te rzeczy już teraz są w grze i są świetne.

W związku z tym, że „American Nightmare” jest stosunkowo krótkie, walki nie ma w nim aż tyle, aby swoją niemrawością przytłoczyła pozytywne wrażenia płynące z poznawania fabuły. Jest to jedna z najlepiej napisanych i zagranych opowieści, z jaką miałem ostatnio przyjemność obcować w grach. Autorzy ciągle balansują pomiędzy obciachem a świadomym nawiązywaniem do kina klasy B, bawiąc się kliszami i oczekiwaniami gracza. Pomijając nudną walkę, „American Nightmare” to kawał klimatycznej produkcji, choć obawiam się, że osoby niemające podstawowej wiedzy o wydarzeniach z pierwszej części mogą odczuwać pewien dyskomfort.

Werdykt „American Nightmare”, przy wszystkich moich narzekaniach na walkę, to kilka godzin porządnej rozrywki za około 50 złotych. Osoby, które nie polubiły pierwszej części, raczej nie mają czego tu szukać. Jeżeli lubicie historie z lekkim dreszczykiem, a na dodatek jesteś fanami Alana, to powinniście spróbować. Ci, którzy najbardziej w AW lubią strzelanie, dostają w pakiecie tryb arcade, w którym do upadłego będą mogli walczyć z hordami upiorów. Dla każdego coś miłego.

Konrad Hildebrand

Alan Wakes American Nightmare (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 16 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)