A Plague Tale: Requiem na PS5. Można brać w ciemno [RECENZJA]
Trzy lata po premierze solidnego A Plague Tale: Innocence pod strzechy pecetowców i konsolowców trafia kolejna część artystycznej opowieści o pladze szczurów. W myśl zasady "więcej i lepiej w sequelu" otrzymujemy dokładnie to, czego chcieliśmy: sequel, w którym wszystkiego jest więcej i lepiej.
18.10.2022 | aktual.: 03.11.2022 08:03
Grę testowaliśmy na PS5.
Historia w Requiem rozpoczyna się, gdy Amicia i Hugo bawią się ze znajomkiem Lucasem w chowanego. Po doświadczeniu okropieństw z Innocence rodzina de Rune przeprowadza się do nowego miejsca we Francji, gdzie niebo jest niebieskie, uliczki całkiem czyste, a ludzie uśmiechają się wszystkim, co mają w ustach. Niestety, jak nietrudno się domyślić, dobrostan nie trwa długo. Hugo zaczyna znowu podupadać na zdrowiu, więc Amicia i Lucas próbują mu pomóc – oczywiście bezskutecznie. Tymczasem u bram miasta gromadzą się tłumnie wygłodniałe gryzonie i nawet nie pytają, czy zostało dla nich coś do jedzenia.
Opowieść w A Plague Tale: Requiem jest od samego początku intensywna niczym obrady parlamentu szczurów na zwłokach wartowników. Gdy zaczniemy grać, trudno się od tego oderwać. Historia porusza, intryguje i pochłania bez reszty. Ważną rolę pełnią w tym na pewno niepowtarzalny klimat i bohaterowie, obok których nie da się przejść obojętnie. Amicię po prostu uwielbiam – za charakter, prezencję, głos i wszystko inne. Właściwie to aktualnie panna de Rune znajduje się na pierwszym miejscu w moim rankingu żeńskich postaci z gier – i choć miałam do czynienia z Innocence, to dopiero przygoda z sequelem uświadomiła mi, jak wielką sympatią darzę tę bohaterkę.
Proca, kusza i tajemniczy jegomość
Jeśli chodzi o podstawowe założenia rozgrywki, to wiele się tu nie zmieniło. Bo choć Amicia wyraźnie zmężniała, to faktem pozostaje, że wciąż mamy tu do czynienia z dziećmi. Dlatego gameplay stawia, jak miało to miejsce w przypadku pierwszego A Plague Tale, na częste skradanie się, odwracanie uwagi strażników i zapalanie czy – w zależności od potrzeb – gaszenie ognia, a nie na otwartą walkę. Od czasu do czasu musimy też "używać" swojego nieletniego towarzysza, by uruchomić jakiś mechanizm lub osiągnąć inny cel postawiony przez twórców.
Jeśli ktoś oczekiwał, że w Requiem w końcu dostaniemy jakąś porządną broń, dzięki której będziemy mieć realne szanse w starciu z opancerzonymi wartownikami, to raczej się rozczaruje. Owszem, teraz pole manewru rodzeństwa de Rune trochę zwiększono. I tak chociażby główna postać poza strzelaniem wysłużoną procą może na przykład zadźgać przeciwnika nożem; gdzieś w środku historii otrzymujemy dostęp do kuszy, a poza tym w naszych trudnych sprawach pomaga nam pewien tajemniczy pan. Jednak w każdym przypadku możliwości są bardzo ograniczone: na przykład noża możemy użyć tylko raz – zabity strażnik zostawia go sobie w brzuchu na pamiątkę.
W niektórych momentach Requiem wystawia naszą cierpliwość na próbę. Czasem ma się po prostu ochotę wyjść z krzaków – lub spod stołu – i porządnie przyłożyć czymś strażnikom. Jednak nie możemy tego zrobić, bo nie mamy czym, a poza tym kto by chciał po raz setny oglądać tę samą animację mordowania ulubionej postaci toporem. No cóż, mam cichą nadzieję, że Asobo stworzy trzecią część, gdzie dorosła już bohaterka posiądzie umiejętność władania jakąś konkretną bronią i tak jak w Ghost of Tsushima będzie można wybrać pomiędzy skradaniem się a otwartą walką z wieloma przeciwnikami.
O wyważaniu drzwi otwartych
Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że po raz kolejny mamy do czynienia z liniową rozgrywką. To nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że incydentalnie prowadzi to do dziwnych sytuacji. Po prostu jeśli nie zrobimy dokładnie tego, o co proszą nas twórcy, zawiesimy się na "amen" na danym etapie, czasem nie do końca wiedząc, dlaczego nie możemy iść dalej. Na przykład podczas jednego z zadań trafiamy z Lucasem do mrocznych podziemi i tam musimy użyć paru dźwigni, by uruchomić coś w rodzaju podnośnika. Pociągnęłam jedną z dźwigni i chciałam w międzyczasie przejść do bocznych pomieszczeń, by poszukać tam surowców. Pomieszczeń nie blokowały żadne drzwi – były otwarte i teoretycznie można by było nie tyle wejść do nich w pojedynkę, ile wjechać kilkoma wozami z zaprzęgiem. System stwierdził jednak, że mnie tam nie wpuści – wyrosło przede mną coś w rodzaju niewidzialnych ścian.
Okazało się, że by uzyskać dostęp do tych otwartych miejscówek, trzeba było najpierw dopchać do końca wspomnianą dźwignię, która odpowiadała za windę na środku – czyli za coś całkiem bez związku z bocznymi pomieszczeniami. Aha. Nie sugeruję bynajmniej, że lepiej byłoby, gdyby Asobo poszło śladami rodaków z Ubisoftu i stworzyło produkcję z otwartym światem i nudnymi zadaniami. Nie – tylko nie to. Po prostu w przypadku A Plague Tale ta liniowość niekiedy nie działa tak idealnie, jak powinna. Ale są to odosobnione przypadki.
Pięknie i brzydko
Osoby, które grały w Innocence, zapewne zgodzą się ze stwierdzeniem, że pierwsza odsłona serii była jedną ze schludniejszych produkcji wydanych w 2019. Jednak przyznam, że gdy oglądałam przedpremierowe gameplaye z Requiem, miałam pewne obawy, że nie będzie to już poziom "dzisiejszych" tytułów. Ale gdy tylko zobaczyłam grę na własne oczy, stwierdziłam, że jakość oprawy wideo jest bardzo przyzwoita. W porównaniu z pierwszą częścią wszystko wygląda teraz o wiele piękniej, żywiej, wyraźniej; do tego pełno tu malowniczych widoków, które na długo zapadają w pamięć.
To to trochę tak, jakby tworząc opowieść o średniowiecznej Francji, Asobo komponowało pieśń pochwalną dla historii swojego kraju i z dumą prezentowało ją całemu światu z adnotacją "no patrzcie, jacy piękni jesteśmy" w przypisie. I ja im wierzę. A to, że w ciemnych zaułkach rozkłada się trup i wzdłuż budynków pomykają gryzonie wielkości kotów, wcale nie ujmuje tej grze uroku. Szczury? Kto by je tam zauważył.
No dobrze, żartuję. Nietrudno zauważyć coś, co notorycznie zalewa nam telewizor. Twórcy wcześniej zapewniali, że A Plague Tale: Requiem wykorzysta możliwości konsol obecnej generacji, dzięki czemu na ekranie wyświetlimy setki tysięcy żarłocznych stworzonek. Mowa była o "szczurzych tsunami" – i jeśli trudno Wam sobie coś takiego wyobrazić, to po dwóch godzinach spędzonych z grą na pewno będziecie wiedzieć, o co chodzi. Później pozostaje już tylko poszukać jakiegoś wykwalifikowanego kota, który pomoże nam dźwignąć się z traumy. Jeśli chodzi o straszenie wszechobecnością i natężeniem plagi, Asobo Studio radzi sobie znakomicie. Mało która gra potrafi być równocześnie tak estetyczna i odrażająca.
Miodzik dla uszu
Obydwie te skrajności – malownicze scenerie rodem z pocztówek i fale świecących oczami szczurów – łączy jedno: ich wyświetlanie powoduje spadki płynności rozgrywki. Ponadto w internecie pojawiały się informacje, że tytuł oferuje wydajność mniejszą niż 60 FPS. Jeśli mam być szczera, to poza wspomnianymi spadkami liczby klatek w intensywniejszych momentach nawet nie zauważyłam, że coś jest nie tak. Nawet jeśli FPS-ów jest mniej niż 60, to w moim odbiorze nie wpływa to na jakość grania. Faktem jest natomiast, że – przynajmniej na razie – nie ma tu opcji wyboru graficznego trybu.
Francuski deweloper zadbał też o oprawę dźwiękową. Składają się na nią nastrojowa muzyka w klimatach średniowiecza, piski szczurów i przyzwoicie zrobiony voice acting. Głosu głównej postaci w angielskiej wersji mogłabym słuchać bez końca. Co natomiast dotyczy wykorzystania technologii DualSense, to nie wiem, jak to zrobiono w "jedynce", bo grałam w nią na PC przy użyciu klawiatury i myszki, ale w Requiem wyszło to całkiem smacznie. Triggery imitują między innymi użycie broni – czujemy na przykład, jak Amicia zamachuje się procą. Granie na DualSense robi robotę – jak zawsze zresztą.
Zobacz także
Jesień (pod znakiem) średniowiecza
W nowym A Plague Tale mamy to wszystko, co wiele osób lubiło w Innocence: niepowtarzalny klimat, angażującą historię, ciekawe postacie i śliczną oprawę audio-wizualną. Oczywiście sequel jest atrakcyjniejszy i bogatszy pod wieloma względami. Niestety kilka wad także się tu znalazło – są to głównie kwestie związane z liniową rozgrywką i walką. Te potrafią czasem nieźle zirytować. Jednak w zestawieniu z blaskiem atutów wszystkie niedociągnięcia giną w mroku.
Tak się składa, że nie czekam na nowego GoW-a, więc Requiem jest dla mnie największym hitem tej jesieni – i jednym z najlepszych tytułów tego roku. I tak: pecetowcy i posiadacze Xboksa Series X/S mogą wypróbować grę bez dodatkowych opłat w ramach usługi Game Pass. Jednak w sumie to nie ma większego znaczenia, bowiem nowa część A Plague Tale należy do grona tych produkcji, które zwyczajnie trzeba mieć w swojej kolekcji. Jest to po prostu kawał Sztuki przez duże "S".
Ocena: 4,5/5
Grę testowaliśmy na PS5. Kod recenzencki dostarczył wydawca.
- Fabuła i bohaterowie
- Piękna oprawa wizualna
- Voice acting
- Więcej szczurów (klimat apokalipsy)
- Miejscami frustrujący gameplay
- Parę "nielogicznych” sytuacji wynikających z liniowości
- Okazyjne spadki płynności rozgrywki