W Śródziemiu: Cieniu Wojny Balrog jednak przeszedł
Ale co się nazakładałem mu Nelsona to moje.
Najnowsze Śródziemie wzbudza skrajne uczucia - z jednej strony ekscytację na myśl o potencjale podręcznikowego sequela z kategorii "bigger, better, more badass", z drugiej niesmak i oburzenie wynikające z faktu, że w singlu pojawią się mikrotransakcje, a Szeloba będzie ponętną laską w sukni, bo tak. Można by wysunąć podejrzenie, że twórcy się pogubili i szykują nam coś nie do końca dobrego, ale półgodzinne posiedzenie z grą takie obawy zgasiło z niezłym skutkiem.
Bo Cień Wojny faktycznie zdaje się podręcznikowym sequelem. Historia zaczyna się w momencie, w którym zakończyła się "jedynka", przedstawiając dalsze losy Taliona i jego widmowego, elfickiego sidekicka Celebrimbora. Chłopaki chcą stworzyć sobie armię orków i przejąć Mordor, bo kto by niby nie chciał mieć armii orków i przejąć Mordoru. Dlatego wszystkiego będzie więcej.
Middle-earth: Shadow Of War Monsters Trailer
W "jedynce" biegaliśmy po Mordorze? Spoko, teraz zwiedzimy też inne lokacje Śródziemia, a świat będzie o wiele rozleglejszy. Mieliśmy przyjemny system walki pełen ciekawych umiejętności w rodzaju strzału z łuku połączonego z teleportacją? Teraz dostaniemy o wiele bardziej rozbudowane drzewko rozwoju pełne nowych trików i ich ulepszeń. Nemesis był jedną z najciekawszych mechanik wprowadzonych w ostatnich latach do gier? Teraz dorzucimy do niego widowiskowe podbijanie fortec i osadzanie ich swoją prywatną armią brzydali opętanych przez świeżutkie moce Celebrimbora. Były Graugi? To teraz dajmy smoki i możliwość ich ujeżdżania. Do Tolkienowskiego rostera dorzućmy natomiast takie tuzy jak Szeloba, Nazgul czy... Balrog.
Official Shadow of War Monsters of Mordor Trailer
Sami widzicie, że twórcy mają rozmach i w Cieniu Wojny zdają się walić ze wszystkich trebuszy. Walka na początku sprowadzała się do biegania między nogami gigantów i strzelania w grzbiet Balroga. Potem natomiast mogliśmy dosiąść trollopodobnej bestii i nie dość, że gonić przez urwiska za naszym ulubionym Płomieniem, to jeszcze walczyć z nim jako rzeczony potwór. Przypominało to trochę zapasy tytanów, a kiedy się skończyło, Balrog umknął gdzieś daleko, zapowiadając dalsze misje fabularne związane z jego gorącą postacią. Cóż, walka może i niepotrzebnie uwzględniła drugie ogromne stworzenie, ale miała dobre tempo i była odpowiednio emocjonująca. Liczę jednak na rundę drugą bez dodatku w postaci bestii. Tylko ty i ja, Balrogu. Dobrze, że przynajmniej ty nie jesteś przystojnym brunetem w płomiennorudym płaszczu.
Po tych fajerwerkach zostało mi kilka minut, żeby spokojnie pobiegać po świecie gry. Szło to bardzo sprawnie, bo Talion jest teraz jeszcze zwinniejszy, mogąc bardzo szybko wspinać się na różne budynki i korzystać z dobrodziejstw podwójnego skoku. Poza tym zwiedzanie i pokonywanie patrolów orków było bardzo znajome - tak jak mówiłem na początku, mamy do czynienia z klasycznym sequelem, w którym dostajemy wszystkiego więcej i (najprawdopodobniej) lepiej. Nie narzekam, wszak to bardzo dobra, sprawdzona formuła. Trzeba tylko uspokoić wewnętrznego Tolkiena i pod względem fabuły/uniwersum potraktować to jak jeszcze większy fanfik niż jedynka.
Przeczytaj także:
- Śródziemie: Cień wojny ze skrzynkami z lootem i mikrotransakcjami. Także w systemie Nemesis
- Skąpo ubrana kobieta zamiast pająka? Twórcy Cienia wojny bronią swojej wizji Szeloby
- Twoje Nemesis podąży za tobą ze Śródziemia: Cienia Mordoru do Cienia wojny
- Middle-Earth: Shadow of War w pełnym 4K na Xboksie One X
- Wojna nie rzuci Cienia na Switcha, ale z chęcią naprawi fabularne niedociągnięcia poprzedniego Śródziemia
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Patryk Fijałkowski