Sony wzięło się za walkę ze streamującymi No Man's Sky. I wydaje się, że wali trochę na odlew
Dlaczego Sony może mieć coś przeciwko pokazującym No Man's Sky przed premierą jest dość jasne. Tyle tylko, że w tej walce z wiatrakami japońska firma zapędziła się chyba trochę zbyt daleko.
08.08.2016 | aktual.: 08.08.2016 18:58
To jedna z tych łzawych historii o ciężkim losie pojedynczych ludzi, skrzywdzonych przez korporacyjną machinę. Pojawiają się nawet chore dzieci! Więc warto ją traktować z pewnym dystansem. Tak czy inaczej jednak pokazuje ona po raz kolejny pewien problem, jaki mamy na linii domniemanego konfliktu interesów pomiędzy wydawcami gier a ich odbiorcami.
Bo jeżeli gra jest dobra, to czy może szkodzić pokazanie jej przed premierą? Jeżeli dzieje się to w oderwaniu od starannie i drobiazgowo sterowanej machiny PR-owej, to odpowiedź korporacji najwyraźniej brzmi „tak”.
W ostatnich dniach Sony zażądało od YouTube'a zamknięcia kanałów kilku streamerów, pokazujących fragmenty rozgrywki z No Man's Sky. Problem w tym, że dotknęło to ludzi nierobiących nic ponad komentowanie ostatnich wydarzeń związanych z grą. W tle swoich wypowiedzi puszczali oni fragmenty No Man's Sky rozpowszechniane przez samego wydawcę, wyłącznie w celu urozmaicenia swojego przekazu.
Jak donosi Game Informer, Steven Thomas, prowadzący kanał No Man's Sky Gamer, został zmuszony do jego zamknięcia po tym, jak do YouTube'a napłynęło zgłoszenie od Sony. Nie była to automatyczna reakcja omylnego systemu Content ID, a efekt ręcznego oflagowania materiałów Thomasa przez pracownika Sony. Autor filmu omawiał na nim jedynie ostatnie wydarzenia związane z grą i zapowiadanym przez twórców uaktualnieniem, wyraźnie zaznaczając podczas swojej transmisji, że nie pokazuje rozgrywki na żywo. To jednak nie wystarczyło.
Podobny do Thomasa los spotkał kanał The Know, jemu jednak – ze względu na większy zasięg i siłę przebicia – udało się przekonać Sony do zmiany decyzji.
We Were CENSORED by No Man's Sky! - The Know
Jest to o tyle ciekawe, że z kolei serwisy Kotaku czy Polygon, które transmitowały już pierwszą godzinę z pudełkowej wersji gry (pozbawionej patcha 1.03), uniknęły tak gwałtownej reakcji ze strony Sony. Być może w ich wypadku słuszna okazała się decyzja o użyciu do transmisji Facebooka, mniej skorego do uginania się pod żądaniami właścicieli praw autorskich.
Oczywiście niezależnie od wszystkiego trudno tu przypisywać Sony jakąś złą wolę. Wiemy już, skąd takie reakcje na przedpremierowe fragmenty rozgrywki czy opóźnienie w wysyłaniu kopii recenzenckich. Wydawca chce po prostu, by gracze dostali obraz produkcji takiej, jaką jest ona w wersji ostatecznej. A bez patcha 1.03 jest to niemożliwe. Nie da się jednak uniknąć wrażenia, że wszystko to mogłoby się odbyć lepiej.
Tymczasem Thomas na razie czeka na ewentualną zmianę decyzji korporacji. Na tę oczywiście może liczyć – o sprawie zaczyna być głośno, zainteresowali się nią już nawet sami twórcy gry.
Sean Murray z Hello Games przeprosił w swoim tweecie dwóch poszkodowanych – Thomasa i jeszcze jednego YouTubera o ksywie xXxCobra za zaistniałą sytuację. Obiecał, że ich problem zostanie rozwiązany.
Dla tego pierwszego jest to szczególnie ważne, że planował po premierze gry uruchomić 24-godzinnego streama charytatywnego. Chciał w ten sposób wspomóc fundację Make-a-Wish, pomagającą w spełnianiu marzeń śmiertelnie chorych dzieci. Zablokowanie jego konta na YouTube'ie uniemożliwia realizację tego planu.
Jeżeli potrzebowaliście jeszcze jakiegoś dowodu na nieprawdziwość powiedzenia, że „nieważne, jak mówią, byleby mówili”, to proszę.
Dominik Gąska