Polskie ceny Switcha
Konsola, gra lub dwie, dodatkowo padzik i... do końca miesiąca na zupkach chińskich?
O tym, że Switcha kupimy w Polsce bez specjalnego wysiłku i kombinowania z zagranicznymi sklepami, wiecie już od kilku dni. Pozostaje jednak, jak sądzę, ta ważniejsza kwestia - koszt całego przedsięwzięcia. Kilka "naszych" stronek wystawiło już nową konsolę oraz jej akcesoria w ramach przedsprzedaży. Warto zatem zejść na ziemię i przeanalizować, z jakimi cenami będziemy mieli do czynienia. Odrobinę spoileruję, lecz szykujcie się na nieprzyjemnego plaskacza w twarz. Zwłaszcza jeśli z Nintendo trzymaliście sztamę już od jakiegoś czasu. Osoby z zewnątrz także mogą poczuć się odrobinę rozczarowane - nie będzie to u nas równie przyjemny zakup, co przykładowo w Stanach Zjednoczonych.
Wczoraj cena konsoli jeszcze skakała. Mam nadzieję, że te, które wskażę tutaj, pozostaną takie już nieco dłużej (na przykład do 3 marca, czyli daty debiutu Switcha). Konsoleigry.pl oraz CDP.pl proponują nam oba warianty kolorystyczne (czarny oraz pstrokaty) za 1430 zł. Z kolei Ultima, PowerPlay lub HDmarket po dwie dyszki drożej.
Jasne, że bezpośrednie przeliczanie wartości z dolarów na złotówki nie ma większego sensu, ale 1399 zł uważałem za górną granicę. Zwłaszcza że w zestawie nie znajdziemy żadnej gry. Nawet tego popierdółkowatego 1-2-Switch, które wydawałoby się tutaj idealnym pretendentem. W żadnym wypadku nie można zatem poprzestać na odłożeniu półtora tysiąca.
Nintendo Switch Games: Hands-on
Dotychczas ogromnym plusem pykania na Nintendo były ceny gier. Nawet jeśli utrzymują swoją wartość nieporównywalnie dłużej od tych na konkurencyjnych platformach, są w miarę przystępne od początku. Okolice 150 zł za nówkę na 3DS-a albo 170 zł w przypadku "folii" na Wii U - można się przyzwyczaić, uwierzcie. Ale już koniec tej epoki, Switch dogania resztę nie tylko pod względem płatnego grania przez sieć. W tych prognozach ufam szczególnie HDmarketowi, w którym "stołuję się" od początku ścisłego romansu z Nintendo. Wysokobudżetowe pozycje, jak Breath of the Wild, za ponad 250 zł (podobnie w pozostałych sklepach)? Uch. A taki 1-2-Switch? Dwie stówki bez złotówki (u nas dzisiaj dużo częstochowskich rymów, wybaczcie). Okej, wiadomo, że do Switcha dokupicie Zeldę. No to już mamy prawie 1700 zł.
Na akcesoriach lepiej od Ninny zarabia chyba wyłącznie Apple, więc spodziewajcie się hardkorowej jazdy. "Oficjalna" ładowarka (znaczy zwyczajna pod USB, ale z logiem N)? Ponad sto złotych. Dodatkowy zestaw Joy-Conów (pamiętajcie, że prawy ma inne bajery niż lewy, więc niektóre gry wieloosobowe bankowo wymagać będą dwóch par) - ponad trzysta złotych. Uchwyt ładujący dla naszych kontrolerów (bo ten w pudełku z konsolą przecież nie ładuje) - znowu ponad stówkę. Tak samo etui i folia ochronna na ekran, jak ktoś, tak jak ja, jest pedantem. Finalnie Pro Controller, bez którego pewnie wielu z Was nie wyobraża sobie czterdziestu godzin przygód w Hyrule - niemal trzysta złotych. Podaję linki do różnych sklepów, byście mieli świadomość, że tak, tyle to mniej więcej będzie rzeczywiście kosztować.
Jeżeli wybieracie się do sklepu już 3 marca, powinniście szykować od 1700 do 2000 złotych. Lekką rączką. I takim sposobem między bajki można włożyć wszystkie dawniejsze gadki o przystępnej, niższej cenie, która Switcha odróżnić miała od PlayStation czy Xboksa. To wcale nie będzie "tańsza alternatywa".
Adam Piechota