Far Cry 5 - mamutem przez mezolit, tirem przez Montanę...
Jaka jest różnica?
Malutka. Siadając do dema najnowszej odsłony jednej z najpopularniejszych serii Ubisoftu, nie spodziewałem się niczego odkrywczego. Całe szczęście - demo rozpoczęło się bowiem bez żadnego słowa wstępu, wymagając ode mnie, bym - a jakżeby inaczej - wyzwolił pewien teren. Tym razem było to małe miasteczko w stanie Montana okupowane przez uzbrojonych fanatyków religijnych. Na początku wybrałem tylko jednego z trzech pomocników (padło na pieska), a potem gra wyrzuciła mnie na przedmieścia z kijem bejsbolowym we wzór flagi USA.
Rozgrywka prezentuje się bliźniaczo względem poprzednich odsłon, co dla jednych będzie wystarczającym powodem, by w dniu premiery pobiec do sklepu, a dla drugich, by wyśmiać praktyki Ubisoftu i trzymać kciuki, by seria wzięła sobie wolne dając czas na "wymyślenie się na nowo". Po oznaczeniu przeciwników z wieży ciśnień i nasłaniu mojego psiego towarzysza na jednego z fanatyków, rozpoczęła się intensywna FPS-owa sieczka, do której przyzwyczaiła nas seria. Demo obdarowało mnie i rewolwerem o porządnym odrzucie, i uzi z celownikiem optycznym czy karabinem i snajperką. Czym chata bogata, i dobrze, bo wrogowie rzucili się całą kupą, łącznie z wariatami, którzy z okrzykiem na ustach chcieli podbiec i wbić mi coś ostrego w głowę. Pies szybko znikł z pola widzenia i nie był w tym chaosie specjalną pomocą. Po ostatnim fragu strzelanina zakończyła się komunikatem, że miasteczko zostało wyzwolone. I, prawdę mówiąc, dopiero wtedy zacząłem doceniać nową scenerię Far Cry'a.
Kiedy nikt już nie dybał na moje życie i mogłem spokojnie przespacerować się po tej małej, amerykańskiej mieścinie, klimat zalał mnie tak, że nie myślałem już o wtórności tej gry. Podobnie zapomniałem o wirtualnym psie, szwendającym się gdzieś z boku i szukającym chyba swojej charyzmy. Za to wzorowa małomiasteczkowa speluna, w której ani chybi kije bilardowe łamie się na kolanie, zaprosiła mnie do swojego wnętrza, nagradzając poczuciem uczestniczenia w wyrazistej, zaściankowej rzeczywistości.
To uczucie nasiliło się, gdy wsiadłem do zaparkowanego na poboczu tira, a z radia wybuchło pocieszne country. Wycofałem, wyminąłem umieszczoną na ulicy blokadę (no dobrze, staranowałem ją), po czym zacząłem po prostu jechać pustą drogą, słuchając muzyki i zagapiając się na piękne pejzaże upstrzone okazyjnym płotem czy młynem. Oczywiście szybko moją sielankową podróż przerwał patrol fanatyków, którzy zaczęli mnie ostrzeliwać z terenówki. Gra przypomniała wnet, że jest Far Cryem i przede mną jeszcze tabuny takich patroli i garść innych miasteczek do wyzwolenia.
Nie jestem fanem strategii tej serii, ale muszę ukłonić się przed ludźmi, którzy projektowali świat Far Cry 5. Grze nie można odmówić genialnej atmosfery i myślę, że właśnie tym będzie ostatecznie stała. Armia religijnych rednecków przekonanych, że mordowanie ludzi jest idealnym sposobem na zbawienie, jest tu tylko wisienką na torcie. Montana okazuje się diabelnie atrakcyjną scenerią, która może na długo zostać w pamięci graczy.
Przeczytaj także:
- Bóg, broń, gwieździsty sztandar i Far Cry 5
- Co już wiemy o Far Cry 5? Zobacz naszą wideozapowiedź
- Dobry troll czy pomysłowy marketing Ubisoftu? Petycja o anulowanie Far Cry’a 5
- To nowe DLC do Outlasta, czy Far Cry 5 rzeczywiście planuje tak religijne kontrowersje?
- Ubisoft potwierdza: Assassin’s Creed, Far Cry 5, The Crew 2 i South Park w tym roku fiskalnym
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Patryk Fijałkowski