Dobra wiadomość: Konami pokazuje nową Castlevanię
Zła wiadomość: to gra mobilna.
Ja się zastanawiam, w którym momencie ktoś w Konami uzna "o kurczę, my chyba robimy coś źle!" i postanowi uratować firmę od kierunku, w jakim zmierza. Niestety, przyznaję tutaj rację Jimowi Sterlingowi - nieprędko. Bo przecież to wszystko się opłaca. Co roku czekamy na jakąś rzeczywistą kontynuację naszych ukochanych serii japońskiego wydawcy: Metal Gear Solid, Castlevania, Silent Hill, co roku dostajemy mokrą szmatą po twarzy. Metal Gear Survive, mimo bardzo przeciętnej zawartości, zarabia zapewne na tyle dobrze dzięki swoim chorym mikropłatnościom, by zwrócić z nawiązką koszta (też niewielkie, przecież wiemy) całej produkcji. Na Wzgórzu cicho jak nigdy. A Castlevania... idzie w mobilki.
Grimoire of Souls, bo tak się zwie, zostało zapowiedziane na sprzęty z iOS-em bez konkretnej daty premiery, bez jakiegoś efektownego zwiastuna, w ogóle bez większej pompy. Ot, "wydajemy nową Castlevanię, tutaj macie kilka zrzutów ekranu". I stronę internetową, jak gdyby kogoś obchodziły dziś jeszcze oficjalne strony internetowe gier. Brawa dla Konami. Ja nawet nie będę tutaj przypominał, ile lat minęło od jakiejkolwiek prawdziwej odsłony serii. No dobra, niech będzie, przypomnę - CZTERY LATA. Gdyby zaś patrzeć, jak udaną pozycją było Lords of Shadows 2, to PIĘĆ, bo trzeba by liczyć Mirror of Fate. A jeśli ktoś w ogóle odsłon z "LoS" w tytule nie toleruje, to koło DEKADY. Dziesięć lat temu wyszło Order of Ecclesia. Puff... Oddychaj głęboko, szkoda nerwów.
Zdjęcia z Grimoire of Souls sugerują, że mobilnej pozycji bliżej będzie tradycyjnym dwuwymiarowym częściom niż tym metroidvaniowym. Mieszanina postaci z najlepszych lat marki (Alucard, Simon, Shanoa, Marie), kooperacyjne walki z dużymi bossami, tryb rywalizacyjny dla czterech graczy i jakaś kampania, oby nie potraktowana całkowicie po macoszemu. Fajnie byłoby móc dobrze się bawić, idąc w prawo, miażdżąc zastępy piekielne, wspinając się w końcu na najwyższą wieżę zamku w świetle księżyca, by po raz osiemset szesnasty zabić zmartwychwstałego Drakulę. Fajnie byłoby, wiecie, po prostu dostać znośną Castlevanię. Ale to tytuł mobilny. Nie sądzę, by zrezygnował z okazji wyssania każdego ostatniego grosza wrednymi mikrotransakcjami.
Ale może nie zapeszajmy, może cokolwiek pozytywnego z tego wyjdzie. W razie czego mamy zbliżający się drugi sezon Netfliksowej "Castlevanii", który ukoi rany.
Adam Piechota