Żywy czy martwy, Generał zawsze musi mieć łeb na karku - Skulls of the Shogun [recenzja]

Żywy czy martwy, Generał zawsze musi mieć łeb na karku - Skulls of the Shogun [recenzja]

Żywy czy martwy, Generał zawsze musi mieć łeb na karku - Skulls of the Shogun [recenzja]
marcindmjqtx
30.01.2013 11:30, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Patrzycie na Skulls of the Shogun i myślicie "etam, jakaś gra dla dzieci". To zrozumiałe, stwarza takie pozory. Ja zajrzałem jednak głębiej i znalazłem całkiem bogatą grę strategiczną, która pozwala wysilić szare komórki, pozwala się pośmiać i strasznie trudno ją wyłączyć. Rozprawmy się z kilkoma mitami.

Skulls of the Shogun to turowa gra strategiczna bez szeregu rewolucyjnych zasad, które trzeba wkuwać przez bitwą. Jedynym odstępstwem od standardu jest brak podziału planszy na heksy czy niewidoczne kwadraty, które regulowałyby rozstawienie jednostek - możemy stawiać je w dowolnym miejscu. Dziwne rozwiązanie, utrudniające trochę formowanie właściwego szyku, ale idzie się przyzwyczaić.

Zielony zaraz zginie (znowu)

Podstawowy garnitur jednostek także nie wzbudza emocji - piechota nadaje się do zagradzania drogi (wysoka obrona), kawalerią możemy atakować przeciwnika i uciec poza jego zasięg (wysoka mobilność), a łucznicy to śmiertelne zagrożenie dla każdego, do kogo doleci strzała (wysoki atak) i łatwa ofiara, jeśli stoi się z nimi twarzą w twarz (nie mogą wtedy kontratakować). Jest jeszcze generał. Z nim nie ma żartu, to najpotężniejsza jednostka na polu walki, potrafiąca samemu odwrócić losy bitwy, ale jeśli zginie, jego oddział automatycznie przegrywa.

W każdej turze mamy do dyspozycji pięć ruchów, niezależnie od ilości żołnierzy. Bywa tak, że mamy ich pod rozkazami więcej, więc trzeba wtedy wybierać - nie damy rady użyć wszystkich. Istotną rolę w grze odgrywają czaszki wrogów. Zjadając je, ulepszamy daną jednostkę, a po wrzuceniu w siebie trzech czaszek, przybiera ona demoniczną formę zyskując dodatkowy punkt akcji, w swojej turze.

Tyle podstaw, teraz do mitów.

Śmierć nie zwalnia z obowiązków

To gra dla dzieci MIT! To gra dla każdego, mająca dwa oblicza w zależności od wybranego poziomu trudności. To, że Skulls of the Shogun wygląda, jak malowanka dla dzieci, które z jakiegoś powodu lubią szkielety przebrane za samurajów, nie jest grzechem. Miła dla oczu oprawa, to coś, co docenia się po kilku godzinach spędzonych przed telewizorem, a uwierzcie mi, że to nie jest gra na jeden czy dwa wieczory. No i tematyka to też miła odmiana od bardziej oklepanych motywów wojennych.

To krótka gra MIT! Do obalenia tego mitu nie potrzeba mi nawet trybów sieciowych, których testowanie przed premierą było bardzo utrudnione. Nie myślcie, że przejdziecie całą kampanię fabularną w jeden czy dwa wieczory.

To gra tylko do multiplayera MIT! Wiadomo, że zwycięstwo nad żywym graczem smakuje lepiej, niż nad konsolą, ale fabularna kampania Skulls of the Shogun to dużo więcej, niż sklecony naprędce samouczek. Odkrycie, że gra rzeczywiście opowiada jakąś historię i sposób w jaki to robi było dla mnie bardzo miłą niespodzianką.

Ssssalamandrrry lubią ogień

Śledzimy tu losy zdradzonego po wygranej bitwie generała, szukającego w zaświatach zemsty na zabójcy, który i tam nieźle namieszał. Najlepsze jest to, że historia w dużej mierze nie jest opowiadana przerywnikowymi scenkami, a dialogami jednostek - przed, w trakcie i po bitwie. Ich kwestie potrafią zwalić z nóg błyskotliwym dowcipem, grą słów czy dość luźnym podejściem do sprawy "umierania" w zaświatach, w których po wschodzie słońca i tak znów jest się "żywym" szkieletem. Cytowane są filmy, cytowane są gry, jest zabawnie nawet przed momentem, w którym do naszych szeregów trafia plująca ogniem salamandra, która lubi sobie łyknąć "podpałki", po czym plącze jej się język. A co wyprawia Bóg Piorunów - Raiden!? Ha, to trzeba zobaczyć. Uwierzcie mi, że Skulls of the Shogun nawet w pojedynkę daje radę. Nie nudzi, tylko wciąga mocniej i mocniej.

To śmieszna gra MIT! A, nie... To akurat PRAWDA!

To łatwa gra MIT! Skulls of the Shogun oferuje dwa poziomy trudności. Owszem, może być łatwa, ale tylko jeśli tego chcemy i zmienimy poziom trudności na "casual". Na "normalu" rozgrywka potrafi rzucić wyzwanie. Bo najważniejszym mitem, który trzeba obalić jest ten, mówiący że...

Czy ktoś powiedział "rozpierducha"? (zagracie, to zrozumiecie - Raiden rządzi!)

To płytka gra MIT! MIT! MIT! Autorzy obiecywali proste zasady, które przełożą się na głębię warstwy strategicznej i słowa dotrzymali. Te kilka podstawowych typów jednostek możemy wykorzystywać na dziesiątki sposobów. W zależności od ukształtowania planszy, zdolności przewidywania ruchów przeciwnika czy własnej fantazji. A im dalej w grę, tym więcej drobnych, ale wpływających na dostępne strategie smaczków poznajemy.

Na początku możliwość łączenia stojących koło siebie jednostek w linię wydaje się nieprzydatna, ale poczekajcie, aż przyjdzie wam walczyć nad przepaścią (luźnostojące jednostki można zepchnąć). Szybko zorientujecie się też, że zjadanie czaszek ma kapitalne znaczenie dla wyniku, ale warto się solidnie zastanowić nad tym, którą jednostkę "nakarmić". Dostępni w późniejszych misjach mnisi z każdą zjedzoną czaszką zyskują nowe czary, potrafiące odwrócić losy bitwy. Tyle, że mnicha można zabić w walce, albo przez zajęcie jego świątyni - czyli trzeba zostawić kogoś do ich obrony. Czary i rekrutacja nowych jednostek kosztuje ryż. Jego poletka wyczerpują się, a konsola lubi zajmować je w pierwszej kolejności - staramy się zaatakować bezpośrednio na wrogiego generała, gdy jednostki są rozsypane po planszy, czy godzimy się na dłuższą bitwę i też zbieramy ryż. No i co zrobić z tymi czaszkami, które leżą zachęcająco w kącie mapy. Wystarczyłoby ich na pełne ulepszenie dwóch jednostek i zdobycie czaru wskrzeszającego, ale pilnują ich Diabły (Oni), których maczuga zabiera mnóstwo zdrowia. Może warto spróbować wywabić je kawalerią?

Oni w akcji

Ciągnięcie tej wyliczanki zagwozdek, na jakie będziecie natrafiali w każdej bitwie nie ma sensu. Przez początek gry przechodzi się błyskawicznie, ale w kolejnych misjach zauważyłem, że coraz więcej czasu zabiera mi planowanie. Zarówno krótkoterminowe, jak i to dotyczące ogólnej strategii na daną bitwę. Zwłaszcza, jeśli celem nie było proste pokonanie wroga, a na przykład dotarcie do wyznaczonego miejsca. Udane zrealizowanie planu daje mnóstwo satysfakcji, ale przegapienie jakiegoś niuansu może łatwo przerodzić się w druzgocącą porażkę. To nie jest gra, którą przejdziecie myśląc o niebieskich migdałach, choć może na taką wyglądać.

To świetna gra PRAWDA! Skulls of the Shogun dało mi dokładnie to, na co liczyłem. Przyjemną dla oka, śmieszną, ale i wymagającą myślenia i strategicznego planowania zabawę. W kampanii bawiłem się wybornie i chyba jestem gotowy na walkę z żywymi przeciwnikami. Nie mogę się doczekać. No i nie jest to gra _tylko_ dla fanów turowych strategii, dajcie jej szansę - pobierzcie demo.

Maciej Kowalik

PS Skulls of the Shogun kosztuje 1200 MSP i jest dostępne na Xboksie 360 [dodaj do kolejki ściągania], a także telefonach i tabletach z systemem Windows 8. Gra oferuje międzyplatformowy multiplayer, ale nie miałem możliwości sprawdzenia go w praktyce.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)