Żyjemy w czasach, w których nawet nieskończone zwiastuny w końcu trafiają do sieci
A fakt, że reklamują coś od dawna znanego, nikomu nie przeszkadza.
12.10.2012 | aktual.: 05.01.2016 16:30
Działanie zwiastunów jest proste. Tworzy się je, aby podgrzać atmosferę towarzyszącą oczekiwaniu na premierę gry. Mają wzbudzić zainteresowanie, przekonać do zakupu. Tylko jak robić zwiastuny do takiej gry jak League of Legends, do której dostęp jest nie dość, że darmowy, to gra działa od kilku lat i rzadko kiedy przydarza się w niej jakieś znaczące wydarzenie.
Rok temu taką okazją była premiera nowego trybu gry, Dominion. Zbiegła się ona nieco z premierą "drugiego sezonu" gry, jednakże choć w 2010 roku zwiastun się pojawił, tak w 2011 nic, cisza. Zazwyczaj fani nie domagają się reklamówek, bo po prostu je dostają, ale świat gier free-2-play pod wieloma względami stoi na głowie. Liczne głosy ze społeczności ciągle pytały, kiedy pojawi się nowy zwiastun, głównie dlatego, bo chcieli zobaczyć swoich ulubionych czempionów w "filmie animowanym".
Zwiastuna jednak nie było.
Kilka miesięcy temu Riot Games zaczęło zajawiać turniej na koniec drugiego sezonu. To była zwyczajna reklamówka z gadającymi głowami członków studia, którzy zapowiadali, jak będzie super. Jednakże pomiędzy nich wpleciono urywki animacji, która wyglądała jak pierwszy zwiastun, ale nie do końca. Spostrzegawczy zauważyli czempionów, których nie było wcześniej.
Jednakże Riot w kilku miejscach podkreślał, że w tym roku nie będzie animowanego zwiastuna.
Gdy wtem, wczoraj, przez przypadek, brazylijski oddział firmy na swoim streamie wyemitował to:
To nic innego jak zwiastun wspomnianego wcześniej trybu Dominion, który był przygotowywany na kampanie promocyjną pod koniec 2011 roku. Riot Games nie było jednak z niego w pełni zadowolone i postanowiono go nie wypuszczać do sieci. Wycięto z niego jednak krótkie fragmenty, które trafiły do innych zajawek.
Zwiastun na streamie miał zostać wyemitowany w wyniku problemów z komunikacją w firmie i jest "nieskończonym prototypem". Rzeczywiście, nie wygląda zbyt oszałamiająco, ale jako, że można w nim zobaczyć 10 czempionów, to wielu stałych graczy ma się do czego odnieść. W końcu każda okazja do zobaczenia śmierci Teemo jest dobra.
Tak późna "premiera" reklamy jest bardzo symboliczna. Tryb Dominion był drugą próbą Riot Games na poszerzenie sposobów na zabawę w League of Legends. Podstawowy to Summoner's Rift, tryb 5v5, z zasadami bezpośrednio wziętymi z Doty. Najpopularniejszy. Pierwsza próbą było Twisted Treeline, mniejsza mapa 3v3, dla tych. którzy mają mniej czasu. Cieszy się umiarkowanych powodzeniem.
Dominion to miałby być jednak zupełnie inne zasady. Zamiast niszczenia wież - przejmowanie punktów kontrolnych. Szybsze tempo rozgrywki, więcej akcji. I podobnie jak Twisted Treeline, nowa mapa znalazła jakąś swoją niszę wśród obszernej bazy graczy. Z drugiej strony, jeśli dziennie w League of Legends gra 12 milionów graczy, to nawet procent z tej liczby to więcej, niż publiczność niejednej gry sieciowej.
Nowy tryb był poważną inwestycją, ale nie jest przez większość graczy traktowany poważnie. To Summoner's Rift jest TĄ GRĄ, "Crystal scar" uznaje się za to magiczne miejsce, w którym każdy czempion, nawet ten najbardziej osłabiony poprawkami, może znaleźć swoje miejsce.
Najśmieszniejsze jest to, że równolegle z ciężkimi pracami Riotu nad Dominionem, gracze wymyślili swój własny tryb gry, ARAM. Rozgrywany na ustawianych meczach z klasycznej mapy, wymagał od wszystkich uczestników zaakceptowania nowych reguł - akcja ograniczała się jedynie do środkowej linii, nie można było się cofać do bazy etc. Nieoficjalny tryb zaczął cieszyć się coraz większą popularnością, aż w końcu Riot Games zdecydowało się udostępnić jego fanom lekko zmodyfikowaną mapę znaną z samouczka. I tak powstał kolejny tryb League of Legends, ale jego powstanie kosztowało zdecydowanie mniej niż Dominion.
Ci sami gracze, którzy domagali się nowej reklamówki, stworzyli sobie własny tryb w grze. Free-2-play to zwariowany świat.
Konrad Hildebrand