Zostań na chwilę i posłuchaj #3: Blaski, ale i cienie Intel Extreme Masters
O zaletach imprezy pisano już wiele. Ale jakie wydarzenie tej klasy ma wady?
Intel Extreme Masters – ten magiczny czas, gdy przez 3 dni wszystkie media w kraju interesują się esportem. Choć połowa na zasadzie: patrzcie, cóż to za dziwo. Przyznam jednak uczciwie, że w tym roku nie trafiłem na żaden materiał, artykuł czy wideo, które wywołałoby u mnie konfuzję lub zażenowanie. Mam nadzieję, że nikt z Was w komentarzach nie wyprowadzi mnie z błędu. Chyba powoli dociera do tak zwanej opinii publicznej, że gracze nie mają trzech rąk i ociekających krwią kłów, a po prostu mają jedno z wielu hobby, jakich na świecie pełno.
Przyjechawszy po raz czwarty na Intel Extreme Masters miałem trochę więcej czasu, by się porozglądać po imprezie i popatrzeć, co zrobiono fajnie, a co jeszcze wymaga zmiany lub niestety nie da się na to nic poradzić. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest...
Na minus: kolejka
W piątek i sobotę była olbrzymia. Ludzie stali w niej po kilka godzin, by wejść do środka i zobaczyć imprezę. Taki urok darmowych wydarzeń i szczerze mówiąc, nie wiem, czy dałoby się coś z tym zrobić. Może wprowadzenie jednak tanich biletów, by móc oszacować zainteresowanie i otworzyć więcej wejść do Spodka coś by pomogło? Z jednej strony ogonek ludzi to symbol zainteresowania IEM. Z drugiej – rozmawiałem z dzieciakami stojącymi po 6-7 godzin, od rana, by koło 14 wejść wreszcie do środka.
Z niebiletowaną imprezą wiąże się jeszcze jeden problem…
Na minus: zajmowanie miejsc
To nie jest w sumie przypadłość IEM, a raczej taka nasza polska. Szukając wolnego miejsca do siedzenia trafiałem na sytuacje, gdy ktoś położył kurtkę, a nawet kartkę i wyszedł. I to nie na chwilę - gdy trzeba wyskoczyć do łazienki czy po coś do jedzenia. Zrozumiem, gdy kolega obok mówi spokojnie, że niestety tu zajęte - też. Ale podejście: zajmę sobie miejsce, zostawię je, a potem pójdę pooglądać coś innego - uważam za kuriozum. Rozwiązaniem byłby zakup biletów do strefy z gwarantowanymi miejscami siedzącymi – ale niestety karnet trzydniowy to 500 zł. Nic dziwnego, że popularniejsze były te na wcześniejsze wejście – zawsze można sobie zająć miejsce przed innymi.
Na plus: publiczność
Zżymam się na zajmowanie krzesełek, bowiem dorwanie sobie miejsca gdzieś na widowni Spodka to podstawa do śledzenia imprezy. A warto to robić na żywo – komu się wydaje, że oglądanie esportu przed monitorem to to samo – bo i tak ogląda się telebim, a nie samych zawodników – ten się myli. W Spodku (i zapewne na innych wydarzeniach też, nie wiem, nie byłem) panuje niesamowita atmosfera. Publiczność żywo reaguje na to, co się w meczu dzieje… i na to co się nie dzieje też. W wyjątkowo nudnych meczach finału League of Legends publiczność oklaskiwała każdą zniszczoną czujkę. Nad salą latały papierowe samoloty zrobione z licznie rozdawanych na imprezie ulotek.Do kamery unosiły się naprędce zrobione transparenty z hasłami. A gdy grać miał Fnatic, nadzieja (choć mała) na pokonanie Koreańczyków z SKT T1, cała widownia rozświetliła się od latarek w telefonach, jakby zebrani chcieli przekazać zawodnikom swoją energię. Słowem: kto nazywa się fanem esportu powinien jechać i na żywo usłyszeć ryk tłumu po udanej wymianie ognia w Counter Strike albo odpartym ataku na bazę w Starcrafcie. Dodam jeszcze, że polska publiczność dopingowała właściwie każdego – pełne dezaprobaty buczenie słyszałem tylko w meczu ze wspomnianym SKT – bo grali nudno i zachowawczo, a przecież i tak było wiadomo, że wygrają.
Skoro o tym mowa…
Na minus: koreańska dominacja.
Esport, esport nigdy się nie zmienia – gdy oglądałem ostatnio „The Foreigner” o Starcrafcie, uśmiechnąłem się na widok kadru z chłopakiem trzymającym transparent „Nerf Korea”. Niestety, od 2011 r., gdy dzieje się akcja, nikt tej nacji nie osłabił i Koreańczycy głównie wygrywają. Na IEM na plus zmieniło się to, że w Starcrafcie nie grało szesnastu reprezentantów Korei, jak rok temu. Bo choć są dobrzy, grają na wysokim poziomie, to jednak w esporcie chodzi o to, by znaleźć swojego faworyta i mu kibicować. Trudno to zrobić, gdy wszyscy pochodzą z obcego kręgu kulturowego. W tym roku było komu kibicować, a że znów wygrał Koreańczyk? Cóż, są naprawdę lepsi od reszty i nic da się na to nic poradzić. Inne regiony mogą próbować im dorównać. Co przypomina mi…
Na plus: forma Polaków w Starcrafcie
Przyznaję, jestem niedzielnym widzem Starcrafta - jak jest duża impreza, to włączam i oglądam. Dlatego zaskoczyło mnie, choć może nie powinno, że dwójka naszych reprezentantów zajęła miejsca w pierwszej dziesiątce, a trzeci załapał się do szesnastki. Ksywki takie jak Nerchio czy MaNa znałem od dawna, ale co innego zobaczyć na żywo, że to nadal aktywni i czołowi gracze na scenie.
Jeśli już jesteśmy przy Polakach…
Na plus: rosnąca popularność Counter Strike: Global Offensive
Nie będę pisał o spadającej formie Virtus.pro, bo wierzę, że to chwilowa słabostka, a ekipa się pozbiera i zarządzi jeszcze na IEM. Co innego mnie ucieszyło: mimo braku Virtus.pro w sobotnim półfinale i finale, widownia była pełna, kolejka pod Spodkiem wielka, a owacje gorące. Koło mnie siedział ojciec z synem i dwoma jego kolegami, którzy przyjechali specjalnie, by oglądać cały dzień CS:GO. I choć mnie do Spodka przyciągnęło League of Legends, to zgodzę się w pełni z opinią kolegi, że dla laika LoL jest równie jasny, jak baseball dla przeciętnego Polaka. Dlatego CS:GO jest idealną grą, by zacząć oglądać esport – szybki, widowiskowy, zasady dość jasne (choć oczywiście pełne niuansów) i nie za długie mecze. Choć nie gram, oglądam z większą przyjemnością niż Starcrafta 2, gdzie jednak ciężko mi ocenić, co dokładnie się dzieje. Bardzo mnie więc cieszy, że CS:GO rośnie w siłę.
Mam nadzieję, że dołączą do niego kolejne strzelanki…
Na plus: nowe dyscypliny esportowe
Kilka lat temu Hearthstone, a w tym roku Heroes of the Storm. Blizzard dba, by jego tytuły pojawiały się na scenach, a IEM oferuje widzom coraz szersze spektrum gier. Nie jestem przekonany, czy akurat kolejna MOBA to dobry pomysł, bo jak pisałem wyżej, próg wejścia nawet w oglądanie takich gier jest dość wysoki. Ale jeśli trend się utrzyma, to może za rok obejrzymy jakieś małe zawody w Overwatch? W tym roku, choć niestety tylko w piątek, był też turniej w Rainbow Six: Siege. Dobry kierunek, trzeba szukać nowych tytułów, a z nimi nowych widzów i zawodników.
Na plus/minus: małe targi
Wracając jednak do samego IEM – oprócz przestrzeni do oglądania sportów jest jeszcze przestrzeń targowa. Nie ma w Polsce takich imprez jak Gamescom, więc dobrze, że maniacy sprzętu i gier mogą przyjechać tutaj, obejrzeć i kupić nowości. Albo wziąć udział w turniejach czy konkursach. Słowem: dobrze się bawić. Szkoda tylko, że miejsca na stoiska i zwiedzających jest na tyle mało, iż w sobotę ciężko się było przecisnąć. Oczywiście, zbudowane obok hali Międzynarodowe Centrum Konferencyjne to i tak znaczący postęp od czasów pierwszego IEM, gdzie targi ściśnięte były na korytarzach Spodka. Ale chciałoby się więcej.
CS:GO - WeRunThisPlace vs. CLG Red [Mirage] - Intel Challenge Katowice 2016 - Grand Final Map 1
Na minus: hostessy
Zwykle, gdy napisze się coś takiego, pojawiają się komentarze powątpiewające w orientację seksualną autora. Niespecjalnie mnie to rusza, nie mam z tym problemu, więc napiszę: zatrudnianie kobiet w obcisłych lub skąpych strojach, by przyciągały spojrzenia chłopaków i mogły dać ulotkę jakiejś firmy, to niska zagrywka. Żerowanie na tym, że większości odwiedzających IEM buzują hormony i chętnie zrobią sobie zdjęcie z dziewczyną. Albo na tym, że często to dla facetów jedyna okazja, by stanąć koło takiej naprawdę ładnej i nawet położyć jej rękę na biodrze. Nigdy nie rozumiałem zwyczaju robienia sobie takich fotek: to jakiś powód do dumy i jakieś szczególne osiągnięcie, że wynajęta do tego dziewczyna na to pozwoliła?
Obecność hostess na targach technologicznych nie współgra mi z kolejnym…
Na plus: mistrzostwa kobiet
Intel bardzo w tym roku podkreślał, że w esporcie istotna jest różnorodność. Wyrazem tego były zorganizowane już drugi raz zawody kobiet w Counter Strike: Global Offensive, które cieszyły się sporym zainteresowaniem publiczności. Niby na małej scenie, ale na widowni było sporo osób, gorący doping i nie mniejsze emocje. To dobry sposób, by pokazać, że dziewczyny też grają, są dobre i wygrywają. Na razie w komfortowej atmosferze damskich turniejów, ale z czasem zapewne na tej samej scenie –wszak w esporcie istotna powinna być nie płeć, ale umiejętności w grze.
Patrzę teraz na tę listę i wychodzi mi, że mam ciut więcej plusów, niż minusów… Może o czymś zapomniałem? Chyba nie, więc pozostanie nam się zobaczyć za rok na jeszcze większym Intel Extreme Masters.