Zostań na chwilę i posłuchaj #1: Opowieść powigilijna

Zostań na chwilę i posłuchaj #1: Opowieść powigilijna

Zostań na chwilę i posłuchaj #1: Opowieść powigilijna
Paweł Olszewski
16.01.2016 17:00, aktualizacja: 24.01.2016 12:27

Obiecałem kiedyś, że na Polygamię wrócę - czas obietnicy dotrzymać. Raz w miesiącu będziecie mogli poczytać, co mnie ostatnio w grach i branży growej rozbawiło, zaskoczyło albo zdenerwowało. Tym razem coś mnie bardzo wzruszyło - i nie było to Life is Strange.

Najbardziej w święta lubię te wieczory, gdy spotkania rodzinne już się zakończą i po świątecznej konsumpcji można się w spokoju zaszyć przed komputerem - na konsolę nie ma szans, „Kevin sam w domu” rządzi telewizorem - i odpalić jakąś grę. Nie ma co ukrywać, najlepsze prezenty robimy sobie sami, a termin zimowej wyprzedaży Steamowej nie bez powodu częściowo pokrywa się z Gwiazdką.

Swoją drogą, bardzo przypadły mi do gustu zmiany w formule tejże  wyprzedaży. Zniżki ustalane są na początku i trwają przez cały czas wyprzedaży (np. 13 dni). Nie ma już nagłych okazji i codziennych olbrzymich obniżek ceny, nie ma potrzeby zaglądać na stronę główną Steama co kilka godzin. Za to można spokojnie przeczesać katalog  w poszukiwaniu jakichś zapomnianych tytułów lub nieznanych perełek. Jest czas, by spokojnie obejrzeć jakiś gameplay, zagrać w demo, jeśli jest, a może nawet sprawdzić grę na szybko przez Family Sharing. Słowem: zastanowić się, czy na pewno chce się kupić tę konkretną. Żaden licznik upływającego czasu nie popędza i nie trzeba się też martwić, czy to najlepsza oferta, bo może jutro  z -30% zrobi się -50%.

Fakt, może na nowej wyprzedaży nie było aż tylu powalających ofert rzędu -50%-85%, ale warto pamiętać, że od ceny Valve zabiera sobie 30%, a potem twórca musi jeszcze zapłacić podatki. Jeśli więc chce się szczególnie wesprzeć jakiegoś autora, zwłaszcza niezależnego, to warto machnąć ręką i nie czekać na największą możliwą wyprzedaż.

Obraz

Wygląda jednak na to, że z nowego, spokojniejszego tempa wyprzedaży zadowolony jestem nie tylko ja. Valve poinformowało (choć przypadkiem), że więcej osób kupiło więcej gier, ale także przejrzało więcej stron sklepu i dodało więcej tytułów do swoich list życzeń.

Ja grzebiąc w katalogu trafiłem na Cargo Commander, małą grę o kosmicznym szabrowniku, którą kiedyś Konrad polecał mi i Wam. Gra bez odgórnie wyznaczonego celu - plądruje się kontenery z towarem, kupuje lepszy sprzęt do przedzierania się przez pancerną blachę i odganiania zmutowanych mieszkańców. A potem się ginie lub nie, zapisuje wynik na tablicy i zaczyna kolejny dzień pracy. Wydawało się, że to idealna pozycja, by zrelaksować się w świąteczny wieczór: tylko ja, kosmiczna pustka i smętny blues. Ale twórcy zdołali mnie zaskoczyć.

Obraz

Najpierw świątecznym motywem. Gra sprawdziła datę systemową i w kontenerze mieszkalnym głównego bohatera zawisły lampki. Bardzo lubię, gdy rozgrywka delikatnie przenika się z realnym światem - to, co widziałem na ekranie pogłębiło tylko świąteczny nastrój, który panował dookoła. Dodatkowym smaczkiem okazały się kartki pocztowe. Bohater znajduje je czasem przetrząsając kontenery. Można poczytać sobie, co tam wirtualne postaci pisały do siebie. A także znaleźć puste kartki i wysłać je do przyjaciół lub wirtualnych postaci. Udzielił mi się nastrój i skoro już znalazłem pocztówki ozdobione motywami świątecznymi, postanowiłem wysłać życzenia: Konradowi (jeśli kiedyś znów włączy Cargo Commander to je dostanie) oraz growej żonie - niekonkretnej i bezimiennej, podpisywanej po prostu „Wife” lub „Love”. Od tejże żony (i synka) bohater regularnie dostaje e-maile - standardowe „Tęsknię, kocham, szkoda, że Cię tu nie ma” - ot miły dodatek i delikatna próba nakreślenia tła fabularnego, dodania odrobiny głębi postaci bezimiennego poszukiwacza. Przelatywałem je tylko wzrokiem, gdy przeplatały się z mailami od szefostwa informującymi o awansach i postępach w grze. Jednak nie w te święta - chwilę po nadaniu kartki dostałem wzruszającą odpowiedź.

„Kochanie” pisała „Dziękuję bardzo za kartkę” „( ) Mistrz skakał z radości po pokoju, gdy ją dostał, jakby to był świąteczny cukierek”. Dalej była krótka historyjka o tym, jak wieczorem siedzieli w pokoju, a nagle z komina dało się słyszeć hałasy. Młody był przekonany, że to renifery i Święty Mikołaj, ale w efekcie kominem spadło tylko mnóstwo śniegu i sadzy. „Wow” powiecie „Historyjka jak z Chwili dla Ciebie”. Faktycznie - prosta i lekka. Ale czytana w tamtym momencie sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na sercu. A także nieco nieswojo.

Obraz

Z kolejnych, już czytanych uważnie, maili dowiedziałem się, że żona nie do końca ma świadomość, na czym polega praca męża. Sądzi, że spędza on nudne dni za biurkiem w kosmicznej megakorporacji i gapi na sekretarki, a nie z narażeniem życia przewierca się przez ściany unoszących się w próżni kontenerów. Gdy napisała, że potrzebne będą pieniądze na naprawdę dachu, poczułem ukłucie odpowiedzialności - od tego pory wyprawy w kosmiczną pustkę nie były już takie same. Śmierć, która powoduje tylko stratę punktów, stała się nieco większą porażką. Choć w samej rozgrywce nic się nie zmieniło, to przez ten drobny zabieg podchodziłem do niej z ciut większą powagą.

Obraz

W wielu grach twórcy próbują wywołać emocje bardzo łopatologicznie. Łapią kamerę, zatrzymują ją na czymś, odbierają graczowi kontrolę, puszczają smutną muzykę, szepcą do ucha, a jakby krzyczeli: „Teraz odczuwaj!”. Tym bardziej byłem zaskoczony, że mała gra, gdzie fabuła stanowi pomijalne tło, zdołała subtelnie i skutecznie poruszyć uczucia. Sprawiła, że poczułem samotność, tęsknotę i radość. A jednocześnie zrobiła to mimochodem, wcale na to nie nalegała: dwóch autorów ukryło tę opcję jak niemalże Easter Egga. Mogłem nie wysyłać tej kartki w święta, mogłem nie wysyłać jej nigdy. Nadal dostawałbym maile od żony, ale nie miałbym tego poczucia interaktywności - wirtualna postać zareagowała na moje poczynania stając się dla mnie konkretną i istotną. Nadała nabijaniu kolejnych punkcików jakiś dodatkowy sens. Możliwe, że dla kogoś, kto nie zakłada jeszcze rodziny, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Dla mnie jednak Cargo Commander stał się grą ciut bardziej szczególną. Będę go uruchamiał w każde święta i wysyłał kolejną kartkę. Paweł Kamiński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)