Zmiana warty na szczycie. Co dalej z Electronic Arts i Square Enix?
Och, nic takiego, po prostu mają zacząć zarabiać większe pieniądze.
26.03.2013 | aktual.: 15.01.2016 15:41
Z Electronic Arts odszedł John Riccitiello, w Square Enix pracownicy niebawem przestaną mijać na korytarzach Yoichiego Wadę. Obie firmy radziły sobie ostatnio gorzej niż tego oczekiwano, w obu przypadkach potrzebny jest wstrząs.
Guru online passów mówi "do widzenia" Za rządów Riccitiello w EA wydarzyło się dużo i dobrego, i złego. Perła w koronie w postaci serii FIFA stała się nie tylko popularniejsza niż kiedykolwiek, ale przede wszystkim zaczęła być grywalna. Zakupy w działce mobilnej (PopCap, Chillingo, Playfish) można w komplecie zaliczyć do udanych. Firma nieźle odnalazła się również na Facebooku, przenosząc tam swoje największe marki. Czy tego chcemy, czy nie, Elektronicy stali się sprawną taśmą produkcyjną, która regularnie, raz do roku, wypluwa na rynek już nie tylko sportówki, ale i shootery i wyścigi.
Ale EA źle wygląda na giełdzie. W 2007 roku cena akcji sięgała nawet 60 dolarów, dziś można je kupić poniżej 20 dolarów. Firma ruszała się z gracją słonia w porcelanie, gdy w obrębie jej zainteresowań pojawiało się cokolwiek związanego z internetem. Star Wars: The Old Republic wspaniale wystartowało, ale wraz z odpływem subskrybentów musiało przejść na model f2p. Katastrofą zakończyła się niedawna premiera SimCity, w które przez wiele dni nie dało się pograć. Wiele negatywnych opinii zbierał i wciąż zbiera Origin. Elektronikom dostało się szczególnie za rzekome szpiegowanie użytkowników, ale czy to czyni tę usługę jakoś znacząco bardziej krwiożerczą od Steama?
Raczej nie, bo podstawowym problemem EA jest PR. W zeszłym roku zgarnęli nagrodę Złotej Kupy dla najgorszej firmy w Stanach Zjednoczonych. To była kulminacja fali niezadowolenia po upowszechnieniu przez EA online passów, DLC gotowych na dzień premiery i osiągających momentami poziom absurdu mikropłatności. Zamiast traktować graczy jak klientów, o których warto dbać, coraz częściej bez ceregieli sięga się do ich kieszeni. Dziś EA i Activision to chyba dwie najmniej lubiane firmy na rynku.
A przecież początki Riccitiello miał obiecujące. Optował za dywersyfikacją biznesu i z początku jego decyzje były trafne - kupił Pandemic i BioWare, przejął mobilnych gigantów, sam bił się w piersi przyznając, że działalność firmy w poprzednich latach pozostawiała wiele do życzenia. Samokrytyka odniosła skutek: wcześniej wyzywający EA od imperium zła John Carmack wstąpił do programu EA Partners. Koncern przecierał nowe szlaki. W 2007 roku wydał Rock Banda, Mass Effect, Skate i Crysis; w 2008 Army of Two, Dead Space i Mirror's Edge; w 2009 Dragon Age.
Dziś tej chęci eksploracji nie ma. "Nowe" marki to odkurzanie starych (Syndicate, SSX, SimCity), a firma wydaje więcej nowych DLC niż nowych gier. Co zrobi nowy boss, którym według pogłosek ma zostać Peter Moore?
Taśmociąg Finali W Square Enix Yoichiego Wadę zastąpi Yousuke Matsuda. Podstawową przyczyną zmiany jest potężna spodziewana strata za bieżący rok fiskalny, wynikająca z kosztów restrukturyzacji. Matsuda jest w firmie od 2001 roku, jest więc po części za stan finansów odpowiedzialny. Być może jakieś świeże spojrzenie zaproponuje, ale nie wiem, czy więcej korzyści nie przyniosłoby zatrudnienie kogoś z zewnątrz. Pamiętajmy jednak, że to japońska korporacja, w której sprawą awansów rządzą inne zasady niż u nas.
Problemem SE jest podobno kiepska sprzedaż gier w Europie i Ameryce Północnej. Trudno powiedzieć, które tytuły szefostwo ma na myśli. Jeśli na chwilę zawierzyć nieprecyzyjnym danym VGChartz, czołowe marki dobijały do łącznej globalnej sprzedaży 3 milionów. Pomijając kiepsko sprzedający się plankton w rodzaju Hitman HD Trilogy, od normy odbiegało chyba tylko Sleeping Dogs (1,5 miliona sprzedanych egzemplarzy), które jednak firma traktuje jako długofalową markę. Wyrazem tego było umieszczenie jej w PS+, by oswoić z nią graczy.
Prawdziwą porażkę Wada poniósł na względnie nowych polach działalności. Krytyka i gracze doszczętnie zmiażdżyli Final Fantasy XIV, któremu już chyba nic nie pomoże - i to jest podstawowa przyczyna rozczarowania. Nie wiem, jak idzie sprzedaż gier mobilnych, ale na zdrowy rozum SE kompletnie tego rynku nie rozumie - raz, że starocie oferuje w niedorzecznych cenach (Final Fantasy Tactics za 14,49 euro?!), zrównując tę gałąź branży z handheldami, dwa, że jak się bierze za mikropłatności, to z bossów firmy wychodzi skrajna chciwość. Czego najlepszym przykładem są Theatrhythm Final Fantasy (nabycie wszystkich piosenek w wersji na iOS jest prawie dwa razy droższe od analogicznej czynności na 3DS!) i Final Fantasy: All the Bravest. Zresztą niech przemówi obraz:
SE po przejęciu Eidosu nieźle odnalazło się na Zachodzie, trafiając w gusta graczy - wydobyło z grobowców Deus Ex, Hitmana i Thiefa, pięknie odrestaurowało Tomb Raidera, plotkuje się o wskrzeszeniu Raziela. W działalności wydawniczej firma była prężna, wygrała wyścig po zręby produktu, którym stało się ostatecznie Sleeping Dogs. Znacznie gorzej szło jej w działalności producenckiej. Final Fantasy XIII-2 sprzedało się dwa razy gorzej od XIII, a mimo to powstaje kolejny epizod tej historii. Właśnie działania wokół marki FF są tym, co od dawna SE wychodzi fatalnie. A "Piętnastki" nie widać. Tymczasem naroiło się od Versusów, Type-0, Lighting Returns... Łatwo zrozumieć konfuzję graczy.
Jak już wspomniałem, po zmianie na fotelu nie spodziewam się zmiany kierunku w rozwoju firmy, ale po cichu o tym i tamtym marzę. Chociażby o remake'u Final Fantasy VII, Vagrant Story 2, kontynuacji Chrono Crossa i powrotu do wizji zapoczątkowanej przez Xenogears, jednego z najdonioślejszych dzieł w erpegowych dziejach. Nie żebym jakoś szczególnie na odkurzenie staroci liczył, ale skoro markę FF można doić bez końca i najwyraźniej się to opłaca, chętnie przywitałbym dojenie marek, które nie miały dotąd kiedy wyjść mi bokiem.
Z drugiej strony, jak sobie przypomnę Front Mission Evolved i 3rd Birthday, to może jednak powinienem dać sobie spokój z marzeniami...
Marcin Kosman
"Headshot" to nieregularny cykl komentarzy redakcyjnych, w których subiektywnie odnosimy się do najbardziej aktualnych tematów.