Zmarł Papcio Chmiel. Jedyny taki człowiek na świecie
Choć w dowodzie miał wpisane Henryk Jerzy Chmielewski, wszyscy mówili do niego Papcio Chmiel. Przeżył Powstanie Warszawskie, a potem stworzył serię komiksów "Tytus, Romek i A'tomek", na których wychowały się całe pokolenia. Zmarł w wieku 97 lat.
W Stanach Zjednoczonych Kapitan Ameryka dawał w pysk Hitlerowi, potem w latach 60. dodawał otuchy żołnierzom, sam walcząc w Wietnamie. W Polsce? Komiks jako gatunek był wyszydzany i zsyłany na rogatki kultury. Komuniści uważali go za synonim "zgniłej, zachodniej kultury". I to nie moje słowa, a Janusza Christy, zmarłego w 2008 r. autora "Kajko i Kokosza". - Tak samo zresztą jak guma do żucia, długie włosy czy kolorowe skarpetki – mówił w jednym z wywiadów.
Podobnie jak gry wideo w latach 90. Nie wykluczam, że w świadomości wielu jest tak pewnie do dziś.
Taki klimat nie przeszkodziły jednak Papciowi Chmielowi, który "Tytusa, Romka i A'tomka" wydawał z sukcesami już w 1957 r. Jeszcze na łamach "Świata młodych" tytułowy szympans Tytus de Zoo został znaleziony w rakiecie kosmicznej. Jego pochodzenie z czasem się zmieniło. Tak, jak i funkcja. Początkowo bohaterowie Papcia Chmiela spełniali konkretne role. Raz byli harcerzami, kiedy indziej zgłaszali się na pobór do wojska. Zawsze przykładni, usłużni, szlachetni. Z wojskiem był problem. Bo jak to - małpa w mundurze. Cenzor nie był zadowolony. Ale to wyjątek. Na ogół Papcio w Polsce był szanowany i lubiany. Nawet przez cenzurę.
A zawsze wyglądał, jak człowiek z innej - nomen omen - bajki. Bujna biała czupryna była jego znakiem rozpoznawczym. Do tego "skórzane, czarne spodnie i futerko ze sztucznego, czarnego misia". Tak przynajmniej opisywała go Szarlota Pawel, autorka komiksów "Jonka, Jonek i Kleks" w dokumencie "W ostatniej chwili – O komiksie w PRL-u".
"Autobiochichichiczne rewelacje" – tak o swojej autobiografii mówił Chmielewski. "Tarabanie w Barbakanie. Autobiografia na tle historii warszawskiego Barbakanu" to lektura niezwykłego człowieka i gotowy scenariusz na film. Czego tam nie ma: Powstanie Warszawskie, praca jako kreślarz, przez chwilę otarcie się o karierę elektryka ("Cud, że się tak nie stało. Do prezydenta od elektryka – krótka droga pomyka" przyznawał Papcio), a finalnie praca we wspomnianym "Świecie Młodych".
A potem? Wedle oficjalnych wyliczeń 11 milionów sprzedanych egzemplarzy komiksów! W Polsce! Potraficie to sobie wyobrazić? Ja ledwie. Do dziś ukazało się 40 tomów serii. Komiks doczekał się nawet adaptacji w postaci gry wideo wydanej przez Play Publishing, ale lepiej o niej zapomnieć.
Ja "Tytusa, Romka i A'tomka" odkryłem przez przypadek. W bibliotece Szkoły Podstawowej nr. 10 w Jeleniej Górze. Przetrząsałem półki w poszukiwaniu kolejnego Punishera czy Spider-Mana, którymi się wtedy zaczytywałem.
Okładkę pamiętam do dziś. Przedziwna, kretopodobna machina, wygrzebująca się z ziemi i z boku Tytus wykrzykujący: Księga XV. Po kilku stronach przepadłem. Młody umysł chłonął elementy edukacyjne, śmiał się od żartów i zachwycał bogactwem świat i kolorów.
Wiele, wiele lat później podczas Targów Książki na Stadionie Narodowym widziałem Papcia Chmiela na żywo. Miał już ponad 90 lat, ale cały czas pełen był wigoru. W kolejce do niego stał sznur ludzi. Ja zrezygnowałem. Dziś żałuję.
Ech, no nie tak to miało wyglądać. Do reaktywacji "Dobrej Kreski", czyli komiksowej półki na Polygamii, przymierzaliśmy się wielokrotnie. I już miała ona wystartować. Już mieliśmy pisać, że run "Hellblazera" Gartha Ennisa nakrywa czapką ten od Briana Azzarello. Że "Swamp Thing" od Snydera też daje radę, a najlepszy komiksu roku to "Śmiech i śmierć" Andrew Tomine. Ale żadna z tych rzeczy nie ma teraz znaczenia. Zmarł Papcio Chmiel. Jedyny taki człowiek na świecie.