Zielone bloby, bezczelni bohaterowie i smoczy nawóz - czyli No Heroes Allowed
No Heroes Allowed, o której mogliście usłyszeć w Polygadce #145 (tej o zielonych blobach), to gra strategiczno-logiczno-zręcznościowa na PSP, od listopada dostępna na Playstation Network. Jej premierze nie towarzyszyły specjalne fanfary ani rozszalała kampania marketingowa, przez co wielu graczy mogło ją po prostu przegapić - a szkoda, bo zadaje ona kłam tezie, jakoby na PSP nie było oryginalnych gier. Poniżej zatem nasza recenzja, przerywana wywiadami z mieszkańcami krainy gry.
05.12.2010 | aktual.: 08.01.2016 13:23
No Heroes Allowed jest trzecią częścią japońskiej serii, która oryginalnie nazywa się "Yuusha no kuse ni namaiki da", co oznacza mniej więcej "Jak na bohatera, jesteś całkiem bezczelny" - jak widać, już nazwa sugeruje, że gra nie traktuje siebie ze śmiertelną powagą. Na Zachodzie luźne podejście do kwestii tytułu zaowocowało nietypową sytuacją, a mianowicie ostrzeżeniem przed pozwem sądowym. Otóż pierwsza część ukazała się najpierw jako "Holy Invasion of Privacy, Badman! What Did I Do To Deserve This?", co było nawiązaniem do charakterystycznych wykrzykników Robina w serialu o Batmanie z lat sześćdziesiątych, w wyniku czego interweniowało Warner Bros. Część druga nosiła zatem tytuł "What Did I Do To Deserve This, My Lord? 2", ale i on się nie przyjął, zapewne jako zbyt odczapistyczny, stąd trzecia część nazywa się jeszcze inaczej. Czyste szaleństwo.
...i taki tu był spokojny zakątek, panie, a teraz mało że Badman zagraża wiosce, to jeszcze ciągle wycieczki bohaterów, co chwila jeden z drugim się panoszy, wina i żarcia żąda, a ty idź i usługuj. A jak się popiją, za łby wezmą, skaranie, czego te hultaje nie zmalują. I córkę muszę chować, jak co bardziej dzicy nadciągają... albo elfie magiczki, panie, czegom się, po prawdzie, nie spodziewał, ale taka to nowa moda, wszystko przez te parady. Jednakowoż w sumie to ja wdzięczny jestem temu paskudzie, co pod ziemią siedzi - wcześniej pies z kulawą nogą nie zajrzał, a teraz interes się kręci, talary lecą. Wcale bym nie chciał, żeby Badmana ubili, bo znowu po staremu będzie... Bernard Siwy, l. 54, oberżysta
Jeśli pamiętacie starą grę na PC pod tytułem Dungeon Keeper, to idea tutaj jest bardzo podobna: gracz zarządza lochem głównego szwarccharaktera, Badmana, co czyni go poniekąd podwykonawcą woli ZUA. Magicznym kilofem drąży korytarze, wpuszczając do nich kolejne istoty, które składają się na populację lochu. Co pewien czas podziemną siedzibę odwiedzają nachalni bohaterowie, którzy chcą dobrać się Badmanowi do skóry - jeśli do tej pory gracz odpowiednio rozbudował loch i zapełnił go niebezpiecznymi stworami, to bohaterów spotka coś niemiłego. Jeśli zaś nie, to wyciągną oni Badmana z nory i gracz przegrywa. Brzmi prosto? To tylko pozory.
Pierwsza część serii wprowadziła ogólne zasady i menażerię potworków, część druga rozbudowała reguły (m.in. o mutacje) i dodała trochę stworów, część trzecia wprowadza wodę i wodne istoty, a także możliwość wspólnego kopania lochów z drugim graczem, który wciela się wtedy w córkę Badmana, Badmellę. Skutkiem tej ewolucji gry jest to, o czym mówił Tomek w Polygadce: zaczynając przygodę z No Heroes Allowed, gracz może się początkowo poczuć przytłoczony mnogością zasad, zależności, typów potworów etc. Natomiast pod względem scenariusza nieznajomość poprzednich dwóch części w ogóle nie przeszkadza.
...wszyscy nas tylko podgryzają, każdy zazdrości, a czy ktoś pomyśli o kosztach bycia bohaterem? Przecież ten cały ekwipunek nie wziął się z powietrza, musiałem sprzedać farmę, żeby kupić ten miecz, no ale sam popatrz, plus pięć do siły i plus dwa to zręczności. Albo odwrotnie, cholera, gdzie to ja miałem instrukcję...? A wracając do rzeczy, czy ty wiesz, człowieku, co robi z ekwipunkiem wdepnięcie w smocze kupsko? Przecież to sterta nawozu jest, a żrące jak cholera, buty i zbroja do wyrzucenia, a jeszcze musiałem potem kupić maść na odparzenia... A ten karczmarz, drań jeden, ile on z nas kasy ciągnie, a przecież my jego wyzwolić chcemy. I jeszcze te podatki, przecież król i rząd zabierają mi moje pieniądze, a sam lepiej wiem, co z nimi zrobić... co? No przepiłbym, owszem, ale to wspomaga, ten, no, lokalny handel. Czyli tego karczmarza, ciurę skąpego... Groman Koniogębny, l. 39, wojownik
No Heroes Allowed ma ładną grafikę 2D stylizowaną na klasyczne RPG, jak również sympatyczną muzyczkę grającą w tle. Oprawa nie jest może tak efektowna, jak w przypadku wielkich hitów w rodzaju God of War czy Kingdom Hearts, ale jest czytelna, przyjemna i utrzymana w stylu retro (pixel art!), co w zupełności wystarcza, a niektórym graczom może odpowiadać nawet bardziej. Również jeśli idzie o zawartość gry, nie ma na co narzekać - wiele poziomów, ustawień i dodatkowych wyzwań zapewnia mnóstwo zabawy na długie zimowe wieczory. Ponadto gra jest pełna humoru, od samej warstwy graficznej, przez teksty bohaterów i Badmana, aż po opisy w almanachu gry. Nie jest to Terry Pratchett i grając w No Heroes Allowed raczej nie będziemy wybuchać śmiechem, ale gra wprawia w dobry nastrój i okazjonalnie przyprawia o uśmiech.
Wspomniałem już o oprawie No Heroes Allowed, kwestiach związanych z tytułem, humorze w grze oraz rozgrywce w ogólnym zarysie, czas teraz napisać o niej trochę dokładniej. Podziemia w których rozrastać się będzie loch Badmana składają się z kwadratowych pól czy też klocków. Rozbijając je magicznym kilofem, gracz tworzy korytarze. Rozbicie niektórych kwadracików powoduje, że wykluwa się z nich jakieś stworzenie - na początku są to wspomniane zielone bloby, później mocniejsze bestie. Tworząc podziemny labirynt korytarzy, gracz tym samym powołuje do życia również cały ekosystem potworów.
...no i oczywiście rzucam co chwilę czar Sejwu, ale ledwie spojrzę w drugą stronę, a niecnoty mi psują Sejwpojnty. I oczywiście wtedy nie ma zmiłuj, jak wyskoczy jakiś demon, to po sprawie, zresztą choćby ostatnio, jak mnie wróżki opadły, małe cholery, to myślałem że już stamtąd nie wyjdę. Ale rzuciłem Fajerbolem, a potem wbiłem jednej i drugiej te ich cholerne różdżki w... co? Och no dobrze, już dobrze, nie bądźmy tacy święci... Vladislavus Potężny, l. 98, czarodziej
Podstawą biotopu są zielone bloby, które de facto nawożą okoliczne kwadraciki. Bardziej nawożony klocek daje po rozbiciu mocniejszego stworka: po blobach są to robale, po robalach zaś jaszczury, a każde z nich żywią się stworzeniami niższego poziomu. Łańcuchów pokarmowych jest więcej - kolejnym rodzajem kwadracików są bowiem takie nasączone magią. Wychodzą z nich błędne ogniki, które później roznoszą magię po okolicy, co podobnie jak w poprzednim przykładzie, powoduje powstawanie bardziej nasyconych klocków, z których wykluwają się mocniejsze bestie, jak wróżki i smoki, każde żywiące się swoimi poprzednikami.
A skoro już mowa o klockach, to żart dotyczący smoczej kupy też nie wziął się znikąd - faktycznie smoki sadzą stosy łajna, które nie pozostaje bez wpływu na ekosystem lochu. Oba łańcuchy pokarmowe, podstawowy i magiczny, przeplatają się ze sobą, bo choć smok żywi się tylko wróżkami (które z kolei pochłaniają błędne ogniki), to jednak jako agresywna bestia atakuje wszystko co się rusza, co może spowodować przetrzebienie populacji któregoś gatunku. Takich zależności jest w No Heroes Allowed więcej.
Grrrroaaaarrr! Grrgle, wurrr, burb, burb, gra-argh. Groarr, bleh, bleh, graaalg. Groarr, grrr, wrrr! Grah! Pfffrt. Gralg Rzygotliwy, l. 134, goblin
Wizyta bohaterów również potrafi nieźle przeorać życie w okolicy - nagle okazuje się, że słabsze potworki zostały wybite przez wrażych wojowników, niedobitki dojedzone przez stworzenia drugiego poziomu, które teraz zaczynają padać z głodu, w wyniku czego żywiące się nimi najmocniejsze stwory wędrują dalej w poszukiwaniu pożywienia i wszystko zaczyna się sypać. A tu nie ma czasu na panikę, gdyż kolejni żądni przygód bohaterowie przybywają...
To wszystko pomówienia, nic, tylko pomówienia. Mój klient nigdy nikogo osobiście nie skrzywdził, padł tylko ofiarą uprzedzeń. Nie wychodzi na słońce, bo ma wrażliwą cerę. I owszem, ma takie hobby, że hoduje egzotyczne stworzenia, przecież to nic złego, ja sam miałem kiedyś kolonię mrówek w akwarium. Słucham? No owszem, mrówki raczej nie zjedzą człowieka, ale w końcu ci, co wchodzili do podziemnej rezydencji mojego klienta dokonali de iure i de facto wtargnięcia. A że akurat wybrali sobie drogę przez leże ulubionego smoka mojego klienta, no cóż, można powiedzieć poetycka sprawiedliwość. Zaś cała ta sprawa z dziewicami również została wyolbrzymiona... Leopold Ignacjus Sempitern IV, l. 68, prawnik
No Heroes Allowed jest specyficzną grą, do której w zasadzie trudno mieć neutralny stosunek - jej oldskulowa grafika i skomplikowana warstwa rozgrywki albo wciągnie Was po uszy, albo totalnie odrzuci.
Bartłomiej Nagórski