Zapomniana historia Atari
Jest 28 grudnia 1978 roku, sądny dzień dla całej branży wirtualnej rozrywki. Z dzisiejszej perspektywy był to moment ważniejszy niż premiera Ponga, bo doprowadził do nadejścia złotej ery gier wideo.
Kalifornijskie Sunnyvale, dwupiętrowy biurowiec przy Borregas Avenue 1265. Tego dnia założyciel Atari Nolan Bushnell i jego kumpel Joe Keenan dowiadują się, że szefostwo Warner Communications życzy im powodzenia w kontynuowaniu kariery poza strukturami firmy. Mówiąc zaś wprost, zostają z hukiem wylani z Atari.Żeby w pełni nakreślić tło konfliktu, który doprowadził do znaczących przemian w całym przemyśle gier wideo, trzeba się cofnąć o rok. Wtedy to zakończył się dziewiczy okres w historii założonego w 1971 roku Atari, czas, gdy autorzy gier, inżynierowie i kadra zarządzająca stanowili jedność i traktowali się po partnersku. Niewiele było sporów kompetencyjnych, godziny pracy pozostawały ruchome, zaś organizowane w piątki imprezy przechodziły do historii firmy. Bushnellowi zależało na tym, by pracownicy Atari stanowili jedną wielką rodzinę. Jedno z jego sztandarowych haseł brzmiało: „Musisz być dobry w pracy, ale jeszcze lepszy w grze”. Sam szef dał personelowi przykład, poznając w klubie Khartoum kelnerkę, która wkrótce wyszła za najlepszą partię w całej Dolinie Krzemowej.
Firma działała sobie spokojnie z Joem Keenanem jako dyrektorem generalnym i Bushnellem jako szefem rady nadzorczej.
Atari zostało kupione przez Warner Communications, ponieważ Bushnell obawiał się, że sam nie poradzi sobie z wprowadzeniem na rynek pionierskiej konsoli VCS (Video Computer System). To on przyszedł do Stevena Rossa, a nie odwrotnie. Przejęcie odbyło się na cywilizowanych warunkach. Bushnell pozostał formalnym mózgiem kolosa, tyle że gdzieś tam w tle rozpoczęły się klasyczne korporacyjne podchody.Latem 1977 roku pojawił się problem stołówki. Wcześniej wszyscy jadali wspólnie, a teraz coraz więcej menadżerów przenosiło się do bardziej luksusowych knajp. To był pierwszy sygnał wyraźnie dostrzegany przez lud. Zaczęto się również coraz dokładniej przyglądać nowemu człowiekowi przysłanemu przez Warnera, któremu na początek przydzielono funkcję dyrektora ds. rozwoju produktu. Nazywał się Ray Kassar. Miał 50 lat, korporacyjną przeszłość, nie znał się na grach, ale dysponował rzadko spotykanym w tej branży instynktem.Kassar odmówił osiedlenia się w Sunnyvale, preferując wielkomiejskie uroki San Francisco. A ponieważ dotarcie z jego rezydencji do firmy zajmowało ponad dwie godziny, kolejnym wymogiem było posiadanie szofera. Stawało się jasne, że ten siwy pan, na razie tylko obserwujący to, co dzieje się w Atari, jest namiestnikiem centrali Warnera.Bushnell początkowo niewiele sobie z tego robił. Żył w przekonaniu, że Warner nie może się bez niego obejść – w końcu był przecież „ojcem gier wideo”. Sycił się sławą i wycenianymi na 15 mln dolarów osobistymi przychodami, uzyskanymi w wyniku wspomnianej transakcji. Kupił liczący 37 pokoi pałac po magnacie kawowym, do którego wkrótce wprowadził się wraz z żoną.Warner rządził Atari za pomocą prawej ręki Stevena Rossa, czyli analityka Manny’ego Gerarda. To on właśnie napisał słynne memorandum zachęcające zarząd Warnera do kupna Atari. Zrobił tak, ponieważ widział w VCS przyszłość nie tylko elektronicznej rozrywki, ale i całego multimedialnego świata. Układy w Atari zostały tak sformalizowane, że zarówno Bushnell, jak i Keenan nie mogli podejmować kluczowych decyzji bez akceptacji Gerarda. W ten sposób Warner zapewnił sobie kontrolę nad firmą.Istniał jeszcze drugi problem. Otóż w 1977 roku Bushnell dokonał prywatnej inwestycji, powołując do życia Chuck E. Cheese’s Pizza Time Theatre. Pierwszy lokal został uruchomiony w San Jose. A w środku? Jedzenie, napoje, automaty i przebierańcy mający zapewnić rozrywkę dzieciom i ich rodzicom. Tyle tylko, że Bushnell zdawał się wykorzystywać w swojej niezależnej działalności markę Atari, a ponadto istniał tu pewien konflikt interesów, gdyż trudno było pogodzić zajmowanie się siecią lokali rozrywkowych z prowadzeniem największej firmy w branży gier wideo.
Doradcy prezesa centrali Warnera z Mannym Gerardem na czele sugerowali, żeby dopóki nic się nie dzieje, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Jednak coś zaczęło się dziać jesienią 1978 roku. Wprowadzona na rynek rok wcześniej konsola VCS radziła sobie dość słabo. A przecież to głównie z jej powodu Warner kupił Atari. Jednocześnie w urządzenie to zdawał się nie wierzyć sam Nolan Bushnell, wypowiadając się sceptycznie na temat perspektyw sprzedaży. Centrala żądała wyników, więc Manny Gerard przekonał ją, by zaczekać do świąt, podczas których jego zdaniem miał nastąpić przełom. Argumentował, że dzięki ofercie VCS obecnej w popularnych katalogach firmy Sears wiele osób wybierze stanowiącą technologiczną nowinkę konsolę na prezent pod choinkę. Gerard położył na szali swoją głowę i poprosił, by poczekać.Jednocześnie był świadkiem kuriozalnego zdarzenia. Oto pewnego dnia, przybywszy do siedziby przy Borregas Avenue, został zaczepiony przez jednego z pracowników słowami „Pan też na radę nadzorczą?”. Nie miał pojęcia, o co chodzi, ponieważ właściciel Atari nie organizował w tym czasie żadnego spotkania. Okazało się, że Bushnell złamał statut, zwołując radę nadzorczą bez udziału ludzi z Warnera. To był wystarczający powód do natychmiastowego pozbycia się go, ale twardo czekano do świąt.Gdy na biurko Stevena Rossa dotarły wyniki sprzedaży tuż sprzed Bożego Narodzenia, stało się jasne, że VCS poradziło sobie z konkurencją w postaci reliktowego już Magnavox Odyssey, ale przede wszystkim ze znacznie poważniejszym rywalem – konsolą Fairchild Channel F. Prognoza Manny’ego Gerarda okazała się trafna. Steven Ross, jak na skutecznego menadżera przystało, od słów przeszedł do działania.
W siedzibie Warnera zezwolono na dokonanie kadrowej rewolucji w Atari. Piastujący funkcję szefa rady nadzorczej Bushnell został zdegradowany do poziomu konsultanta, w podobnie brutalny sposób pryncypał obszedł się z Joem Keenanem, który funkcję prezesa stracił równie szybko, jak mu ją powierzono. Obaj panowie wkrótce sami zwolnili się z Atari. Bushnellowi pozostało w tym momencie zajęcie się Chuck E. Cheese’s, zaś Keenan zatrudnił się jako handlowiec w IBM-ie.
Nowym dyrektorem generalnym został Ray Kassar, chociaż – jak twierdził Keenan – równie dobrze to właśnie on mógł stać się kozłem ofiarnym.Chyba jednak Keenan nieco podkoloryzował sytuację. W końcu on też nie był geniuszem strategii. To z niego po latach śmiano się z powodu legendarnego już tekstu wygłoszonego do Steve’a Jobsa i Steve’a Wozniaka, gdy ci przyszli do niego, by w 1976 roku sprzedać mu Apple’a II. Padło wówczas: „Zabierać nogi z mojego biurka, wynocha stąd, bo śmierdzicie, a ja nie zamierzam kupować waszego produktu!”.Tak więc od stycznia 1979 roku decyzje w Atari podejmował Ray Kassar. Warner uwolnił go od cerbera w postaci Manny’ego Gerarda i pozwolił na całkowitą samodzielność. Założenie było jedno: Atari nie może generować strat.
Warto pamiętać, że pozbycie się Bushnella i Keenana nie oznaczało wyrzucenia całego zespołu. Kluczowe dla rozwoju firmy osoby pozostały i nie zmieniono im kompetencji. Mowa o takich postaciach jak Al Alcorn (Pong), Gene Lipkin (dział automatów) czy Noah Anglin (wiceszef od technologii). Ludzie ci byli prawdziwymi fachowcami i nadal zajmowali się tym co dawniej. Aż do momentu, gdy Kassar zaczął dokonywać cięć.Pierwszym posunięciem nowego dyrektora było zamrożenie produkcji gier na VCS. Alcorn nie rozumiał, co się dzieje. Jak to, kasować dział rozwoju oprogramowania na wyśmienicie sprzedającą się konsolę? Chwilę później zdziwił się Gene Lipkin, gdy zamknięto dział flipperów. Drapał się za uchem, mamrocząc pod nosem: „Panował tu faktycznie pewien bałagan, ale wtyczkę wyciągnięto jednak zbyt wcześnie”. Jeszcze bardziej rozżalony był Anglin, uważający, że likwidując flippery, Kassar zabił źródło największej kreatywności w Atari. Powiadał: „Nasze maszyny były klęską rynkową, ale jednocześnie stanowiły arcydzieła gatunku. Nad takim Supermanem pracowaliśmy siedem dni w tygodniu, a potem został on po prostu zabity. Tego nie wybaczę firmie nigdy”.Sytuacja ta pokazuje, z jakimi trudnościami musiał się zmagać Kassar. Z biznesowego punktu widzenia jego poczynania były racjonalne i nad wyraz trafne. Zlikwidował źródła finansowych strat, rozpędził towarzystwo żyjące przeszłością i wierzące w hasło „My, Atari, potrafimy wszystko”. A przy tym nie działał na zasadzie czystek personalnych. Kluczowych pracowników, takich jak Lipkin czy Alcorn, starał się trzymać w szeregach tak długo, jak było to możliwe, zwiększając im nawet uposażenie.
Jednocześnie Kassar nie blokował prac w sektorach przynoszących dochody. Atari cały czas produkowało udane maszyny, które zdobiły salony gier. Atari Football, Asteroids, Lunar Lander, Centipede, Battlezone, Tempest – czy trzeba dodawać coś więcej? Toż to trzon złotego wieku automatów, pozycje będące technologicznym przełomem, w jakie nie można było pograć sobie w domu, tylko trzeba było biec do salonu gier, bo tylko tam stały urządzenia zdolne udźwignąć wizualną potęgę tych dzieł.Przychód firmy został w lwiej części oparty na VCS i licencjonowanych grach. W 1980 roku sprzedano około 2 mln egzemplarzy konsoli plus miliony sztuk gier, co dało rekordowy wynik na poziomie 2 mld dolarów. Atari znalazło się u samego szczytu. To doprawdy przewrotna, niesamowita sytuacja, że człowiek, który przez własne środowisko był nielubiany, dzięki swej konsekwencji dotarł tam, dokąd zmierzał.Pozycja Raya Kassara zdawała się być niczym niezagrożona. Jedno z ówczesnych haseł reklamowych kierowanej przez niego firmy brzmiało: „Nikt nas nie pokona w naszej własnej grze”. Oznaczało to mniej więcej tyle, co przekonanie, że żaden Mattel czy Coleco nie będą w stanie zagrozić nestorowi rynku elektronicznej rozrywki.Bushnell, któremu już w tamtym czasie nie szło w Chuck E. Cheese’s, zagryzał wargi. No jak to? Jak mogło się udać temu odpicowanemu staruszkowi w garniturze za kilka tysięcy papierów, który nigdy nie skalał sobie rąk prawdziwą pracą? Ano – udało się. Jednak nie do końca, co pokazały kolejne lata.Atari tak naprawdę nie pogrążyło żadne tam E.T. czy nieudana wersja Pac-Mana na VCS. To są symbole epoki, które ładnie wyglądają, gdy się je przywołuje, ale w skali obracającej miliardami firmy to nie one okazały się dziurą w Titanicu. Atari rozsadził od wewnątrz rozrost korporacyjnych uzależnień i układów pracowniczych.
Oczywiście nadszedł też pechowy 7 grudnia 1982 roku, gdy akcje Atari w ciągu jednego dnia spadły o 32% w następstwie ogłoszenia słabych wyników finansowych za czwarty kwartał, które to wyniki z kolei stanowiły rezultat zwrotów E.T. i innych niesprzedanych kartridżów. Jednak największe zagrożenie kryło się w niekontrolowanym rozroście firmy. W samym tylko Sunnyvale i okolicach kilkadziesiąt tysięcy pracowników zajmowało ponad 50 budynków biurowych, podczas gdy za czasów Bushnella zatrudniano raptem tysiąc osób! Do tego dochodziły liczne fabryki rozrzucone od Teksasu przez Irlandię aż po Daleki Wschód. Mimo zamiany inżynierów na ludzi od marketingu nie dawało się sprawnie kontrolować takiego konglomeratu. Żartowano, że w Atari nie ma ani jednej osoby, która wie, co tak naprawdę dzieje się w firmie. I to właśnie brak globalnej strategii okazał się najbardziej zabójczy. Pięć milionów kopii E.T. wartych kilkadziesiąt milionów dolarów nie mogło samo zatopić giganta.Łańcuszek zdarzeń doprowadził do tego, że począwszy od 1980 roku firmę masowo zaczęli opuszczać ludzie, których trudno było zastąpić. Bill Whitehead, Al Alcorn, Gene Lipkin, a i wreszcie Noah Anglin odeszli, bo nie chcieli autoryzować polityki technologicznej wstrzemięźliwości lansowanej przez Kassara. Byli przyzwyczajeni do tego, że Atari wyznaczało horyzonty branży elektronicznej rozrywki, a tutaj wpajano im minimalizm. Następca konsoli VCS, Atari 5200, okazał się rynkową katastrofą. W czasie, gdy na rynku zaczynał rządzić NES, Atari zaprezentowało coś, co było jedynie lekko podrasowaną wersją sprzętu sprzed pięciu lat.Zadziałało również to, czego później doświadczyliśmy na własnej skórze w Polsce, czyli dramatyczny niedobór gier na komputery Atari. Zabrakło ich nie dlatego, że parametry systemu były słabe, lecz dlatego, że mało kto chciał robić gry na tę platformę. Przyczyn należy doszukiwać się w lansowanej przez Warnera na początku lat 80. taktyce, by nad wszystkim sprawować pieczę, konsekwencją której był proces wytoczony Activision z powodu produkowania przez tę firmę gier na VCS.Ray Kassar sprzeciwiał się robieniu E.T. Mimo to właśnie jego uznano winnym spadku akcji Warnera. Po latach wyznał z rozbrajającą szczerością: „Nie miałem zdania na temat gier wideo, ponieważ przed przyjściem do Atari nigdy w nie nie grałem”. W lipcu 1983 roku został przez Manny’ego Gerarda wezwany do Nowego Jorku i tam dowiedział się, że wylatuje z pracy. To nie Steven Ross go wylał. On nigdy nikogo osobiście nie zwolnił.Pięć ostatnich lat istnienia „starego” Atari to arcyciekawa, zapomniana dziś trochę historia. Kassar w jednym z wywiadów słusznie zauważył, że gdyby nie przejęcie Atari przez Warnera, to sam Bushnell położyłby firmę około 1980 roku, gdyż już cztery lata wcześniej zaczął generować potężne straty. Wejście dużego biznesu do świata gier w krótkiej perspektywie czasowej okazało się zbawienne, jednak po owych pięciu latach zakończyło się krachem.Nabyte w 1984 toku przez Jacka Tramiela Atari było zaledwie cieniem Atari z czasów Kassara. Gdy kupowaliśmy w Peweksie czy Baltonie swój wymarzony egzemplarz 800XL, nic nie wiedzieliśmy o przewrotach w firmie. Dla nas kosztująca sto dolarów z kawałkiem maszyna stanowiła technologiczny szczyt marzeń. Prawdziwą historię Atari poznajemy dopiero po latach.
Piotr Mańkowski
Republikacja z magazynu Pixel za zgodą redakcji